Mirosław Czech przedstawia książki Ronalda Modrasa, „Kościół katolicki i antysemityzm w Polsce w latach 1933-1939”, przeł. Witold Turopolski, wyd. Homini, Kraków 2004; oraz Damiana Pałki, „Kościół katolicki wobec Żydów w Polsce międzywojennej”, Zakład Wydawniczy „Nomos”, Kraków 2006. Omówienie książek przytaczamy za „Gazetą Wyborczą” z 2 lutego 2008 roku.

We krwi mają nienawiść do chrześcijaństwa

 

Gazeta Wyborcza 2008-02-02

 

W II RP duchowieństwo katolickie piętnowało Żydów jako wrogów Kościoła. Jako tych, których interesy są „nie nasze”. Dlatego w latach okupacji Żydzi znaleźli się poza kręgiem współczucia.

W latach 30. ubiegłego wieku Kościół katolicki mógł się czuć jak w oblężonej twierdzy. Wrogów miał w liberałach, komunistach, socjalistach i faszystach – siłach dominujących wówczas w polityce. Francja przodowała w wolnomyślicielstwie i laicyzacji, Hiszpania stała się areną prześladowań Kościoła, Niemcy zostały opanowane przez neopogański nazizm, a w ZSRR wszystkie wyznania zostały praktycznie zlikwidowane.

Polska, z konstytucyjnym zapisem o pierwszeństwie wyznania katolickiego pośród innych religii, należała do wyjątków. Pozycję Kościoła wzmacniał konkordat zawarty w 1925 r.

Ale i tu Kościół nie czuł się bezpieczny. Kardynał Aleksander Kakowski, metropolita warszawski w latach 1913-38, w napisanych pod koniec lat 20. pamiętnikach diagnozował: „Na osłabionym przez niewolę organizmie Polski usadowiły się pasożyty religijne, społeczne i narodowe, które ją bez litości gryzą i nękają. Pasożytami tymi są: 1) Żydzi osiedli w miastach i w miasteczkach, w przerażającej ilości; 2) sekty heretyckie i schizmatyckie obcej krwi, obcej narodowości, w liczbie około 40, zalegalizowane prawnie przez trzy rządy zaborcze dla osłabienia organizmu polskiego; 3) masoni, wolnomyśliciele i bezwyznaniowcy rekrutujący się przeważnie spośród Żydów i heretyków i prowadzeni przez Żydów”.

W roku 1936 ks. Jan Piwowarczyk, redaktor naczelny wydawanego przez kurię krakowską dziennika „Głos Narodu”, deklarował, że burzliwie rozwijająca się w owym czasie akcja antysemicka jest słuszna, bo „trzeba być wyzutym z podstawowych uczuć patriotycznych, trzeba być pozbawionym najprostszego poczucia solidarności narodowej, by tej tradycji nie uznać za szlachetną, zdrową i etyczną”.

Dziś te opinie przyszłego redaktora „Tygodnika Powszechnego” szokują, ale w dwudziestoleciu międzywojennym wyznaczały normę w postrzeganiu przez duchowieństwo zagrożeń, wobec których stanął naród polski i jego podpora duchowa – Kościół rzymskokatolicki.

Komunista, mason, Żyd

Ronald Modras, profesor teologii katolickiego Uniwersytetu Saint Louis w USA, w pracy „Kościół katolicki i antysemityzm w Polsce w latach 1933-39” stawia tezę: „Katolickie duchowieństwo nie było jedynie biernym widzem czy obserwatorem fali antysemityzmu, która ogarnęła Polskę w drugiej połowie lat 30. Wraz z Narodową Demokracją katolickie duchowieństwo stanowiło w dużej mierze jej integralną część. (…) Spisek żydowsko-masoński, dzisiaj praktycznie zapomniany, był podstawowym hasłem w antysemickim arsenale w latach 30. XX wieku, zwłaszcza w katolickich regionach Europy. W Polsce stanowił główny, a dla niektórych wyczerpujący powód do niepokoju”.

Kościół katolicki miał problem z wpisaniem się w nowoczesność. Od ponad stulecia toczył zaciętą walkę z oświeceniem i liberalizmem. W wydanej w 1884 r. encyklice „Humanum genus” papież Leon XIII potępił wolnomularstwo za dążenie do „całkowitego obalenia porządku świata, który powstał w wyniku chrześcijańskiego nauczania” i zastąpienia go nowym porządkiem opartym na propagowaniu zasady rozdziału Kościoła od państwa oraz uznaniu, że „Kościół katolicki jest równy innym religiom”. W innych dokumentach pisał, że masoni działają z „szatańskich pobudek”, „opętani przez szatana, którego są instrumentem”.

