Nazywam się Igor Isajew, mam 31 lat. Od 10 lat mieszkam w Warszawie. Protestowałem przed Sejmem i Pałacem Prezydenckim. Usłyszałem, że jestem „banderowskim pomiotem”, mam „spier…lać”, a jeśli będę w Polsce „robić Majdan”, to skończę jak moi „psi koledzy” w Kijowie. W sieci nie mogę nawet wrzucić zdjęcia żółwia, zanim nie przeproszę za Wołyń.

Przyjechałem na studia na UW z ukraińskiego Zaporoża. Ciągnęło mnie do Polski, bo babcia była z okolic Lwowa, chociaż krwi ukraińskiej mam najmniej: tata jest Bułgarem, matka mieszanką narodów całej środkowej Europy. Potem zacząłem pracować jako dziennikarz, m.in. w polskich mediach publicznych. W momencie, kiedy stały się mediami narodowymi, z pracą się pożegnałem. Etyka nakazuje, że dziennikarz w swoim materiale nie może stanąć po jakiejś ze stron, mimo że redaktorzy mogą mieć i często mają własne poglądy polityczne. Dlatego na wstępie poproszę odbierać ten tekst nie jako relację reportera, tylko jako opinię mieszkającego w Polsce Ukraińca, którego obecnie główne miejsce pracy to strefa biznesu.

Wiadomości z mową nienawiści otrzymuję regularnie. Ich sens sprowadza się do tego, że w sieci nie mogę zrobić nic, od umieszczenia zdjęcia żółwia po publikację tekstu o relacjach polsko-ukraińskich, zanim nie przeproszę za Wołyń (co zresztą robiłem nie jeden raz). Jednak to, co wydarzyło się w zeszły weekend, przerosło mnie. Do dzisiaj otrzymuję dziesiątki wiadomości „wyp..ć z Polski, nie będziesz nam tu majdanów robił”. Do mediów społecznościowych przestałem na wszelki wypadek zaglądać.

Więcej na tvn24.pl