Blokada homofobicznej furgonetki w centrum Wrocławia była nielegalna, a kierowca miał prawo wolności słowa – uznał sąd. Aktywiści zostali ukarani, na razie nieprawomocnie.

Geje adoptują dzieci, by je gwałcić, i przygotowują polskie społeczeństwo do akceptacji pedofilii – takie hasła słychać z głośników pojazdu z kłamliwymi hasłami na temat osób LGBT+. Furgonetki tego typu pojawiają się na ulicach w całej Polsce. Homofobiczne hasła znajdują się też na plandece furgonetki. 

Studiujący we Wrocławiu Mikołaj Płóciniczak był świadkiem takiego przejazdu przy rondzie Reagana i wraz innym pieszym postanowił furgonetkę zatrzymać. Student wiedział, że zakłócanie spokoju i porządku publicznego, bądź wywoływanie zgorszenia jest wykroczeniem. Dlatego gdy stanął przed zatrzymanym już pojazdem, był przeświadczony, że dokonywał zatrzymania obywatelskiego (prawo dopuszcza obywatelskie zatrzymanie na gorącym uczynku sprawcy wykroczenia).

Gdy policjanci zjawili się na miejscu, nakazali Mikołajowi i drugiej osobie, blokującej pojazd, zejście z drogi.

– Policja kazała nam zejść z jezdni i nie utrudniać ruchu. Nasz opór polegał na tym, że tłumaczyliśmy mundurowym, jak wygląda prawo. Ostatecznie przenieśli nas na chodnik siłą i wystawili mandaty – opowiadał student. Aktywiści nie dawali wiary, że furgonetka po prostu odjedzie do domu.

Blokada skończyła się dla aktywisty sprawą w sądzie. Nie przyjął bowiem mandatu, a na przesłuchaniu odmówił składania zeznań. Wrocławianin został obwiniony o utrudnianie ruchu na drodze publicznej (blokował jeden pas) i niestosowanie się do wydawanych przez policję poleceń. Za ten drugi czyn został ukarany grzywną. 

„Obwiniony bowiem nie tyle chciał głosić swoje poglądy, do czego miał prawo i co mógł robić, ale chciał uniemożliwić kierowcy furgonetki, czy też jego pasażerowi, możliwość wyrażania ich poglądów. Mógł, co oczywiste, nie zgadzać się z nimi i to manifestować, ale nie poprzez fizyczną ingerencję polegającą na blokowaniu własnym ciałem drogi przejazdu wskazanego pojazdu, a przez to także innych pojazdów, a w konsekwencji dalszego prezentowania przez kierowcę samochodu Renault przygotowanych haseł” – uzasadnił sąd rejonowy dla Wrocławia Śródmieścia. 

Sąd wydał więc wyrok, uwzględniając rzekomą hipokryzję. „Obwiniony przywołując znaczenie wolności słowa (k. 20) z pewnością zdaje sobie sprawę z tego, że dot. ona także treści w jego ocenie bulwersujących bądź szokujących, które – jak prawdopodobnie miało to miejsce w tym przypadku – nie znajdują akceptacji u większości odbiorców” – tłumaczy sędzia.

Więcej w Wyborczej