Marsz Powstania Warszawskiego to taki Marsz Niepodległości light.  Nie przyciąga tylu uczestników, co jego starszy brat. Być może najgłośniejszym ekscesem, który wydarzył się w jedenastoletniej historii wydarzenia był baner „Stop totalitaryzmom” zestawiający przekreśloną tęczę z przekreślonymi sierpem i młotem oraz swastyką.

Takie zestawienie krytykowali sami powstańcy. Pod listem w obronie środowiska LGBT podpisały się dwie organizacje: Związek Powstańców Warszawskich oraz Fundacja Pamięci o Bohaterach Powstania Warszawskiego. „ Nie będziemy obojętni wobec dehumanizacji mniejszości , przypominającej najgorsze czasy, w których mieliśmy okazję żyć.” – pisali. – „Uważamy, że mamy obowiązek zabrać głos w obronie ludzi słabszych”. 

Tuż po wybiciu Godziny „W” Robert Bąkiewicz wygłosił krótkie przemówienie do osób zebranych na Rondzie Dmowskiego. Podczas czterech minutach temat samego powstania warszawskiego ledwie wzmiankował, natomiast chętnie wypowiadał się na temat traktatu wersalskiego i „małych ludzi, którzy chcą zniszczyć ideę suwerennej Polski”. – Niech nikt nam nie wmawia, że walczyliśmy tutaj jako Polacy z nazistami. Niech nikt nam nie wmawia, że walczyliśmy o równość – mówił zebranym. – A my chcemy, idąc wspólnie i oddając cześć Powstańcom i pomordowanym cywilom, pamiętać o tym, że powinniśmy być godni ich idei.

Marsz przeszedł bez zakłóceń. Powrócił transparent „Stop Totalitaryzmom”, w tym roku zaktualizowany o przekreślony wizerunek prezydenta Rafała Trzaskowskiego, który przeciwstawiał się uznaniu tego marszu za wydarzenie cykliczne .

Więcej w Wyborczej