Mamy oto przed sobą dzieło wybitne: profesora Jacka Leociaka „Podziemny Muranów”. Książka, dzięki której na światło dzienne wydobyty został ostatni akt historii trzystu tysięcy warszawskich Żydów, cywilizacji, która w tragicznych okolicznościach starta została z powierzchni ziemi, i na gruzach której wyrosła nowa powojenna cywilizacja Polaków rdzennych.

Książka Jacka Leociaka podejmuje wysiłek dwojaki: ukazania tego, co skryte pod grubą warstwą gruntu, ale też tego, co skryte w odmętach naszej wieloletniej zbiorowej niepamięci, swoistej zmowy milczenia wobec tragedii współmieszkańców Warszawy, tyleż realnych i prawdziwych, co niechcianych. Książka stawia czytelnik przed nie lada wyzwaniem szczegółowego i skrupulatnego zapoznania się z opisem nieludzkich i niewyobrażalnych przeżyć ludzkich, męczarni i wreszcie konania. Czyni te przeżycia na tyle konkretnymi, że nie sposób się wobec nich obronić i zdystansować. Trzeba, jak w wypadku każdej lektury, utożsamić się z bohaterami tragicznymi i przeżyć wraz z nimi gehennę.

Autor zaprasza nas na podziemną wędrówkę śladami zgładzonych Żydów tego miasta nie tylko w intencji przewrócenia o nich pamięci, ale też, byśmy naszą wiedzę o losach getta wypełnili ogromem cierpień i dotarli do źródeł poznania pod troskliwą opieką jakże kompetentnego przewodnika. Poznanie nie zawsze bywa procesem przyjemnym, niemniej koniecznym dla wypełnienia pustki wyświechtanych sloganów, którymi się posługujemy próbując dowodzić, że wiemy, co się wydarzyło i co skryte pod powierzchnią.

Nie jest łatwo pisać o Zagładzie, by jednocześnie dało się to chętnie czytać. Instynktownie uciekamy od nadmiaru zła, a przecież Zagłada jest jego kwintesencją. Jak sądzę, profesorowi Leociakowi powiódł się ten plan z dwóch powodów. Po pierwsze, pracował osiem lat w Pracowni Słownika Norwida na warszawskiej Polonistyce, a pamiętamy, że patron stawiał sobie za cel „odpowiednie dać rzeczy słowo”. Po wtóre, autor „Podziemnego Muranowa” jest niekwestionowanym ekspertem w dziedzinie poszukiwania śladów po warszawskich Żydach i bogato cytuje zapiski, notatki ofiar Zagłady ukryte w odnalezionym po wojnie Archiwum Ringelbluma. Wnikamy zatem nie tylko w topografię miejsc, losy rzeczy, zdarzenia cofając się do czasów żywego jeszcze getta, ale też nieuchronnie penetrujemy intymną sferę przeżyć naszych bohaterów, wśród których poczesne miejsce zajmują nieogarnięty strach i dojmujący brak nadziei.

Autor prowadzi nas po getcie z wielką brawurą, ale też subtelnością. Dozuje opisy okrucieństw, przeplatając je fragmentami mniej przerażającymi. Dokonuje niekiedy analizy literackiej cytowanych tekstów, ponieważ teksty stają się same w sobie żywym świadectwem, jak ludzie, którzy je w bunkrach i skrytkach pisali, i jak rzeczy, które po sobie zostawili, gdy zdekonspirowanych wleczono na Umschlagplatz, a stamtąd wagonami bydlęcymi wprost do gazu Treblinki.

Książka Jacka Leociaka jest pomnikiem męczeństwa Żydów Warszawy i stanowi wielki akt oskarżenia naszej cywilizacji, wyrosłej na ruinach, tej, w której przyszło nam żyć i która jest z tamtą, zamordowaną, boleśnie spokrewniona. Przedwojenni Żydzi polscy to nie średniowieczni woje, to nie mieszkańcy Pompei, to nasi wszak dziadkowie. Minęło raptem osiemdziesiąt lat od tamtej historii, i z tego krótkiego dystansu czasowego warto zdać sobie dziś sprawę.

Jacek Leociak odnosi się niekiedy słowami ze źródeł także do prawicowej narracji opowiadającej o Polakach wobec Zagłady, i niestety nie jest to najchlubniejsza karta. Żydzi, którzy decydowali się uciec z getta na aryjską stronę nie traktowali tego aktu jako zbawiennego, i poza pomocą doświadczali pogardy, obojętności, okrucieństw i szmalcownictwa.

Osobny rozdział poświęca autor Żydowskiej Organizacji Bojowej i powstaniu w getcie, równie tragicznemu rozdziałowi historii getta, co pozostałe. Gdy więc 19 kwietnia będziemy upamiętniać 81. rocznicę maszerując w ciszy spod obelisku Szmula Zygielbojma, obok kopca Mordechaja Anielewicza aż na Umschlagplatz, warto mieć tę lekturę w pamięci wraz z przywoływanymi tamże słowami Marka Edelmana. I z poczuciem, że równie wielkimi bohaterami są nie tylko bojowcy, ale też wszyscy cywile razem, i każdy z nich z osobna. Jeden potworny los.

Jacek Leociak podjął się ogromnego archeologicznego zadania z sukcesem. To, co było skryte, jest przed naszymi oczami, w oślepiającym świetle prawdy. Powstający na Gęsiej apartamentowiec, którego budowa odkryła ślady żydowskie i następnie ponownie je pochłonęła już może się wznieść bez naszych protestów. Książka skrupulatnie odtwarza topografię niegdysiejszych ulic, nazwiska i biografie ofiar, by stały się dla nas ludźmi z krwi i kości, a nie tylko zbiorowym hasłem.

To niełatwa lektura, ale ważna dla tych, którzy pragną, by nasz świat ochronić przed wciąż odradzającym się złem. I na koniec – zdjęcia Artura Żmijewskiego uzupełniające tekst, fotografie współczesnego Muranowa, który nie nosi śladów tamtych dni, po którym przechadzamy się i krzątamy, my mieszkańcy, i my turyści i spacerowicze. Warto pamiętać, i tylko tyle, co się kryje pod miejskim brukiem, a kto wie, czy nie w samych murach.

Przemysław Wiszniewski