Spryskanie proszkiem z gaśnicy miało poważne zdrowotne konsekwencje. Lekarka Magdalena Gudzińska-Adamczyk, ofiara wtorkowego skandalu wywołanego w Sejmie przez Grzegorza Brauna nie może mówić i po utracie przytomności trafiła do szpitala.

Kobieta, która we wtorek próbowała powstrzymać Grzegorza Brauna i wyrwać mu gaśnicę, gdy zaatakował w Sejmie chanukową świecę to lekarka Magdalena Gudzińska-Adamczyk. Po zajściu trafiła do szpitala. Jak było widać na filmach relacjonujących incydent, w trakcie swojej interwencji dostała się w strumień proszku z gaśnicy. Niestety, miało to poważne konsekwencje zdrowotne. – Okazało się, że po opuszczeniu Sejmu poczułam się gorzej, straciłam przytomność i musiałam trafić do szpitala. Dziś czuję się już lepiej, ale wciąż nie mogę mówić. Porozumiewam się za pomocą SMS-ów – napisała w trakcie wymiany wiadomości z dziennikarką Faktu.

Grudzińska-Adamczyk była jeszcze przed diagnostyką okulistyczną więc nie mogła stwierdzić, czy sytuacja, do której doszło w Sejmie, nie będą miały poważnych i długotrwałych skutków dla jej zdrowia. 

Lekarka, oceniając zachowanie Grzegorza Brauna, powiedziała: – Nie miałam wrażenia, że to ktoś w szale. Jestem lekarką od wielu lat i miałam do czynienia z osobami chorymi psychicznie czy po zażyciu substancji psychoaktywnych. W oczach tego człowieka widziałam tylko nienawiść – nie miała wątpliwości. – Pan Braun powiedział do mnie, że ja i tacy jak ja to wstyd i że nie jestem kobietą. Ale znam siebie, wiem kim jestem i co mam do zaoferowania społeczeństwu – powiedziała Grudzińska-Adamczyk.

Więcej w TOK FM