Papież Pius XI w encyklice „Divini Redemptoris” z 1937 r. potępił komunizm, dostrzegając w nim główne zagrożenie dla Kościoła i całego chrześcijaństwa. Winą za jego sukcesy obarczył liberalizm i masonerię. W Polsce do takiej interpretacji komunizmu nie trzeba było nikogo namawiać. W liście pasterskim wydanym w lipcu 1920 r., w trakcie ofensywy sowieckiej na Polskę, biskupi przestrzegali przed komunizmem, który dąży do podboju całej Europy. Zauważono przy tym, że komunizmem kierują Żydzi, „którzy we krwi swojej noszą tradycyjną nienawiść do chrześcijaństwa”.

Kilkanaście lat później biskupi zgromadzeni na I Polskim Synodzie Plenarnym wystosowali do wiernych list pasterski. Pisali w nim, że komunizm to „najstraszniejszy z pożarów, jaki kiedykolwiek groził światu”, a jego popularność wiązali z szerzeniem bezbożnictwa „sprzymierzonego z masonerią”. W listopadzie 1936 r. metropolita krakowski arcybiskup Adam Sapieha ubolewał nad ekspansją ruchu komunistycznego. Ganił tych, którzy popierali obcą ideologię „wytworzoną przez rasę, której tendencją jest zdeprawowanie, a przez to wyzyskanie narodów, wśród których żyją”.

W czerwcu 1934 r. delegacja rabinów przedstawiła kard. Kakowskiemu prośbę o wydanie odezwy powstrzymującej zajścia antyżydowskie. W odpowiedzi hierarcha zwrócił uwagę, że ze strony elementów żydowskich dochodziło do prowokowania i obrażania uczuć religijnych ludności chrześcijańskiej. Rabini odparli, że takie działania podejmowali komuniści, na co kardynał odrzekł, że są to młodzi Żydzi finansowani ze źródeł polskich bądź zagranicznych.

W „Małym Dzienniku” – najpoczytniejszej gazecie katolickiej wydawanej przez franciszkanów z Niepokalanowa – dr T. Szynwaldzki pisał, że antykatolickie zbrodnie w Hiszpanii przypisuje się zazwyczaj anarchistom i komunistom, lecz obie grupy tak naprawdę są instrumentem „podziemnego mocarstwa” Żydów i masonów. Żydzi zajmują kierownicze stanowiska w masonerii, „drogi i cele masonerii i międzynarodowego żydostwa pokrywają się”. Według Szynwaldzkiego nie sposób zaprzeczyć, że masoni walczą z katolicyzmem, by w ten sposób przygotować grunt dla przyszłego Mesjasza i żydowskiego panowania nad światem.

Synagoga Szatana

Stwierdzenia te odwołują się wprost do osławionych „Protokołów mędrców Syjonu” – fałszywki wyprodukowanej na początku XX wieku przez ochranę, carską policję polityczną. W latach 1934-35 w Bernie toczył się proces w sprawie potwierdzenia lub zaprzeczenia autentyczności tego tekstu. Sąd nazwał „Protokoły” fałszerstwem literackim, wytworem nienawistnej i nikczemnej wyobraźni. Jednym z ekspertów sądowych miał być ks. prof. Stanisław Trzeciak, były wykładowca seminarium duchownego w Petersburgu specjalizujący się w problematyce judaizmu.

Ks. Trzeciak na proces nie zdążył. Swe przemyślenia ogłosił w książce „Program światowej polityki żydowskiej” i w obfitej publicystyce. Wziął też udział w sponsorowanej przez nazistów konferencji w Erfurcie, która miała udowodnić autentyczność „Protokołów”. W prasie żydowskiej określono go jako „wysłannika Hitlera”, na co „Mały Dziennik” odpowiedział, że przełożeni duchownego nie tylko nie udzielili mu żadnej nagany, lecz awansowali go na proboszcza jednej z największych parafii w Warszawie.

