Hani Hraish, właściciel arabskiego baru w Gdańsku pokazuje ślady po kulach na szybie i macha ręką: – Już nie chodzi mi nawet o szyby, choć ich wymiana może kosztować nawet 12 tysięcy złotych – mówi. Jego lokal został ostrzelany. – Po prostu jest mi przykro, że są w Gdańsku młodzi ludzie, którzy wybierają nienawiść zamiast pokoju, niszczenie zamiast budowania. To nikomu nie służy, a wszystkim psuje krew.

Hraish to postać znana w Gdańsku. – Jestem stałą częścią tutejszego krajobrazu – śmieje się. Przez lata, poza tym, że prowadził bar z kuchnią arabską, był także imamem lokalnego meczetu. To stanowisko stracił niedawno. Rozpoznawalny, od lat wzywa do dialogu chrześcijan i muzułmanów.

Gdańska policja, jak zapewnia jej rzecznik Aleksandra Siewert, potraktowała zgłoszenie Hraisha poważnie: przeglądany jest monitoring z okolicznych kamer, przesłuchiwani świadkowie.

Hani Hraish mieszka w Polsce od 33 lat. Przyjechał do nas z Palestyny jako 18-latek. Ma pięcioro dzieci z polską Tatarką Heleną Szabanowicz. Właściciel baru na gdańskiej Żabiance wzywa antyislamskich chuliganów do opamiętania się. – Ci ludzie nie szanują wiary. Żadnej wiary – ubolewa. – Niestety, boję się, że niektórzy polscy politycy będą napędzać niechęć i nienawiść do muzułmanów, uchodźców, kolorowych. Ale nie dam się zastraszyć. Jestem dobrym obywatelem tego miasta. Mam nadzieję, że ci młodzi, którzy to zrobili, pójdą po rozum do głowy. Zawsze wzywałem i dalej wzywam do dialogu i otwartości.

Więcej na stronach miasta Gdańska.