Artykuł przeznaczony jest dla osób, które chciałyby poznać poglądy autora książki „Historia i teraźniejszość 1945-1979”, ale nie chcą na to tracić ani czasu, ani pieniędzy – co uważam za słuszne i nad wyraz rozsądne – szczególnie jeśli te środki przeznaczą na inne przyjemności. Lektura ta bowiem ani przyjemna, ani wzbogacająca intelekt na pewno nie jest.

Zacznijmy od tych fragmentów, które teoretycznie miały pełnić rolę wiedzy o społeczeństwie. Tak więc na stronie 177 zaczyna się rozdział zatytułowany: „Państwo i polityka”, i – jak słusznie zauważa prof. Wojciech Roszkowski, bo on jest autorem książki – „punktem odniesienia [polityki państwa] powinno być dobro wspólne, a nie dobro poszczególnej partii lub jakiejś grupy społecznej”. Po tym zachęcającym wstępie następuje przykład polityki przeczącej idealnemu wzorowi postępowania – oczywiście chodzi o partykularne korzyści jednej z partii.

Tak więc przykładem tym jest billboard z kampanii wyborów samorządowych 2010 r., na którym umieszczono hasło: „Nie róbmy polityki. Budujmy mosty”. Dla autora jest to przykład antywspólnotowej polityki partyjnej i choć nie ujawnia dlaczego i o jakie ugrupowanie chodzi, wystarczy zerknąć do internetu i już wiadomo – o „billboardy z Tuskiem”. Tajemnicą prof. Roszkowskiego pozostanie, jak mosty – dosłownie i w przenośni – dzielą ludzi, tym bardziej, że nieco dalej, jako przykład odprężenia w relacjach dwustronnych między USA i ZSRR, zacytował prezydenta Lyndona Johnsona, który mówił właśnie o „budowaniu mostów”.

Podczas WOS-u uczniowie i uczennice powinni zapoznać się z podstawowymi pojęciami dotyczącymi ideologii. W normalnym podręczniku jest temu poświęcony osobny dział, w niniejszej pozycji trzeba je wyłuskiwać z ogólnej narracji historycznej, najczęściej na początku rozdziałów dotyczących dziejów powszechnych. Moją uwagę zwróciło opracowanie pojęcia nacjonalizmu, bo odbiega ono od przyjętych do tej pory definicji zamieszczanych w pracach z zakresu doktryn polityczno-prawnych. Nacjonalizm, według prof. Roszkowskiego, narodził się wraz z nowożytną reformacją religijną, czego najlepszym dowodem jest powstanie Kościoła Anglikańskiego, czyli, jak tłumaczy: „Kościoła narodowego” (nazwa mówi sama za siebie). Dalej dowiadujemy się, że istnieją dwa rodzaje nacjonalizmu: dobry i zły. Dobry to polski z okresu powstań narodowych, a zły to niemiecki, z okresu zaborów i hitleryzmu. Poza tym nasz nacjonalizm to tak naprawdę patriotyzm, a przynajmniej „z nim tożsamy”.

Dalsza część rozważań wzbudziła moje szczere zażenowanie, myślałem, że uczciwość badawcza obowiązuje ponad wszystko, a osoba mająca tytuł naukowy nie może kłamać z premedytacją. A jednak dalej czytamy: „ […] jednym z ojców polskiej niepodległości był Roman Dmowski, przywódca narodowej demokracji w II RP, który głosił nacjonalizm z pobudek politycznych, a nie religijnych czy rasowych i daleki był od radykalnego szowinizmu narodowego typu hitlerowskiego, który godny jest tylko potępienia” (s. 202).

Szanowny Panie Profesorze, nie wiem dlaczego Pan to robi, ale Roman Dmowski, o czym Pan powinien wiedzieć, należał do najbardziej zoologicznych antysemitów w Polsce. Jako przyrodnik z wykształcenia wierzył w darwinizm społeczny, w ewolucję gatunków i selekcję organizmów żywych według doboru naturalnego i ostatecznie w walkę o byt – a nie w jakiegoś Boga i zbawienie. Kościół wykorzystywał instrumentalnie, jako narzędzie w walce z Żydami. Ci z kolei byli dla niego rasą zdegenerowaną, pasożytami, których należy całkowicie wytępić… I mówił to, gdy w Niemczech na fotelu kanclerza zasiadał już Adolf Hitler, austriacki katolik.

Cały tekst Arkadiusza Kierysa w Wyborczej