Trzeciak dowodził, że co prawda nie ma bezpośredniego dowodu na autentyczność „Protokołów”, ale wystarczą pośrednie – ich zgodność z wydarzeniami rewolucyjnymi w Rosji, na Węgrzech i w Hiszpanii. Nawet religijni Żydzi postrzegają komunizm jako pewien etap realizacji swych nadziei mesjanistycznych. Twierdził też, że Talmud głosi, iż Mesjasz nie przyjdzie dopóty, dopóki będzie trwało choćby najmniejsze panowanie nad Żydami. Izrael jest zbyt słaby, by samemu obalić to panowanie, potrzebuje więc pomocy „sztucznych żydów, tj. tak urobionych duchowo gojów”, jak masoni na prawicy i socjaliści na lewicy.

Elementem realizacji programu wyłożonego w „Protokołach” miało być dążenie Żydów do pozbawienia Kościoła wpływu na szkoły i wychowanie dzieci – oto pod hasłem postępu i równouprawnienia szkoły stają się bezwyznaniowe, a chrześcijańskie dzieci uczone są przez nauczycieli żydowskich.

Ks. Trzeciak argumentował, że w Nowym Testamencie Żydów nazywa się „synagogą Szatana”, pisze się, że „nie podobają się oni Bogu i są wrodzy wszystkim ludziom” i że są synami diabła („wy macie diabła za ojca”). Cytował ojców Kościoła – św. Hieronima, który pisał, że Żydzi prześladują chrześcijan i przeklinają ich codziennie, oraz św. Ambrożego, który nazwał synagogę „miejscem przewrotności, domem bezbożności, schroniskiem głupoty”. Przypominał, że papież Aleksander III ostrzegał katolików przed spoufalaniem się z Żydami; Innocenty III zabronił im dostępu do urzędów publicznych, a Benedykt XIV w liście z 1752 r. ubolewał nad tym, że liczni Żydzi osiedlają się w Polsce.

Na tej podstawie Trzeciak wyprowadzał wniosek, że Żydzi nie mogą być traktowani tak samo jak inni ludzie. „Pozbawienie zatem praw obywatelskich żydów w Polsce jest tylko samoobroną narodu rdzennego, opiera się na wskazaniach Kościoła katolickiego i jest koniecznością państwową”.

Cel Hitlera jest słuszny

W encyklice „Mit brennender Sorge” z 1937 r. papież Pius XI potępił nazistowski rasizm: „Kto wynosi ponad skalę wartości ziemskich rasę albo naród, albo państwo, albo ustrój państwa, przedstawicieli władzy państwowej (…) i czyni z nich najwyższą normę wszelkich wartości, także religijnych, i oddaje im cześć bałwochwalczą, ten przewraca i fałszuje porządek rzeczy stworzony i ustanowiony przez Boga-Człowieka i daleki jest od prawdziwej wiary w Boga i od światopoglądu odpowiadającego takiej wierze”.

Modras pisze, że „polska prasa katolicka dostrzegała wyraźnie nazistowskie zagrożenie, odrzucała rasizm, a mimo to ze zrozumieniem donosiła się do przedwojennych prześladowań Żydów”. I jeśli Watykan pod rządami Piusa XI otwarcie krytykował antysemityzm, polski Kościół „zdawał się o tym nie wiedzieć”.

W wydawanym przez palotynów „Przeglądzie Katolickim” Józef Czarnecki pisał, że w polityce Niemiec i Włoch nie chodzi „o całkowitą eliminację czy deportację Żydów, lecz o odebranie im przewagi w życiu politycznym, gospodarczym i kulturalnym”. Janusz Rawicz tłumaczył, że antysemityzm nazistowski wynikał z żydowskiego „braku powściągliwości” – nadmiernego wykorzystywania swojego sukcesu i naśladowania ambicji Niemców.

W miesięczniku dla młodzieży „Pro Christo – Wiara i czyn”, wydawanym przez księży marianów, ukazał się w 1934 r. artykuł podpisany pseudonimem „Swastyka”. Autor uznał, że Żydzi są grupą narodową znienawidzoną nawet przez innych Semitów. Mają bowiem skłonność do oszustwa, a ich „krew zakaża aryjską krew i ducha”. Nawet po siedmiu pokoleniach „ciągłego krzyżowania się z krwią polską” Żydzi, którzy przeszli na chrześcijaństwo, nadal mają wyraźne cechy żydowskie. Ten „głos” żydowskiej krwi jest tak mocny, że „postulat zatamowania penetracji krwi żydowskiej do krwi aryjskiej jest celowy, słuszny, rozumny i moralny”. Podobnie jak kwarantanna w przypadku zaraźliwej choroby prawa zakazujące małżeństw Aryjczyków z Żydami mogą być uciążliwe dla jednostek, lecz są konieczne dla dobra ogółu.

