19 kwietnia 2022 roku przypada 79-ta rocznica wybuchu powstania w warszawskim getcie. Paula Sawicka pisze o tym, co by nam powiedział Marek Edelman?

[tekst jest zapisem podcastu, który Paula Sawicka nagrała dla Gazety Wyborczej w ramach cyklu Warszawa nadaje. Całości można posłuchać tutaj]

Na fotografii zrobionej 19 kwietnia 1945 roku widzimy Marka Edelmana na gruzowisku w jakie zostało zamienione walczące getto. To ruiny „terenu szczotkarzy”, którym dowodził, dokładniej, kamienicy przy Świętojerskiej 34, gdzie zginął Michał Klepfisz i gdzie spoczywa. Odtąd, do swojej śmierci w 2009 roku, każdego 19 kwietnia w południe Marek Edelman zjawiał się w „getcie centralnym”, terenie dowodzonym przez Mordechaja Anielewicza i miejscu wybranym wkrótce na Pomnik Bohaterów Getta, a potem już przy pomniku, skąd dzisiejszymi ulicami Zamenhofa, Dubois i Stawki, zmierzał na Umschlagplatz śladami Żydów wywożonych stąd do Treblinki, trasą ustanowioną w 1988 roku jako Trakt Pamięci Męczeństwa i Walki Żydów.

Przychodził tam prywatnie, zawsze czekał na uboczu na zakończenie oficjalnych uroczystości. Jedyny mieszkający w Polsce członek Komendy Głównej Żydowskiej Organizacji Bojowej nie uczestniczył w nich z wyboru, bo jego głos nie współbrzmiał z tonem oficjalnych przemówień, a jego pierś nie nadawała się do przyznawanych wtedy odznaczeń. Przez 54 lata nie dotarł tam tylko raz, podczas stanu wojennego w 1983 roku. Uniemożliwiła mu to władza zamykając w areszcie domowym i w ten sposób czyniąc z rocznicy wydarzenie polityczne. Dziś, 13 lat po śmierci Marka Edelmana, wiele osób może jeszcze pamiętać, jak licznie odtąd towarzyszyliśmy mu, gdy przemierzał Trakt Pamięci.

Nie wiadomo kiedy, ale jeszcze w czasach, kiedy w rocznice powstania 19-tego kwietnia Markowi Edelmanowi towarzyszyła niezbyt liczna grupa przyjaciół, utarł się rytuał, którego przestrzegania strzegła pilnie Hanna Krall. Towarzysząca Markowi Edelmanowi grupa podchodziła do schodów prowadzących na kopiec na bunkrze Komendy ŻOB, a na górę wchodziło tylko czworo z nich – Hanna Krall trzymała znicz, Marek Edelman go zapalał, Jacek Kuroń osłaniał płomień przed wiatrem (zawsze wiało), a mówiąca te słowa kładła na kamieniu różę. Znicz musiał być duży, gliniany z trzema knotami, a róża długa i pąsowa. Najpierw zabrakło Jacka Kuronia. Zastąpił go Lechosław Goździk. W 2008 Lechosław Goździk śmiertelnie zachorował i nie przyjechał ze Świnoujścia, a Marek Edelman wiedział, że i dla niego pokonanie schodów na kopiec będzie za trudne. Rytuał zapalania znicza, jako obowiązek pamięci, przekazał młodemu pokoleniu, a sam został przy schodach na dole.

Odtąd znicz na kopcu zapalają młodzi i przyprowadzają młodszych, a oni przyprowadzą młodszych…

Póki tak będzie, pamięć będzie trwała.

Dzień 19-tego kwietnia 1943 roku zapoczątkował wydarzenia, które przeszły do historii jako powstanie w warszawskim getcie. Sam Marek Edelman tych wydarzeń powstaniem nie nazywał. Wolał mówić, że był to zbrojny opór garstki zdeterminowanych młodych dziewczyn i chłopców, którzy wystąpili w obronie resztek mieszkańców getta przed trwającymi od 22 lipca 1942 roku regularnymi wywózkami do obozów zagłady. 19-ty kwietnia to dla Marka Edelmana data umowna, symbolizująca nie tylko walkę zbrojną, lecz również nieprzerwanie trwający w getcie opór ludności cywilnej, walkę cywilną w obronie człowieczeństwa. Wbrew drakońskim zarządzeniom i zakazom skazującym getto na umieranie z głodu, nędzy i chorób, powolne i nieludzkie, trwała tam, w nienormalnych warunkach walka o „normalne” życie społeczne i kulturalne, o życie i umieranie w godności. Temu oporowi ludności cywilnej getta Marek Edelman składał hołd. Powtarzał, że oni, grupa przyjaciół, wtedy, 19 kwietnia wybrali tylko sposób umierania, bo umierać z bronią w ręku jest łatwiej i na pewno nie bardziej godnie i bohatersko, niż iść do wagonów i umierać w komorze gazowej. 

