Byłemu księdzu Jacekowi M. zarzucono, że podczas manifestacji we Wrocławiu znieważył Tadeusza Mazowieckiego słowami „ten komunistyczny parch”. Ale powinien też odpowiedzieć za inne słowa nawołujące do nienawiści czy znieważenie Żydów.

Proces w sprawie słów z demonstracji z 13 grudnia 2018 zaczął się w poniedziałek, 21 listopada, we Wrocławiu. Oskarżenie wniesiono w listopadzie 2019, ale sądy w dwóch instancjach zastanawiały się, czy jest możliwe, by nacjonalista Jacek M. znieważył osobę nieżyjącą – czyli byłego premiera, działacza demokratycznej opozycji Tadeusza Mazowieckiego. Sprawę nawet umorzono, uznając „oczywisty brak podstaw do oskarżenia”.

Prokuratura odwołała się od tej decyzji i sąd drugiej instancji uchylił ją, nakazując, by proces przeprowadzono.  

Oskarżony były ksiądz na poniedziałkowej rozprawie przekonywał, że w jego wrocławskim przemówieniu nie było nienawiści, tylko krytyka tego, co Tadeusz Mazowiecki robił i mówił w przestrzeni publicznej, i że krytykował go jako polityka. Przekonywał też, że w jego wypowiedzi nie było antysemityzmu, bo Mazowiecki to „Polak, katolik”.

Słowa „parch” Jacek M. sobie nie przypomina, ale w żadnym wypadku nie miało ono mieć antysemickiej wymowy.  

Ale, jak sprawdziła „Wyborcza”, podczas swojego przemówienia Jacek M. mówił o premierze Mazowieckim znacznie bardziej obraźliwe słowa niż te, które zarzuca mu prokuratura. I nie było w nich krytyki, tylko nienawiść. I to – wbrew dzisiejszym tłumaczeniom – z rasistowskim podtekstem.

Jacek M. podczas przemówienia użył np. takich słów: „nigdy nie krył się ze swoimi żydobolszewickimi, komunistycznymi inklinacjami” – to o Tadeuszu Mazowieckim.

Dodał, że „szczególnie gardzi” jego osobą. Nazywał go zdrajcą, nie tylko zresztą jego, również Lecha Wałęsę.  

Wreszcie – już bez związku z osobami Tadeusza Mazowieckiego czy Lecha Wałęsy – Jacek M. używał takich sformułowań jak: „ludobójczy komunizm w znacznej większości kreowany przez górali z Syjonu, przez tych starozakonnych” czy „SB i NKWD to były aparaty, które nie były zasilane przez ludzi bez rodowodu (…), to starozakonni budowali bezpiekę”. Przekonując przy tym, że to historyczna prawda, a nie mowa nienawiści.

I jeszcze zdania: „My patrioci, nacjonaliści, narodowi radykałowie damy Polsce skuteczną chemioterapię na tego żydokomunistycznego raka”.  Odnosiło się to się do tych, których Jacek M. określa jako „wrogów Ojczyzny”, a którym życzy śmierci.  

Więcej w Wyborczej