Podobne tony rozbrzmiewały w reakcji na noc kryształową. W „Małym Dzienniku” nie pisano o prześladowaniach niemieckich Żydów, lecz skupiono uwagę na prasie żydowskiej, która „szalała z oburzenia z powodu swojej klęski”. W artykule redakcyjnym w „Głosie Narodu” ks. Piwowarczyk uznał gniew Niemców za „zrozumiały”, bo III Rzesza właśnie „zrywa więzi”, które Żydzi nałożyli na życie gospodarcze i kulturalne. Hitler prowadzi „eksterminacyjną walkę z żydostwem”, lecz Żydzi sami są sobie winni, bo nadal pozostają w Niemczech. Żydzi są tam gośćmi, podobnie jak w Polsce. Skoro wypowiedziano im gościnę, nie mają innego wyjścia, jak sprzedać swe interesy („choćby ze stratą”) i wyemigrować z Europy.

W reakcji na te wynurzenia syjonistyczny „Nowy Dziennik” stwierdził, że dotychczas świat dzielił się na tych, którzy podziwiają Hitlera, i tych, którzy go potępiają. Krakowskie pismo stworzyło zaś trzeci obóz – tych, którzy go „rozumieją”. W odpowiedzi ks. Piwowarczyk przyznał rację swoim krytykom – to, co robią naziści, jest prawdziwą rewolucją, a rewolucji nie można potępiać, lecz trzeba ją zrozumieć. „Widzimy jasno, że hitleryzm miał i ma powody do zdecydowanego wystąpienia przeciwko żydom. Nie pochwalając jego barbarzyńskich metod, uznajemy cel jego walki za słuszny”.

Trzeba ich wyrzucić

„Głos Narodu” ostrzegał polskich Żydów, że przykład Niemiec „może się okazać zaraźliwy”. Kto więc „chce ustrzec żydów przed takim losem, jaki im gotuje III Rzesza, winien już teraz myśleć o znalezieniu miejsca także dla żydów z Polski. Nie jest to żadna groźba, tylko prosty wniosek z obiektywnych rozważań”. Żydzi mają możnych przyjaciół w Waszyngtonie i Londynie. Przyjaciele owi mogliby skutecznie wesprzeć starania Warszawy o znalezienie kolonii dla Żydów.

Po 1935 r. hasło „kolonii dla Żydów” stało się oficjalnym programem państwowym. W tej sytuacji interwencje mocarstw zachodnich na rzecz znalezienia miejsca osiedlenia dla uciekinierów żydowskich z Niemiec i Austrii wywoływały w Polsce irytację. Protestował rząd i prasa katolicka. „Mały Dziennik” konstatował: „Zasadniczo poza bardzo nielicznymi wyjątkami żydzi nie chcą z Polski emigrować!”, a Polska stała się „klasycznym krajem imigracji żydowskiej”.

Gdy Nachum Sokołów, przywódca syjonistów, określił Polskę mianem „duchowego ośrodka dla całego żydostwa”, gazeta franciszkanów odpowiedziała: „Żydów trzeba zmusić do emigracji nie metodami hitlerowskimi, lecz drogą odebrania im obywatelstwa i reorganizacji naszego gospodarstwa narodowego w duchu potrzeb narodu polskiego. Innych możliwości nie ma”. Owa „reorganizacja” oznaczała bojkot gospodarczy, getto ławkowe i numerus clausus na wyższych uczelniach.

W tym czasie Kościół faktycznie zrezygnował z misji nawracania Żydów na katolicyzm. W redagowanym przez ks. Stefana Wyszyńskiego „Ateneum Kapłańskim” ks. Witold Gronkowski pisał, że Żydom nie można odmawiać chrztu; narodowość i rasa nie są przeszkodą do udzielenia tego sakramentu. Ale nadal obowiązuje zalecenie papieża Pawła III z 1542 r., by biskupi i księża uważnie przyglądali się żydowskim konwertytom, aby zapobiec ich kontaktom z byłymi współwyznawcami.