Większość z nas odwiedza cmentarze, dając wyraz pamięci o zmarłych, o ich czynach. Trakt Pamięci to miejsca symboliczne lecz także, jak cała „była dzielnica żydowska”, rzeczywiste groby. Jednak coroczna obecność tam Marka Edelmana była czymś więcej niż odwiedzaniem grobów przyjaciół i towarzyszy walki.

„Mówienie o powstaniu w getcie ma tylko jeden sens: przypominanie światu, że ludobójstwo jest zbrodnią przeciwko samej istocie człowieczeństwa i że nie można być bezkarnie obojętnym świadkiem, bo wychodzi się z tego okaleczonym. Dlatego dla dobra nas samych nie powinniśmy patrzeć na dzisiejsze zbrodnie w milczeniu, tak jak patrzono przed laty na Holokaust.”

Te słowa Marka Edelmana są boleśnie aktualne dziś, gdy od dwóch miesięcy na naszych oczach na szpitale, szkoły i teatry sąsiedniej Ukrainy spadają bomby, bestialsko morduje się tam ludność cywilną, gwałci i rabuje i gdy od roku na polsko-białoruskiej granicy funkcjonariusze państwa polskiego ludzi uciekających do wolności, do bezpieczniejszego świata traktują okrutnie i bezdusznie, zaś niosących im pomoc ścigają i karzą.

Przez całe lata Marek Edelman wbijał nam do głów i serc, że „nie wolno być biernym wobec zła. Obojętny świadek, który odwrócił głowę, też jest odpowiedzialny; na całe życie pozostanie skalany złem, którego starał się nie widzieć”, oraz że spoczywa na nas obowiązek pamięci, bo „jak nie ma pamięci, to nikt nie będzie się kajał za to co się stało i za to co może się stać. To dotyczy wszystkich potworności przeciwko ludziom, które wciąż mają miejsce na świecie.”

W kwietniu 2022 roku, gdy obchodzimy 79-tą rocznicę wybuchu powstania w getcie, te potworności dzieją się już obok nas, w Ukrainie i na polsko-białoruskiej granicy. Nie ma znaczenia skąd przychodzą ludzie szukający życia w godności, niezagrożonego, bez głodu i chorób, jakiej są rasy, jakiego wyznania. Nie wolno być obojętnymi wobec ich dramatu. Tym bardziej musimy pamiętać, że „jeżeli te obchody mają mieć jakąś wartość, to muszą być głosem przeciw nienawiści, przeciw szowinizmowi, przeciw wybijaniu ludzi, przeciw ludobójstwu.”

Marek Edelman niestrudzenie powtarzał, że życie jest najwyższą wartością, był przeciwnikiem wojny i przemocy, lecz zawsze dodawał: „Przemoc, dyktatura nie rozumieją języka perswazji, rozumieją tylko siłę i trzeba im się masowo przeciwstawić.”

„Społeczeństwo i cała ludzkość musi zapamiętać, że zbrodnie ludobójstwa nie zostaną ani zapomniane, ani wybaczone.”

19-tego kwietnia, przynosimy ze sobą żonkile. Ten piękny zwyczaj spontanicznie stworzyli ci, którzy spełniając powierzony nam przez Marka Edelmana obowiązek pamięci, do niego dołączali. Żonkile stały się symbolem pamięci o walce getta i o przestrogach Marka Edelmana. Te przestrogi nabierają dziś nowej aktualności. Pamiętajmy o nich idąc jego śladami Traktem Pamięci. Niech nasze myśli podążą ku tym, którzy w Ukrainie walczą, ku tym, którzy giną pod bombami i ku tym, którzy na granicy z Białorusią daremnie proszą o ratunek. Przy Pomniku Szmula Zygielbojma, który ze swojej śmierci uczynił krzyk protestu przeciwko bierności świata wobec zbrodniczej wojny, niech każdy z nas się zastanowi, czy nie grzeszy obojętnością.