Organizatorami ubiegłorocznego Marszu Wielkiej Polski Niepodległej byli znani z antysemickich wybryków były katolicki ksiądz Jacek Międlar i skazywany za spalenie kukły Żyda Piotr Rybak. – „Śmierć wrogom ojczyzny” to dla mnie hasło patriotyczne. Widziałem race i agresję narodowców, ale nie interweniowaliśmy, bojąc się zamieszek – mówił we wtorek w sądzie szef policyjnego zabezpieczenia ubiegłorocznego marszu 11 listopada we Wrocławiu.

Towarzyszące mu gorszące sceny, kiedy to kilkunastoosobową grupę osób próbujących zablokować manifestację narodowców obrzucono racami (jedna z kobiet została poparzona), butelkami po piwie, zelżono i opluto, pokazały prywatne telewizje i gazety. Na ławie oskarżonych ruszającego we wtorek procesu zasiedli jednak nie agresorzy, a próbujący ich zablokować Obywatele RP, członkowie KOD i kobiety z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Wcześniej zostali już za to skazani w niejawnym postępowaniu dowodowym, ale wszyscy zaskarżyli przyznane im kary.

– Co zrobił pan, by zapewnić bezpieczeństwo tej grupie, która zebrała się tam spontanicznie? Dlaczego po starciu obu grup policjanci legitymowali jedynie członków Obywateli RP? Czy została wylegitymowany choć jeden z agresywnych wobec nich napastników? – dopytywał mec. Miłosz Śliwiński. – Dlaczego nie reagował pan na łamanie prawa polegające na odpalaniu rac i piciu przez demonstrantów alkoholu? Czy słyszał pan skandowanie w kierunku Obywateli RP „wypier…ać” i hasła neofaszystowskie? Widział pan lecące w ich kierunku race i butelki?

A skandowane hasła? – Słyszałem „śmierć wrogom ojczyzny”, co według mnie jest hasłem patriotycznym – stwierdził policjant.

Mec. Śliwiński nie odpuszczał: – Czy w policji obowiązuje jakaś odgórna instrukcja, nakazująca funkcjonariuszom legitymowanie wyłącznie kontrdemonstrantów? – próbował dociekać.

Więcej w Wyborczej