Alicja Barankiewicz wyoutowała się rok temu i wtedy rozpoczęła proces tranzycji. Mieszka na Grochowie, a na jednej z grup sąsiedzkich w internecie zadała pytanie, gdzie w okolicy znajdzie salon kosmetyczny lub fryzjerski przyjazny i otwarty dla osób LGBT+, szczególnie dla tych spod literki T, czyli „trans”. – Spodziewałam się różnych reakcji – przyznaje Alicja.

Było sporo hejtu w stylu komentarza o „goleniu do łysa wraz z ondulacją”. – W przypadku łysej głowy ondulacja oznacza po prostu wylanie na głowę kwasu – wyjaśnia Alicja.

Ale było też kilkadziesiąt poleceń różnych salonów. Tyle że przeważało zdziwienie, że Alicja szuka adresu jakiegoś konkretnego zakładu usługowego, bo „czy fryzjera lub kosmetyczkę może interesować, z kim ktoś śpi albo kim jest?”. „Skoro szukasz usługi, to idziesz i ją wykupujesz”; „Myślę, że żaden fryzjer nie będzie dorabiał ideologii do podcięcia włosów kobiecie niezależnie, czy ma siusiaka, czy nie”; „A ty, chłopaku, nie zadałeś tego pytania tylko po to, aby rozpętać jakąś burzę?” – to tylko część z komentarzy, które pojawiły się pod pytaniem Alicji. – Gdy się outujesz, musisz mieć grubą skórę, bo takie komentarze to codzienność, szczególnie, jeśli ktoś zwraca się do mnie niezgodnie z preferowanymi zaimkami i imieniem – mówi Alicja.

Ogłoszenie komentowały również kosmetyczki i fryzjerki. Także nasi rozmówcy, z którymi o tym rozmawialiśmy bywali zdziwieni pytaniem Alicji. – Dla mnie nie ma żadnego znaczenia, kto przychodzi na usługę – mówi Sylwia Szczepańska z salonu Lawendowe SPA. – Mam jedną stałą klientkę po zmianie płci i jej płeć nie ma dla mnie znaczenie w przypadku usługi. Do swojej pracy podchodzimy profesjonalnie i chcemy, by klienci zawsze dobrze się u nas czuli.

Więcej w Wyborczej