Magdalena Ogórek krytykuje wystawę „Obcy w domu. Wokół Marca ’68” w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin za umieszczenie wśród przykładów współczesnego hejtu i antysemityzmu wypowiedzi jej i Rafała Ziemkiewicza.  Ziemkiewicz w styczniu tego roku napisał na Twitterze o Żydach „parchy”. Teraz, gdy jego wypowiedź zyskała rangę muzealnego eksponatu, komentuje: „Niewiarygodna bezczelność i głupota muzeum (…) instytucja ta zamiast statutowym celom służy partyjnej propagandzie »opozycji totalnej«”.

Ogórek w lipcu ubiegłego roku pytała na Twitterze senatora Marka Borowskiego, czy oznaką jego kręgosłupa jest zmiana nazwiska z Berman na Borowski. Pisała, że „senator w wolnej Polsce musi się rozliczyć ze stalinowskiego spadku”. Przypomnijmy, że Borowski urodził się w 1942 roku, sam nie zmieniał nazwiska, natomiast zrobił to jego ojciec Wiktor.

Dziś w liście otwartym do dyrektora Muzeum Polin opublikowanym na stronie „Tygodnika Solidarność” Ogórek pisze, że podanie jej tweeta jako przykładu „współczesnego antysemityzmu” uważa za wyraz politycznej opresji. Żąda usunięcia dotyczących jej treści z wystawy i publicznych przeprosin. Inaczej – zapowiada – pójdzie do sądu.

Czy dla Ogórek przejawem politycznej opresji nie jest sposób, w jaki przepytywała Borowskiego? Czy Ziemkiewicz nie zastanawia się, czemu służą jego własne publiczne wypowiedzi?

Życzyłbym Ogórek, aby się nie wahała i poszła do sądu. Ten mógłby wówczas rozstrzygnąć, czy w przypadku jej tweeta mamy do czynienia z antysemityzmem i co z tego wynika; czy dopuszczalną – a może wręcz pożądaną – odpowiedzią na antysemityzm nie jest taka forma artystycznego komentarza, jaką oglądamy obecnie w Muzeum Polin.

W Więzi pisze Jakub Halcewicz – Pleskaczewski