22 listopada 2017 roku w Centrum Wielokulturowym w Warszawie, pod patronatem Rzecznika Praw Obywatelskich, odbyła się konferencja „STOP hejtowi w sieci”. Wprowadzenia do problematyki spotkania dokonała Przewodnicząca Rady Programowej Stowarzyszenia przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii Otwarta RzeczpospolitaPaula Sawicka. W swoim wystąpieniu mówiła m. in.: Czy mowa nienawiści szerzona w sieci jest inna od tej, którą spotykamy w tzw. realu? Czy słowa zapisane w cyberprzestrzeni mniej ranią niż te nabazgrane na murach naszych domów, albo te wykrzykiwane przez osobników w maskach? Czy za nimi nie podążą nienawistne czyny? Jestem pewna, że tu różnic nie ma. W tym miejscu warto zapytać czym jest internetowy hejt, który chcielibyśmy zatrzymać. Wydaje mi się, że na początku był to rodzaj publicznego szaletu, w którym każdy mógł anonimowo dać upust swoim złym emocjom. Dziś jest to również jeszcze jedno, groźne narzędzie szerzenia nienawiści i nienawistnych idei. Całość przemówienia poniżej.

Paula Sawicka – Wprowadzenie w problematykę

Będziemy tu dziś mówić o mowie nienawiści. Ta nazwa wydaje mi się właściwsza od tytułowego „hejtu”, który zdaje się oswajać, łagodzić wymowę zjawiska destrukcyjnego i wybitnie szkodliwego społecznie. Jest wiele definicji mowy nienawiści i wypadałoby jakąś tu przytoczyć, ale nie zrobię tego, bo z pewnością podczas dzisiejszej konferencji będą się pojawiać się w wielu wystąpieniach. Bo takie definicje są zdecydowanie potrzebne. Dodam jednak, że od wielu lat zajmując się wyrażaną w przestrzeni publicznej nienawiścią wcale nie potrzebuję takiej definicji, żeby wiedzieć czy coś jest mową nienawiści, czy demonstrowane symbole wyrażają nienawiść. Myślę, że podobnie każdy z państwa. Owszem, potrzebujemy jej dla policjantów, prokuratorów, sędziów, ale zazwyczaj wtedy, kiedy nie chcą nienawiści dostrzec tam, gdzie dla innych jest oczywista. Stąd osławione „symbole szczęścia”, „rzymskie pozdrowienia”, „chemioterapie”. Stąd karkołomne gramatyczne interpretacje, że czasowniki „wypędzimy”, „spalimy”,  „będą wisieć” nie wyrażają nawoływania do nienawiści, bo musiałyby być użyte w innej formie, tj. „wypędźmy”, „spalmy”, „powieśmy”.

Cztery lata temu pisałam, że instytucje, które powinny być naturalnym i ważnym sojusznikiem obywatelskich działań nie udzielają im wystarczająco mocnego i zdecydowanego wsparcia. Publicznie wyrażana mowa nienawiści nie jest dostatecznie ścigana, piętnowana i karana przez policję, prokuratury i sądy. Jest bagatelizowana, a do niedawna organy ścigania, choć zobowiązuje je do tego prawo, bardzo rzadko z własnej inicjatywy wszczynały postępowania. Zazwyczaj potrzebne jest zawiadomienie obywateli. Bywa, że policja – niezgodnie z prawem i pod wymyślonymi pretekstami – odmawia ich przyjęcia. Mowa nienawiści nie spotyka się z zadowalającą reakcją osób publicznych, urzędników państwowych, samorządowych, parlamentarzystów. Z przykrością stwierdzamy, że standardy zachowania obowiązujące w każdym demokratycznym państwie prawa w tych środowiskach wciąż nie są powszechne. Dziś mam obowiązek dodać, że po krótkim okresie względnej poprawy tego stanu rzeczy, szkoleń dla policji, prokuratorów itp., wraz z „dobrą zmianą” obserwujemy zdecydowane pogorszenie reaktywności i wrażliwości organów ścigania na przestępstwa z nienawiści oraz, niestety, nawet zachęcające przyzwolenie na nie ze strony wielu polityków.

Zawsze mnie zdumiewa brak wrażliwości na zło faszyzmu w kraju, gdzie był Oświęcim, Treblinka i Palmiry, brak empatii dla osób, które przeżyły horror okupacji hitlerowskiej i wciąż jeszcze drżą na widok swastyki, czy hajlujących młodziaków w paramilitarnych strojach, gotowość „rozpalania pieców” na przyjęcie obcych. Mowa nienawiści posługuje się  nie tylko nienawistnym słowem, gestem, symbolem, sięga też po kłamstwo i oszczerstwo. Musimy być przy tym świadomi, że dotkliwie dosadna mowa nienawiści wcale nie musi używać stricte nienawistnych słów, często przybiera pozornie uprzejmą, grzeczną, kulturalną formę – wystarczy powiedzieć komuś, że jest tylko gościem, żeby poczuł, że odmawia mu się praw przynależnych każdemu obywatelowi. To ważne, kiedy chcemy walczyć z tak wyrażaną nienawiścią również w sieci. Podobnie jak niewrażliwi i nieempatyczni urzędnicy organów ścigania, „Internetowi kontrolerzy”, tj. tylko maszyny, nie potrafią wytropić tak wyrażanej nienawiści.

