Hostel LGBT, prowadzony przez stowarzyszenie Lambda Warszawa, wstrzymuje działalność. Nie udało im się zabezpieczyć środków na dalsze funkcjonowanie. „Nie poddajemy się, nadal będziemy się starać, aby to miejsce mogło wrócić na mapę Polski” – zapowiadają koordynatorzy.

Było tam dwanaście pojedynczych łóżek i trzy kryzysowe materace ustawione w dwu-, trzy- i czteroosobowych pokojach. Oprócz tego dwie łazienki, świetlica, wspólna jadalnia i kuchnia. Adresu hostelu nie znał nikt postronny. O jego położeniu wiedzieli tylko organizatorzy i osoby, które uciekały przed przemocą fizyczną i psychiczną. Chodziło o bezpieczeństwo. Żeby nikt nie obrzucił domu kamieniami, nie podpalił drzwi, nie zostawił na murze napisów „Zakaz pedałowania”.

Pieniądze z grantu od Fundacji Batorego skończyły się w lutym 2016 r. Potem udało im się zdobyć pieniądze z amerykańskiej fundacji All Out. Starczyły do czerwca. Wówczas rozpoczęli zbiórkę przez internet. Wsparli ich m.in. Mariusz Szczygieł, Agnieszka Graff, Agata Passent. Udało się zebrać tyle, żeby pociągnąć do września. – Ale bez stałego finansowania nie damy rady. Potrzebujemy 25 tys. zł miesięcznie, żeby się utrzymać – mówiła wówczas Duszyńska.

Więcej w Gazecie Wyborczej.