Bardziej radykalny pogląd prezentowała Zofia Kossak w adresowanym do inteligencji poznańskim miesięczniku „Kultura”. Według niej kwestia żydowska nie ma charakteru religijnego, lecz wyłącznie rasowy, narodowy i ekonomiczny. Z punktu widzenia chrześcijan Żydzi są ludźmi i bliźnimi. Jednakże „Żydzi są nam tak straszliwie obcy, obcy i niemili dlatego, że są z innej rasy”. Polaków drażni nie ich religia, lecz „wschodnia zapalczywość, kłótliwość, rodzaj umysłu”. Co by się stało, gdyby za sprawą jakiegoś cudu wszyscy Żydzi w Polsce stali się katolikami, a wszystkie synagogi zamieniono w kościoły? Nie ma wątpliwości, że żydowscy konwertyci narzuciliby swe cechy polskiej psychice i w ten sposób powstałaby nowa narodowość. Może i wartościowa, ale nie polska.

W 1934 r. ks. Ignacy Charaszewski piętnował w „Pro Christo” polską mentalność, twierdząc, że tolerancja jest naszą wadą narodową, którą próbuje się usprawiedliwiać, fałszywie odczytując Ewangelię. Polska stała się rajem dla Żydów, a czyśćcem dla swojego narodu. Być może są wśród Żydów jacyś wyjątkowi i wspaniali ludzie, lecz wszyscy oni idą śladem swoich przywódców. „Synagoga Szatana” toczy walkę z Kościołem. Lecz Żydzi nie zwyciężą, jeśli tylko prawdziwej miłości towarzyszyć będzie prawdziwa nienawiść. Aby prawdziwie kochać, trzeba prawdziwie nienawidzić.

Zamieszki, pogromy

W 1936 r. po krwawo stłumionych wystąpieniach robotniczych w Krakowie abp Sapieha wydał orędzie, w którym dostrzegał w społeczeństwie polskim znaczną ilość pracodawców-niechrześcijan, „którym chciwość tak zaciemnia oczy, że nie widzą własnego niebezpieczeństwa i uprawiają bezlitosny wyzysk na każdym polu i bogacą się krzywdą ludzką”. Ks. Piwowarczyk przekonywał, że gdy Żydzi opuszczą Polskę, powstaną możliwości „uwłaszczenia proletariatu” i wprowadzenia w życie „sprawiedliwszych form rozdziału bogactw naturalnych”.

„Głos Narodu” pisał, że getto ławkowe należy postrzegać jako element szerokiego frontu antysemickiego, gdyż nie można oczekiwać, by studenci przyglądali się obojętnie kwestii żydowskiej, gdy „całe społeczeństwo o niej myśli i mówi”. Za „objaw patriotyzmu” uznał to, że gazety studenckie apelują o wyzwolenie Polski z „czwartego zaboru”. Studenci mają bowiem prawo obawiać się, że po ukończeniu edukacji nie znajdą zatrudnienia w zawodach opanowanych przez Żydów. „Mały Dziennik” proponował zaś, by nie ograniczać getta ławkowego do wyższych uczelni, lecz rozszerzyć je na państwowe szkoły średnie.

W jezuickim „Przeglądzie Powszechnym” ks. Wincenty Granat tłumaczył: getto ławkowe byłoby moralnie złe, gdyby prowadziło do nienawiści i uniemożliwiało nawrócenie Żydów. Lecz jeśli tych skrajności da się uniknąć, oddzielenie od Żydów jest nie tylko dozwolone, ale nawet wymagane przez nauczanie katolickie. Wszak synod biskupów polskich z 1936 r. wypowiedział się zdecydowanie przeciw koedukacji dzieci katolickich i żydowskich w szkołach podstawowych i średnich. W epoce narodowych symboli, takich jak swastyka, rózgi liktorskie czy sierp i młot, polska młodzież uznała getto ławkowe za „jeden z symbolów odrodzenia narodowego”.

Tymczasem w latach 1935-37 mnożyły się zamieszki i pogromy antyżydowskie – w Grodnie, Przytyku, Brześciu Litewskim. Byli zabici i ranni. W tej sytuacji prymas August Hlond wydał w lutym 1936 r. list pasterski „O katolickie zasady moralne”. Pisał w nim: „Problem żydowski istnieje i istnieć będzie, dopóki żydzi będą żydami. (…) Faktem jest, że żydzi walczą z Kościołem katolickim, tkwią w wolnomyślicielstwie, stanowią awangardę bezbożnictwa, ruchu bolszewickiego i akcji wywrotowej. Faktem jest, że wpływ żydowski na obyczajność jest zgubny, a ich zakłady wydawnicze propagują pornografię. Prawdą jest, że żydzi dopuszczają się oszustw, lichwy i prowadzą handel żywym towarem. Prawdą jest, że w szkołach wpływ młodzieży żydowskiej na katolicką jest na ogół pod względem religijnym i etycznym ujemny.

