Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych Warszawy i Mazowsza rozesłało do 20 tysięcy szkół list, w którym znalazło się m.in. zdjęcie i dane osobowe scenarzystki Marty Konarzewskiej z Parady Równości. Pani Marta sprawę o ochronę dóbr osobistych skierowała do sądu i proces wygrała.

Chodzi o list, który – jak można przeczytać na stronie stowarzyszenia – został wysłany do szkół na przełomie sierpnia i września 2016 roku w sprawie edukacji antydyskryminacyjnej. „Mając na uwadze dobro Państwa szkoły, a szczególnie uczniów, chcielibyśmy Państwa ostrzec przed wprowadzeniem takiej edukacji i związanego z nią kodeksu równego traktowania” – napisano w dokumencie. I dalej: „Pod szlachetnie brzmiącą nazwą edukacji antydyskryminacyjnej kryje się plan promowania w szkole zachowań i zwyczajów LGBTQ odrzucających wszelkie normy społeczne w sferze seksualności”.

Autorzy listu pisali także o tym, że edukacja antydyskryminacyjna jest szkodliwa i że do zadań szkoły nie należy spełnianie oczekiwań środowisk LGBTQ, tym bardziej jeśli naraża to dzieci i młodzież na zaburzenia tożsamości oraz zwiększone z tym rzekome ryzyko zakażenia wirusem HIV. W liście znalazło się m.in. ściągnięte z Internetu zdjęcie Marty Konarzewskiej i informacje o tym, kim jest.

– Ktoś mi podesłał treść tego listu na Facebooku. To był dla mnie szok. Strasznie nieprzyjemne zobaczyć siebie z czarnym paskiem na oczach, jak przestępcę, a jednocześnie zdjęcie było podpisane imieniem i nazwiskiem. Początkowo pomyślałam, że ktoś może zrobił sobie jakiś żart i że może nie będę z tym nic robić. Potem pojawił się jednak lęk, że ktoś coś o tobie wie, ale nie wiadomo, kim ten ktoś jest. A potem była już skrajna nieprzyjemność związana z tym, że ktoś cię nienawidzi, może chce zrobić ci coś złego. I pamiętam, że rozmawiałam ze swoją przyjaciółką, i ona powiedziała, że to, co mnie spotkało, jest potworne. I dopiero w lustrze tych jej słów zrozumiałam, że spotkało mnie coś, co w ogóle nie powinno się zdarzyć – opowiada Konarzewska. Do dziś ten temat wywołuje w niej emocje.

Konarzewska miała wsparcie z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego. Złożono pozew przeciwko Stowarzyszeniu Rodzin Wielodzietnych Warszawy i Mazowsza. Pozew o ochronę dobrego imienia – sąd po kilku latach procesu potwierdził, że doszło do naruszenia m.in. takich dóbr jak cześć, dobre imię i wizerunek. Zasądził przeprosiny i zapłatę pięciu tysięcy zł na rzecz powódki.

– Sędzia powiedziała wprost, że uczenie dzieci tolerancji to nie jest żadna deprawacja. Sąd podkreślił, że pozwane Stowarzyszenie, kiedy powołuje się na „dobro dzieci” zapomina o kontekście prawnym, konstytucyjnym, w jakim funkcjonujemy. Chodzi m.in. o to, że wszyscy są równi i nikt nie może być dyskryminowany z żadnej przyczyny – mówi pełnomocnik pani Marty Jakub Turski. – Dla mnie jako prawnika istotne było również to, że druga strona poległa nie tylko w wymiarze ideologicznym czy światopoglądowym, lecz także w wymiarze dowodowym. Sąd powiedział wprost, że nie dopatrzył się, by nauka antydyskryminacji jakiemukolwiek dziecku zaszkodziła – mówi radca prawny.

Więcej na TOK.FM