Komitet sterujący Students for Justice in Palestine jest anonimowy, organizacja nigdy nie zarejestrowała się jako non profit i nie musiała składać dokumentów podatkowych.

Świat nie ochłonął jeszcze po przerażającej masakrze 1200 izraelskich cywilów z rąk terrorystów z Hamasu, którzy wysyłali do domu triumfalne wieści o tym, jak mordowali Żydów, gdy zagotowało się na kampusach uniwersytetów amerykańskich. Przesłanie było proste: Żydzi na to zasłużyli, bo Palestyńczycy walczą o wolność.

Gdy izraelskie czołgi i samoloty w pogoni za terrorystami zabijały tysiące ludzi i zamieniały Gazę w gruzy, karząc winnych i niewinnych, Izrael zaczął przegrywać batalię o sympatię międzynarodowej opinii publicznej. Na uniwersytetach pojawiły się oskarżenia państwa żydowskiego o ludobójstwo. W rewanżu poleciały petardy oskarżeń o antysemityzm.

Przed zarzutem jego tolerowania szefowe elitarnych uczelni zasłaniały się wolnością słowa. Gdy im wytknięto, że nie potępiły mowy nienawiści i prawniczo dzieliły włos na czworo, w odpowiedzi przyszedł zarzut maccartyzmu.

Gdzie leży racja? W którą stronę to zmierza, bo sprawa wygląda coraz bardziej ponuro? Rozgorzały zaciekłe spory. Niestety, szlag trafia analizę i refleksję. Za to wartkim strumieniem cieknie ignorancja.

Rysunek Roba Rogersa (wyrzuconego z „Pittsburgh Post-Gazette” w 2018 r. za karykatury Trumpa) przedstawia przerażonych ludzi po obu stronach granicy między Izraelem i Gazą. Ci z Gazy trzymają napis: „Nie jesteśmy Hamasem”. Ci po stronie izraelskiej: „Nie jesteśmy Netanjahu”. Jedno jest pewne – ekstremiści po obu stronach od lat wzajemnie sobie pomagają. I Hamas, i Netanjahu odrzucają porozumienia z Oslo z 1993 r., które miały otworzyć drogę do współistnienia na terenach dawnej Palestyny dwóch państw. Izraela i państwa palestyńskiego.

Trudno patrzeć na cierpienia mieszkańców Gazy i nie zadać sobie pytania o sens nakręcającej się spirali nienawiści. Te obrazy odsuwają na bok inne pytanie: jak zareagowałaby Ameryka, jak zareagowałbyś ty, gdyby intruzi zza granicy wymordowali 42-tysięczne miasto, zabijając wszystkich z wyjątkiem 8 tysięcy uprowadzonych zakładników.

Skąd te liczby? Tak z grubsza wygląda bilans ofiar ataku z 7 października, zważywszy na różnice w liczbie mieszkańców między Izraelem i USA.

Co się dzieje, widać. Co się zdarzyć może, strach pomyśleć. W powodzi tragedii, emocji, mądrzejszych i głupszych oskarżeń warto przypomnieć fakty.

Hamas, który powstał w 1987 r., w preambule swego dokumentu programowego z 1988 r. cytuje słowa imama Hassana al-Banny, założyciela Bractwa Muzułmańskiego: „Izrael będzie istniał, dopóki islam go nie zniszczy”.

To ten, który powiedział: „Naturą islamu jest dominować, a nie być zdominowanym, narzucać swoje prawa wszystkim narodom i rozszerzyć swą władzę na całą planetę”. Ajatollah Chomeini, przywódca Iranu, głównego mecenasa Hamasu, nie owijał w bawełnę: „Dopóki okrzyk: »nie ma boga prócz Allaha«, nie będzie rozbrzmiewał na całym świecie, będzie trwała walka”.

Obecny szef reżimu w Teheranie, ajatollah Ali Chamenei, wyraża się równie jasno: „Mówię, niech ta ziemia [Iran] spłonie. Mówię, niech ta ziemia pójdzie z dymem pod warunkiem, że islam zatriumfuje w reszcie świata”. Czy skandujący na amerykańskich kampusach „od rzeki do morza” znają te dokumenty i wytyczne?

Masowe propalestyńskie i antyizraelskie protesty na amerykańskich kampusach nie są spontanicznym wybuchem gniewu. Były starannie organizowane. Wśród aranżerów pierwsze skrzypce gra organizacja o nazwie Students for Justice in Palestine (SJP) założona w Berkeley 30 lat temu. Jest luźno powiązaną siecią autonomicznych oddziałów, bez centrali i bez formalnego przywódcy. Krajowy komitet sterujący jest anonimowy. Nigdy nie zarejestrowała się jako organizacja non profit i nigdy nie musiała składać dokumentów podatkowych. Ten celowy brak hierarchii ułatwia tworzenie oddziałów na kampusach w całym kraju.

Część krytyków SJP twierdzi, że organizacja jest powiązana finansowo z Hamasem, ale nie ma na to żadnych dowodów. Podobnie jak nie ma dowodów na świeże zarzuty Nancy Pelosi, że demonstracje wspiera Kreml. Natomiast organizowane przez SJP debaty służą przede wszystkim podgrzewaniu emocji, a nie ścieraniu się racji różnych stron. To z jej repertuaru pochodzą często pojawiające się na demonstracjach gwiazdy Dawida i swastyki przedzielone znakiem równania. Krytycy oskarżają ją o „celebrowanie terroryzmu”.

To, że propalestyńskie protesty napotykały życzliwy odzew, dowodzi niezwykłej skuteczności narracji Hamasu, pełnej niechęci i uprzedzeń wobec Izraela, i opartej na wielkiej manipulacji. Manipulacji przygarniętej przez środowiska lewicy i obecnej w środowiskach akademickich od dawna.

Więcej w Wyborczej