(…) prokuratura powinna szybko zająć się popełnionym przez Farfała i Pińskiego przestępstwem przeciwko konstytucyjnej gwarancji wolności sumienia – pisze Jacek Żakowski.Jesienią 1981 r. na rogu Tamki i Dobrej w Warszawie ktoś wielkimi literami napisał dwa prościutkie zdania: „TVP kłamie” i „Kocham Siwaka, Falska”. Siwak był najbardziej betonowym członkiem peerelowskich władz. Falska była prezenterską notorycznie okłamującego Polaków „Dziennika Telewizyjnego”.

Po 20 latach doszliśmy w wolnej i demokratycznej Polsce do tego, że Hanna Lis wyleciała z pracy, bo nie chciała stać się Falską Giertycha, Farfała czy Pińskiego, a warunkiem zachowania pracy w TVP znów jest gotowość do okłamywania widzów wedle widzimisię szefów.

Prawo do informacji jest jednym z podstawowych praw konstytucyjnych, bo informacja stanowi podstawę podejmowanych przez wyborców decyzji. Konstytucja nie mówi wprost, że chodzi o prawdziwe informacje, ale to jest dość oczywiste. Kto świadomie wprowadza obywateli w błąd, ten powinien być za to karany, bo jest to zamach na istotę obywatelskich wyborów stanowiących podstawę demokracji.

Z karaniem za przekazywanie nieprawdy jest jednak w demokracji kłopot, bo łatwo by było o groźne nadużycia. Państwo robi więc chyba słusznie, na ogół zostawiając kwestie prawdy i nieprawdy rozstrzyganym przez sądy cywilne sporom między obywatelami.

Mówienie nieprawdy to jednak co innego niż zmuszanie do mówienia nieprawdy. Zwłaszcza że w artykule 53 pkt 1 konstytucja gwarantuje nam „wolność sumienia i wyznania”. Zmuszanie kogokolwiek do mówienia czegoś, co on uważa za nieprawdę, narusza wolność sumienia.

Jak więc – w świetle konstytucji – nie wolno zmuszać katolika do tego, by informował, że Bóg nie istnieje, tak samo nie wolno nikogo zmuszać do informowania, że Lena Kolarska jest szefem ISP, skoro ten ktoś wie (lub wierzy), iż ona tym szefem nie jest (co zresztą jest prawdą). Bo to oczywiście narusza wolność sumienia, a naruszenie wolności sumienia stanowi przestępstwo przeciw konstytucji.

Polska konstytucja ma tę wspaniałą zaletę, że „stosuje się bezpośrednio”, czyli że każdy organ państwa ma obowiązek wdrażać jej zapisy, nawet gdy nie mają one jasnego odzwierciedlenia w ustawach. Tak jest z wolnością sumienia. Sęk w tym, że prokuratury, policja, tajne służby nie przyjęły do wiadomości zasady „bezpośredniego stosowania konstytucji”, więc naruszają ją swoją bezczynnością.

Ta bezczynność sprawia m.in., że z roku na rok, z kadencji na kadencję obywatele są coraz bardziej okłamywani i coraz słabiej informowani nie tylko przez media publiczne, ale też przez większość mediów prywatnych. Interes właścicieli oraz sympatie lub widzimisię szefów w coraz większym stopniu biorą górę nad uczciwym komunikowaniem się dziennikarzy z ich odbiorcami.

Właściciele i szefowie mediów mają swoje prawa i nie muszą się godzić, by każdy dziennikarz mówił albo pisał, co mu przyjdzie do głowy. Redaktor i właściciel bierze odpowiedzialność za publikowane treści, więc nie musi się godzić na wszystko. Tylko rynek może weryfikować dobór treści, jakiego dokonuje redaktor. Ale między niezgodą redakcji na publikowanie nawet niewątpliwie prawdziwych informacji lub trafnych poglądów a zmuszaniem dziennikarzy do kłamstwa jest zasadnicza różnica.

Gdyby przyjęta w TVP zasada miała się stać powszechnie obowiązującą regułą, dziennikarstwo stałoby się intelektualną odmianą prostytucji, demokracja straciłaby sens, bo media stałyby się tylko nośnikiem interesów swoich właścicieli, a wyborcy nie mogliby już nikomu zaufać, bo wszyscy byliby zobowiązania lub systemowo zachęceni do kłamstwa. Kłamstwo niewiele przecież kosztuje i zaczyna się niebezpiecznie opłacać, gdy kłamca może się schować za dziennikarzem, a dziennikarz za zasadą nieodpowiedzialności wynikającą z umowy polegającej na tym, że on tylko czyta albo podpisuje treści formułowane przez innych.

Dwa szybkie wnioski płyną z tej sytuacji.

Po pierwsze, prokuratura powinna szybko zająć się popełnionym przez Farfała i Pińskiego przestępstwem przeciwko konstytucyjnej gwarancji wolności sumienia. Bo państwo, które nie broni własnej konstytucji, samo siebie skazuje na upadek.

Po drugie, nie ma wielkiego sensu spierać się dalej o kształt prawa prasowego i ustawy o mediach publicznych, jeśli nie znajdzie się w nich chroniąca dziennikarzy klauzula sumienia. Powinniśmy tu mieć przynajmniej równie silną ochronę, jak lekarze, a może nawet tak silną jak sędziowie.

Nie dlatego, żeby bezkarnie dawać upust naszemu wybujałemu ego, ale po to, żeby ochronić zasadę jawności i indywidualnej odpowiedzialności za słowo oraz by nasi odbiorcy wiedzieli, kto do nich naprawdę mówi.

Źródło: Gazeta Wyborcza