Dwie gdańszczanki uczestniczyły 27 października w proteście samochodowym przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej. Jadąc w kierunku Sopotu, zatrzymały się na światłach na skrzyżowaniu ulic Chłopskiej i Pomorskiej w Gdańsku. W tym momencie z lewej strony zrównał się z nimi czarny volkswagen phaeton, w którym znajdowało się dwóch młodych, dobrze zbudowanych mężczyzn. Jeden z nich – widząc, że auto kobiet jest oklejone symbolami strajku kobiet  – otworzył okno i zaczął wulgarnie do nich krzyczeć. Doszło do wymiany zdań. Po chwili mężczyzna wyciągnął pistolet i celując nim w stronę kobiet, krzyknął: „Jak się teraz czujesz?”. Gdy zapaliło się zielone światło, kierowca volkswagena gwałtownie ruszył, zajechał kobietom drogę, po czym skręcił w ulicę Wejhera.

Kobietom udało się nagrać zajście telefonem i kamerą samochodową. Zadzwoniły na policję, opisały zdarzenie i podały numer rejestracyjny volkswagena.

Policja szybko ustaliła, że auto należy do… 35-letniego księdza Tomasza Kywana, wikariusza z parafii pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Gdańsku-Jelitkowie. Jeszcze tego samego dnia wieczorem policjanci odnaleźli go pod Katedrą Oliwską, gdzie pojechał, aby „bronić kościoła przed manifestującymi”, których tam nie było. Przy księdzu znaleźli broń. Pistolet wyglądał jak prawdziwy, ale okazało się, że to broń pneumatyczna.

– Ksiądz zaczął mętnie tłumaczyć, że nie celował w kobietę, a jedynie pokazał pistolet. Gdyby to był zwykły obywatel, to po takim zgłoszeniu dawno leżałby na glebie. Nie było przecież wiadomo, że pistolet nie jest prawdziwy – mówił nam anonimowo policjant znający sprawę. – Zaczęły się nerwowe telefony do komendanta, konsultacje z prokuratorem, chciano uniknąć afery. Kierownictwo dało wreszcie dyspozycje, żeby zabezpieczyć broń „na protokół” i nie zatrzymywać księdza.

Więcej w Wyborczej