Prokuratura odmówiła wszczęcia sprawy z urzędu, a sąd w Szczecinie początkowo sprawę umorzył. Nieustępliwość Igora Podeszwika, społecznika i aktywisty, doprowadziła do wyroku skazującego.

To on złożył najpierw doniesienie do prokuratury, wnosząc o ściganie sprawcy z urzędu, a gdy ta odmówiła – prywatny akt oskarżenia do sądu. W czwartek, po ponad trzech latach, przed Sądem Rejonowym Szczecin-Centrum zapadł wyrok skazujący dla kierowcy furgonetki, na której wypisane były homofobiczne hasła.

– Bałem się, że sąd uzna, że właściwie nic takiego się nie stało, że to tylko słowa. A te słowa to ohydne pomówienie, które często prowadzi do przemocy – komentuje wyrok Igor Podeszwik.

Sprawa ma długą historię i dotyczy zdarzenia z września 2019 r. Na 14 września zapowiadany był w Szczecinie Marsz Równości. Przed marszem środowiska prawicowe i pro-life nasiliły swoją aktywność. To wtedy właśnie Dariusz Matecki, szczeciński radny Prawa i Sprawiedliwości i obecnie szef Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry w Szczecinie, promował akcję Młodzieży Wszechpolskiej odkażania ulic Szczecina z LGBT.

Przejazd furgonetki po mieście był zgłoszony przez osobę prywatną jako zgromadzenie mobilne. Już wtedy Igor Podeszwik domagał się od policji, aby wystąpiła do prezydenta miasta o rozwiązanie tego zgromadzenia. Zwracał uwagę, że jego organizatorzy łączą społeczność LGBT+ z pedofilią i stawiają między nimi znak równości. A to narusza art. 212 kk mówiący o zniesławieniu. Prezydent jednak zgromadzenia nie rozwiązał.

– Policja w uzgodnieniu z nami wystąpiła do prokuratury o prawnokarną ocenę tej sytuacji – wyjaśniał wówczas Łukasz Kolasa, rzecznik prasowy prezydenta Szczecina.

Igor Podeszwik się nie poddał. Złożył w prokuraturze doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez kierowcę homofobusa, wnosząc o ściganie sprawcy z urzędu z art. 212 kk, który mówi: „Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności”. Paragraf 2 tego artykułu dodaje: „Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.

Więcej w Wyborczej