Mariusz Błaszczak, zgłoś się szybko do sądu, szukają cię – mówił Władysław Frasyniuk po rozprawie apelacyjnej w sprawie znieważenia żołnierzy służby granicznej. Sąd we Wrocławiu orzekł: musi być wskazany ktoś, kto poczuł się znieważony. Sprawa wraca do pierwszej instancji.

W sierpniu ubiegłego roku sąd pierwszej instancji uznał, że wypowiedź Władysława Frasyniuka znieważyła żołnierzy pełniących służbę na polsko-białoruskiej granicy, ale warunkowo umorzył postępowanie. Nakazał mu jednak wpłacić 3 tys. zł na Fundusz Sprawiedliwości zarządzany przez resort Zbigniewa Ziobry i wykorzystywany – o czym wielokrotnie pisały media – na promocję polityków Solidarnej Polski.  

– Nie wpłaciłem, wyrok był nieprawomocny. Ale chętnie bym wpłacił, gdybym mógł te pieniądze dać Grupie Granica, pomagającej uchodźcom – mówi Frasyniuk.  

Przypomina, że w niedzielę zmarł 58-letni Mohammed z Syrii, który po upadku z pięcioipółmetrowego muru na granicy polsko-białoruskiej przebywał w białostockim szpitalu. Jest 43. znaną ofiarą kryzysu humanitarnego. 

– Podkreślam: znaną, bo należy założyć, że zmarło znacznie więcej migrantów. Ponad 200 osób wciąż jest uznawanych za zaginione. Dla porównania: od powstania NRD i RFN w 1949 r. do upadku żelaznej kurtyny i zakończenia zimnej wojny w 1989 r. na granicy dzielącej oba państwa niemieckie zginęło 327 osób – mówił Władysław Frasyniuk. Przed wejściem na salę dodawał: – Nie żałuję tego, co powiedziałem, ale poniosłem porażkę, bo na granicy polsko-białoruskiej nic się nie zmienia. To nie jest proces Frasyniuka, tylko proces państwa polskiego, które nie ma szacunku dla ludzkiego życia. 

Dziennikarzy na ogłoszenie decyzji nie wpuszczono. – W tej sali byłem tu pierwszy raz sądzony w stanie wojennym, prokurator zażądał dziesięciu lat, dostałem sześć – wspomniał opozycjonista.

Więcej w Wyborczej