Ale – bądźmy sprawiedliwi. Nie wszyscy żydzi są tacy. (…) Przestrzegam przed importowaną z zagranicy postawą etyczną, zasadniczo i bezwzględnie antyżydowską. Jest ona niezgodna z etyką katolicką. Wolno swój naród więcej kochać; nie wolno nikogo nienawidzić. Ani żydów. W stosunkach kupieckich dobrze jest swoich uwzględniać przed innymi, omijać sklepy żydowskie i żydowskie stragany na jarmarku, ale nie wolno pustoszyć sklepu żydowskiego, niszczyć żydom towarów, wybijać szyb, obrzucać petardami ich domów. (…) Nie wolno żydów napadać, bić ich, kaleczyć, oczerniać”.

Modras przypomniał, że prymas Hlond był nieugięty w krytyce nazizmu, który określał jako „bezwzględnie antyżydowski” i „niezgodny z etyką katolicką”. A jednak napisał: „nie wolno nikogo nienawidzić. Ani Żydów”. Owo „ani Żydów” – pisze ks. Modras – „jest dla nas dzisiaj zaskakujące, a nawet naganne. Ale słowa te nie były zaskakujące w latach 30. XX wieku”.

Za co papież nie przeprosił

W Polsce książka Modrasa przeszła praktycznie bez echa, chociaż jej autor nie ukrywa dumy z polskich korzeni. Recenzje ukazały się jedynie w „Tygodniku Powszechnym” i „Kwartalniku Historii Żydów” – obie autorstwa Dariusza Libionki.

W 1997 r., trzy lata po ukazaniu się w Ameryce książki Modrasa, wydano materiały z sesji naukowej zorganizowanej na KUL-u, a poświęconej stanowisku prasy Niepokalanowa wobec problemu żydowskiego. Tom „A bliźniego swego… Materiały z sympozjum »Św. Maksymilian Maria Kolbe – Żydzi – masoni «” jest – jak napisał Libionka – świadectwem swoistej reakcji obronnej. „Duchownych i świeckich referentów na tyle sparaliżowała obawa przed powiedzeniem czegoś niewłaściwego, że poprzestali na zarysowaniu bardzo ogólnego obrazu, starannie wystrzegając się wniosków i ocen. Żaden nie odniósł się ani do prac Modrasa, ani też do ustaleń polskich autorów”.

A szkoda, bo Modras nie ukrywa, że swą pracę napisał z myślą o współczesności. We wstępie do wydania polskiego stwierdził: „Jan Paweł II przeprosił za tych katolików, którzy pomagali nazistowskim Niemcom w ich dziele likwidacji europejskich Żydów, oraz za tych, którzy przyglądali się temu z pewną satysfakcją. Polscy biskupi uczynili podobnie w liście pasterskim z 1990 r., przepraszając za polskich katolików, którzy współpracowali z Niemcami lub przejawiali obojętność wobec tego, co naziści robili z Żydami.

Lecz ani papież, ani polscy biskupi nie przyznali, że jednym z powodów, dla których tak wielu Polaków przyglądało się temu bez emocji (nie mówiąc już o udzieleniu pomocy), był fakt, że duchowieństwo katolickie przez lata piętnowało Żydów jako wrogów Kościoła i jego misji. Żydzi przedstawiani byli jako »inni «, »obcy «, których interesy są »nie nasze «. Ich zapewnienia o swojej polskości oraz próby stworzenia świeckiego społeczeństwa siłą rzeczy kłóciły się z ideałem »Polski katolickiej «. W rezultacie dla wielu katolików w Polsce Żydzi znaleźli się – wraz z masonami i innymi wrogami Kościoła – poza kręgiem współczucia”. 1

Wykorzystałem: Ronald Modras, „Kościół katolicki i antysemityzm w Polsce w latach 1933-1939”, przeł. Witold Turopolski, wyd. Homini, Kraków 2004; Damian Pałka, „Kościół katolicki wobec Żydów w Polsce międzywojennej”, Zakład Wydawniczy „Nomos”, Kraków 2006

Mirosław Czech „Gazeta Wyborcza”