Kaliski poseł Jan Mosiński w internecie tropi Żydów, ale nie lubi też Arabów. „…chory na umyśle, arabski, wielbłądzi łeb” – napisał o polityku PO.Mosiński jest pomysłodawcą Ogólnopolskich Pielgrzymek Robotników do sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, które są oczkiem w głowie toruńskiego Kościoła. Ale Kościół i czysta działalność związkowa mu nie wystarczają. Angażuje się w Akcję Wyborczą „Solidarność”. Startuje w wyborach parlamentarnych, ale sukcesu nie odnosi. Mosiński pokochał media społecznościowe. Udziela się na Twitterze, ma konta na Facebooku – polityczne i prywatne. W sieci uderza z coraz grubszej rury. Informację o spaleniu żywcem nieuczciwego pracodawcy w Indiach dedykuje rodzimemu biznesowi, tropi Żydów i homoseksualistów.

„Szejnfeld, kaliski żyd, ma jakieś kompleksy” – to o pośle Platformy, a dziś eurodeputowanym Adamie Szejnfeldzie.

„Kuczyński Waldemar, rzekomo kaliski żyd, członek PZPR, znawca wszystkiego” – to o doradcy premiera Tadeusza Mazowieckiego.

Dostaje się też prezesowi Fundacji Batorego Aleksandrowi Smolarowi: „Smolar – etatowy żyd, na UW asystent u Brusa [Włodzimierza, ekonomisty z przeszłością politruka], osławionego siepacza bezpieki. Coś więcej?”.

W rozmowie z „Wyborczą” Mosiński dziwi się, że ktoś mu zarzuca atakowanie innych narodowości.

– Nie jestem antysemitą. Mam ogromny szacunek dla naszych starszych braci w wierze. Jeśli ktoś uznaje moje wpisy za antysemickie, to jest to chore, bo nikogo nie potępiam. A jeśli kogoś krytykuję, to tylko za to, co robi złego.

Więcej w Wyborczej