Na początku było słowo. Złe słowo, jakim jest mowa nienawiści najpierw narusza godność osobistą człowieka, czyniąc szkodę moralną, a następnie, tolerowane, psując demokrację szkodzi społeczeństwu. A za nienawistnym słowem podąża przemoc, nienawistny czyn. Dlatego o mowie nienawiści nie powinno się mówić w oderwaniu od czynów, do których nieuchronnie prowadzi.

Od blisko dwudziestu lat Otwarta Rzeczpospolita stara się uwrażliwiać społeczeństwo polskie na zło szerzone przez mowę i czyny nienawiści. Monitorujemy je i opisujemy, podejmujemy interwencje. Od wielu lat biorę udział, albo sama je organizuję, w spotkaniach, które traktują o mowie nienawiści. Uczeni ją badają, mierzą i porównują. Wydawałoby się, że temat się wyczerpał, a przynajmniej zbladło nim zainteresowanie. Niestety nie jest tak. Temat pozostaje aktualny,  ale mnie bardziej dziwi, że za każdym razem spotykam ludzi, którym się zdaje, że nienawiść w przestrzeni publicznej pojawiła się dopiero wczoraj, którzy dziwią się, że rasistowskie, wykluczające i dyskryminujące hasła są od wielu lat noszone i wznoszone na tzw. marszach niepodległości, które już 2005 roku Marek Edelman nazwał paradami nienawiści. Do szacownego międzynarodowego grona ekspertów zajmujących się edukacją o Holokauście i pamięcią mówił: „Pozwalamy, żeby na ulicach miast demokratycznych krajów, w imię swobód demokratycznych, odbywały się parady nienawiści i nietolerancji. To zły znak. (…) Demokracja nie polega na przyzwoleniu na zło, nawet najmniejsze, bo ono może nie wiadomo kiedy urosnąć.”

11 listopada tego roku zło urosło do 60 tys. osób, które wysłuchawszy inauguracyjnego pełnego nienawiści i haniebnych okrzyków przemówienia świętowały niepodległość maszerując w świetle pochodni pod banerami z rasistowskimi hasłami, a świat patrzył na to i słuchał ze zdumieniem. Co więcej, uznał, że wykrzywiona nienawiścią gęba jest naszą narodową twarzą. Mowa nienawiści jest wciąż obecna w przestrzeni publicznej, w Polsce jest dla niej coraz bardziej sprzyjająca pogoda. Ujawniana jest coraz śmielej i coraz bardziej otwarcie, bo nie spotyka się z reakcję jej świadków którzy wciąż pozostają obojętni, albo odwracają głowę starając się zła nie widzieć. Pamiętajmy więc o przestrodze Burke’a, że wystarczy, żeby dobrzy ludzie nie robili nic, a zło zatryumfuje.

Zło, o którym mówił Marek Edelman czaiło się nie tylko w pobłażaniu dla głoszenia rasizmu, skradało się także w publicystyce, przemycającej nową politykę historyczną. Właśnie oglądamy ją w pełnym rozkwicie. Zabiegi z faktami historycznymi stają się w naszym kraju coraz częstsze, już mamy dyżurnych historyków, którzy głoszą nową, jedynie słuszną historię – dziś stają się urzędnikami władzy. Wystawę Muzeum II Wojny Światowej bezwstydnie dostosowuje się do potrzeb tej historii. A Prezydent RP oznajmił, że „polska szkoła będzie uczyła prawdziwej polskiej historii, w której wiadomo kto był zdrajcą, a kto był bohaterem”.

Nienawiść jest łatwa, miłość wymaga wysiłku – mówił Marek Edelman. Jednak to stwierdzenie nie pomoże nam zatrzymać hejtu w sieci. Marek Edelman dodałby, że miłość nigdy nie może oznaczać zgody na zło, i jeszcze coś, co ucieszyłoby Antifę, że przemoc rozumie tylko siłę. Jeśli chcemy zrezygnować z siły musimy postawić sobie pytanie o to, czy możliwa jest dyskusja z rzecznikami nienawiści, w jaki sposób ich przekonywać. Ale nigdy nie pozwólmy wtłoczyć się w buty ofiary, bo ofiara marzy o tym, żeby się zamienić z katem na miejsca, marzy o odwecie, a wtedy od kata się nie różni.

Czy mowa nienawiści szerzona w sieci jest inna od tej, którą spotykamy w tzw. realu? Czy słowa zapisane w cyberprzestrzeni mniej ranią niż te nabazgrane na murach naszych domów, albo te wykrzykiwane przez osobników w maskach? Czy za nimi nie podążą nienawistne czyny? Jestem pewna, że tu różnic nie ma.

W tym miejscu warto zapytać czym jest internetowy hejt, który chcielibyśmy zatrzymać. Wydaje mi się, że na początku był to rodzaj publicznego szaletu, w którym każdy mógł anonimowo dać upust swoim złym emocjom. Dziś jest to również jeszcze jedno, groźne narzędzie szerzenia nienawiści i nienawistnych idei.