Nie znając historii Zagłady, Polacy dzisiaj nie znają swojej własnej historii. Zagłada jest częścią historii Polski. Ta niewiedza prowadzi do amputacji zrozumienia, kim się jest – mówi Jan Tomasz Gross Bogdanowi Białkowi w książce „Po Sąsiadach”.

Fragment książki „Po Sąsiadach. Bogdan Białek pyta, odpowiadają: Jan Tomasz Gross i Adam Michnik”, Stowarzyszenie im. Jana Karskiego, Stowarzyszenie Przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii Otwarta Rzeczpospolita, Kielce 2022. Rozmowa odbyła się w Instytucie Kultury Spotkania i Dialogu Stowarzyszenia im. Jana Karskiego w Kielcach 8 marca 2020 roku.

_______________________________

Bogdan Białek: W tym roku mija 20 lat od ukazania się książki „Sąsiedzi”, która wywołała chyba największą w Polsce, a może i w Europie, debatę historyczną. Ksiądz Józef Tischner w jednym ze swoich esejów napisał, że są książki o historii, które tworzą historię. I w moim przekonaniu „Sąsiedzi” do tej kategorii książek należą. Ona stworzyła historię. Polska po debacie wokół tej książki na pewno stała się innym krajem. […] Chciałbym cię zapytać, czy  – z perspektywy 20 lat od pierwszego wydania „Sąsiadów” – coś byś w tej książce zmienił, coś napisał inaczej, coś dodał lub odjął?

Jan Tomasz Gross: Zastanawiałem się nad tym przez chwilę przed dyskusją w Warszawie z Adamem Michnikiem. Pomyślałem sobie, że właściwie jest jeden kontekst  – wiem o nim dzisiaj  – który mógłby być wprowadzony do dyskusji i do „Sąsiadów”.

Chodzi mi o to, że Jedwabne było jednym z trzech dramatycznych i radykalnych epizodów wymordowania przez katolickich mieszkańców miasteczka wszystkich żydowskich sąsiadów, z wyjątkiem tych, którym udało się jakoś uciec. Dwa pozostałe miejsca to pobliskie miasteczka: Wąsosz i Radziłów. W tych trzech miejscowościach mordy odbyły się 5, 7 i 10 lipca 1941 roku, a mordercy przechodzili z jednego miejsca do drugiego, powtarzali tę swoją działalność. Gdy ci z Wąsosza przyszli do Radziłowa, radziłowianie odpędzili ich, mówiąc: „to są nasi Żydzi, my ich będziemy sami mordować”, bo to się oczywiście wiązało z grabieżą.

Można więc było tę książkę inaczej napisać, gdybym wtedy dysponował wiedzą o tych trzech zdarzeniach, ale nie wiem, czy bym to zrobił, bo powstałaby inna książka. Natomiast jeśli chodzi o samą narrację i dokumentację mordu zbiorowego w Jedwabnem, to nie ukazało się na ten temat nic, co by w jakikolwiek sposób zmieniło moje myślenie.

To, co mówisz, jest bardzo ciekawe, bo ja rysuję sobie taki obrazek, że dla ciebie  – wtedy, gdy pracowałeś nad tą książką – Jedwabne nie było zdarzeniem, z którego mógłbyś wyprowadzić pewną diagnozę na temat stosunku Polaków do Żydów, relacji polsko-żydowskich pod okupacją niemiecką; że potraktowałeś to jako pewien incydent lokalny. Czy się mylę? Jaki miałeś obraz tego zdarzenia?

– Pisząc książkę o Jedwabnem, wiedziałem o tym, że bardzo podobne zdarzenie miało miejsce w Radziłowie. Nie znałem jego szczegółów, ale zamieściłem w „Sąsiadach” relację Menachema Finkelsztajna. Wiedziałem więc, że Jedwabne nie było jedyną taką zbrodnią, natomiast jej rozmiar był wyjątkowy. Chyba nigdzie indziej działanie niszczycielskie miejscowej ludności w ciągu tak krótkiego czasu – wszystko się odbywa w jeden dzień – nie niosło za sobą tylu ofiar.

Cała rozmowa w Więzi