W Polsce gejami i lesbijkami można pomiatać. Wyjątkowo obrzydliwie potrafią zachowywać się także Kościoły. Ale każdy duchowny, który ma prawdziwe powołanie, wie, że nie da się od tego uciec – mówi dr hab. Kazimierz Bem, pastor ewangelicko-reformowany.

Kilka lat temu wrzuciłem na Twittera dwa zdjęcia: jedno w pastorskiej todze i jedno w koloratce oraz tekst: „#jestem LGBT. Jestem pastorem ewangelickim (kalwińskim), nauczam ludzi o tym, że Bóg kocha wszystkich, udzielam ślubów parom LGBT”. Nie widziałem w tym nic kontrowersyjnego. Myliłem się.

To było w czasie kampanii prezydenckiej w Polsce – jednej z najbardziej obrzydliwych kampanii wyborczych od 1968 roku – gdy ze społeczności LGBT zrobiono jakąś ideologię. Poproszono wtedy osoby, które identyfikują się z jedną z tych literek – a ja akurat jestem „G” – żeby za pomocą zdjęcia w mediach społecznościowych powiedziały: Jestem LGBT. Jako że jestem prawdopodobnie jedynym znanym pastorem, który oficjalnie jestem gejem, postanowiłem dodać te zdjęcia, by wspomóc kampanię.

Rozpętała się burza. Internauci pytali, czy czytałem Biblię. – Otóż nie – odpowiadałem – pomimo że jestem pastorem od 9 lat i skończyłem studia na Yale Divinity School, ani razu nie wziąłem Biblii jej do ręki, Piłkarz FC Liverpool Kamil Grabara zapytał, dlaczego nie wezmę ślubu z innym pastorem. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że żaden mi się nie oświadczył. Dostawałem wtedy maile od prawdziwych, biblijnych chrześcijan, że będę się smażył w piekle.

Cały wywiad z Kazimierzem Bemem w Newsweek Polska