W środę 29 listopada został wznowiony proces apelacyjny Władysława Frasyniuka, uznanego w pierwszej instancji za winnego znieważenia żołnierzy pełniących służbę na polsko-białoruskiej granicy. Sąd okręgowy zdecydował, że sprawa wróci do sądu rejonowego.

Władysław Frasyniuk przed sądem stanął za słowa wypowiedziane w sierpniu 2021 r. w trakcie rozmowy z Grzegorzem Kajdanowiczem w programie TVN „Fakty po Faktach”. Gdy białoruskie służby zaczęły akcję przepychania przez „zieloną granicę” do Polski setek imigrantów m.in. z Syrii czy Afganistanu, polskim władzom bardzo zależało, żeby nie wpuszczać ich do kraju. Imigrantów odsyłano na Białoruś, m.in. stosując zabronioną metodę pushback.

Grupa uchodźców została otoczona przez wojsko i odcięta od pomocy, bez jedzenia, picia, lekarstw i schronienia.

– Patrzę też z niepokojem na tę arogancję, chamstwo, prostactwo – mówił w TVN Władysław Frasyniuk.

Dodawał: – Szczerze mówiąc, słowo żołnierz jest upokarzające dla tych wszystkich, którzy byli na misjach polskich poza granicami, bo ja mam wrażenie, że to jest wataha. Wataha psów, która otoczyła biednych, słabych ludzi. Tak nie postępują żołnierze. Śmieci po prostu. To nie są ludzkie zachowania – trzeba to mówić wprost. To antypolskie zachowanie. Ci żołnierze nie służą państwu polskiemu, przeciwnie – plują na te wszystkie wartości, o które walczyli pewnie ich rodzice albo dziadkowie.

Politycy PiS oskarżyli Frasyniuka o znieważenie polskiego munduru, zapowiadali, że poniesie konsekwencje. Do prokuratury posypały się zawiadomienia o przestępstwie. Frasyniuk został oskarżony o pomówienie i znieważenie funkcjonariuszy publicznych.

Warszawska prokuratura zaczęła badać telewizyjną wypowiedź jako znieważenie funkcjonariuszy publicznych i pomówienie. „Wyborcza” ustaliła, że szukano pokrzywdzonych, ponieważ, żeby doszło do znieważenia funkcjonariusza, musi się to stać „podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych”. 

Sąd pierwszej instancji uznał Władysława Frasyniuka za winnego znieważenia żołnierzy, ale odstąpił od wykonania kary. Uznał, że jego słowa były obraźliwe, ale wina nie była znaczna, więc umorzył warunkowo postępowanie, choć nakazał mu wpłacić 3 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej, czyli Fundusz Sprawiedliwości zarządzany przez resort Ziobry. Zgodnie z wyrokiem Frasyniuk przez rok nie może popełnić takiego samego przestępstwa (znieważenie funkcjonariuszy) ani „rażąco naruszać porządku prawnego”

– Wolność słowa nie jest prawem bezwzględnym. Ochrona dobrego imienia jest również wartością konstytucyjną – argumentowała wówczas sędzia Anna Borkowska.

Od wyroku odwołały się obie strony. Warszawska prokuratura uznała, że „środek probacyjny w postaci warunkowego umorzenia postępowania na okres jednego roku jest nieadekwatny do stopnia winy i społecznej szkodliwości zarzucanego czynu”. Reprezentujący opozycjonistę mecenas Radosław Baszuk wnioskował o uniewinnienie.

– Sąd przyjął, że państwo polskie może traktować obywateli o innej karnacji jak śmieci, ale o funkcjonariuszach, którzy naruszają wszelkie prawa, zapisane nie tylko w konwencjach, ale także w polskim prawie nie można powiedzieć „śmieci” – mówił „Wyborczej” po wyroku Władysław Frasyniuk. – A według mnie ktoś, kto nie szanuje drugiej ludzkiej istoty, nie ma prawa oczekiwać, że będzie traktowany po ludzku. Skoro traktuje ludzi jak śmieci, sam musi być gotowy na określenie „śmieć”.

Podkreślał, że podtrzymuje swoje słowa, a z wyrokiem się nie zgadza. 

W środę, 29 listopada, proces apelacyjny Władysława Frasyniuka został wznowiony.

– Kończy się pewien okres, kończą się procesy polityczne, dlatego że w Polsce społeczeństwo zdecydowało się żyć w normalnym, przewidywalnym kraju. Niemniej jednak problem na granicy białoruskiej cały czas jest – mówił.

Apelował do mediów i do nowych polityczek i polityków: – Młodych, dynamicznych ludzi, którzy są w polskim parlamencie. Nie zostawiajcie działaczy niosących pomoc tym biednym ludziom samych sobie. Apeluję do parlamentarzystów o wsparcie, a przynajmniej o szacunek dla osób bardzo często poniewieranych przez polskie państwo tylko z tego tytułu, że mają wrażliwość na biedę i cierpienie innych, a kolor skóry im nie przeszkadza.

Podkreślał, że prokuraturze – mimo przesłuchania wielu żołnierzy – nie udało się znaleźć kogoś, kto poczułby się urażony jego słowami. Oprócz ministra Błaszczaka.

– To minister obrony narodowej i prezydent państwa polskiego ponoszą odpowiedzialność za to upokorzenie munduru – podkreślał Frasyniuk.

Dodał, że na granicy powinno zapanować prawo europejskie, rząd powinien się zwrócić do instytucji europejskich o pomoc, także finansową, na wsparcie uchodźców: – I trzeba robić to, co inni: odpytywać tych ludzi i dawać im szanse na pozostanie w zamożnej Europie albo odsyłać do miejsca zamieszkania.

Podkreślił: – Te upokarzające pushbacki są przestępstwami i muszą się skończyć. Bo jesteśmy nie tylko państwem demokratycznym, ale również krajem, który świat rozpoznaje po słowie „solidarność”, a na tej granicy jej absolutnie zabrakło.

Stwierdził też, że ma poczucie porażki, bo nic na granicy się nie zmieniło: – Być może teraz się okaże, że większość parlamentu uda się na granicę z pomocą dla tych biednych, sponiewieranych, w tej chwili zamarzających ludzi. Okazało się, że płot byłby słuszny, gdyby został postawiony w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a nie, ku…, na granicy!

Decyzja Sądu Okręgowego we Wrocławiu z 29 listopada oznacza, że sąd rejonowy będzie musiał ponownie zająć się sprawą Władysława Frasyniuka. Mecenas Radosław Baszuk mówił, że cieszy go to, iż sąd okręgowy podzielił wszystkie zarzuty obrony dotyczące wadliwości wyroku pierwszej instancji. Mimo iż nie zdecydował się jednak na uniewinnienie Władysława Frasyniuka.

– Sąd kategorycznie stwierdził, iż nie ma mowy o przestępstwie znieważenia bez kategorycznego wskazania pokrzywdzonego, który ma imię, nazwisko i, dodam od siebie, ma także twarz – mówił mecenas.

Więcej w Wyborczej