Jeżeli jesteśmy w środowisku, w którym jakieś grupy osób są obrażane, to jest duże prawdopodobieństwo, że sami zaczniemy takiego języka używać; mową nienawiści można się zarazić, jej konsekwencją jest czyjaś krzywda – powiedział PAP prof. Michał Bilewicz z Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW.

Helsińska Fundacja Praw Człowieka w publikacji „Granice nienawiści” zwróciła uwagę, że choć media społecznościowe doprowadziły do demokratyzacji dostępu do publicznych platform wypowiedzi, to ich niekontrolowany rozwój pozwala na łatwe rozprzestrzenianie się skrajnych stanowisk, w tym mowy nienawiści wobec określonych grup.

Tu pojawia się często pytanie, gdzie leży granica między hejtem, a prawem do wyrażania własnych poglądów.

Zdaniem prof. Michała Bilewicza z Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii UW różnica między mową nienawiści a wolnością słowa to spór, którego nie da się łatwo rozstrzygnąć. Ekspert zaznaczył, że to, na czym można się opierać, to uznane, międzynarodowe definicje mowy nienawiści, jako języka, który jest krzywdzący wobec konkretnych grup społecznych, głównie z racji ich mniejszościowego statusu.

„Kiedy znieważa się te grupy z powodu ich pochodzenia, religii, czy orientacji seksualnej, to uderza się nie tylko w godność tych osób, ale też w ich zdrowie psychiczne. Często mamy wzrastające wskaźniki depresji u osób, które padły ofiarą mowy nienawiści” – powiedział prof. Bilewicz.

Dodał, że według lingwistów język może wywołać określony efekt lub działanie, a konsekwencją mowy nienawiści jest czyjaś krzywda lub cierpienie.

„Drugą konsekwencją jest to, że pewne formy wypowiedzi mogą generować nienawiść, czy pogardę wobec jakiejś grupy. Wtedy ktoś, kto jest odbiorcą takiego języka, może stosować już bezpośrednią, fizyczną przemoc. Przykładem jest tu zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza po fali nienawiści wobec jego formacji politycznej, czy wobec Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy” – powiedział ekspert.

Ponadto – jak wskazał – badania pokazują, że ludzie, którzy bardzo często stykają się z mową nienawiści np. wobec imigrantów, zaczynają popierać różnego rodzaju polityki ograniczające prawa przysługujące tej grupie osób lub nawet zaczynają popierać stosowanie przemocy wobec nich.

„Z naszych badań wynika, że ludzie mową nienawiści zwykle się zarażają. Jeżeli jesteśmy otoczeni środowiskiem, w którym mowa nienawiści jest normą, w którym jakieś grupy są powszechnie obrażane, znieważane, to jest duże prawdopodobieństwo, że sami zaczniemy takiego języka używać. To powoduje, że ludzie funkcjonują w pewnych bańkach” – powiedział ekspert.

Więcej w serwisie Nauka w Polsce