Słowa nie są bezkarne. Jeśli ktoś mówi o wojnie w Polsce, to choć jej jeszcze nie ma, on tę wojnę przygotowuje i stwarza – mówi prof. Michał Głowiński, członek Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, w rozmowie z Tomaszem Machałą.
Czy słowo może zrobić krzywdę?
Może zrobić krzywdę bardzo różnoraką. Bo jest chamskie i kogoś dotyka. Czasem w prywatnych konfliktach, czasem w wymiarze politycznym, albo społecznym. Słowo krzywdzi w sposób wielokrotny. Nie można, cytując Szekspira, powiedzieć: słowa, słowa, słowa na wszystko, co płynie z ludzkich ust. Tak nie jest. Czasem na szczęście, czasem niestety. Słowa tworzą pewną rzeczywistość. One nie są bezkarne. Na przykład, jeśli ktoś mówi o wojnie, która się toczy w Polsce, to choć tej wojny jeszcze nie ma, to on tę wojnę przygotowuje i tworzy. Więc takie mówienie jest bardzo nie tylko nieprzyjemne, ale i niebezpiecznie. Ono tworzy nową rzeczywistość.
Czy słowo może być groźne?
Jak najbardziej. Słowo „wojna” w dzisiejszym polskim kontekście jest słowem groźnym, dlatego, że po pierwsze, ono kwestionuje elementarną wspólnotę, po drugie kwestionuje istnienie państwa, w jego dzisiejszej postaci, po trzecie to słowo implikuje słowo „wróg”. Gdy mówię, że z kimś mam konflikt, to nie muszę kogoś traktować jak wroga. Mogę go traktować jako przeciwnika politycznego, ideowego, ale kiedy mówię „wojna”, to tam już przeciwników nie ma. Tam są wrogowie. Dlatego ta retoryka jest tak strasznie niebezpieczna.
Czy prezydenta Narutowicza zabiło słowo czy kula?
Najpierw zabiło słowo. Realne morderstwo kulą Niewiadomskiego było efektem wielkiej kampanii nienawiści i histerycznej nacjonalistycznej propagandy rozpoczętej przez endecję.
Czy nie mamy dziś kampanii nienawiści i histerycznej kampanii rozpętanej przez prawicę w sprawie Smoleńska?
Oczywiście, że mamy. To jest zjawisko zupełnie niebywałe. Tragedia, która może się zdarzyć zawsze, bo katastrofy się zdarzają, jest traktowana jako przyczyna wojny.
Tutaj słowo „wojna” ma tak niedobre skutki, bo nie tylko implikuje wroga, ale też tworzy wielokrotne społeczne podziały o różnym nasileniu. Słowa mogą prowadzić do tworzenia delikatnych podziałów pomiędzy obozami, pomiędzy tendencjami. W tym przypadku jednak prowadzą one do wykopywania, do żłobienia przepaści.
Czy odbiera Pan Jarosławowi Kaczyńskiemu prawo do gry słowem? Do mówienia dla politycznego celu.
Nikomu nie odbieram prawa do wysławiania. Uważam jednak, że trzeba mówić odpowiedzialnie. Jeżeli ktoś jest politykiem i przywódcą dużej partii, to jego obowiązuje zasada odpowiedzialności. Roman Dmowski w latach 30-tych nienawidził sanacji. Ale mimo swojego ideologicznego szaleństwa i tej swojej ideologicznej jednostronności, on o wojnie w Polsce nie mówił. Muszę to powiedzieć: Dmowski to jest polityk zdecydowanie mi obcy, ale był to jednak polityk bez porównania większej klasy niż prezes PiS..
Przez większą klasę Pan rozumie bardziej odpowiedzialny w używaniu słów?
Między innymi to. W przypadku Jarosława Kaczyńskiego mamy do czynienia z absolutnym brakiem odpowiedzialności. On może w tej chwili powiedzieć wszystko. Swoistym paradoksem jest, że człowiek, który wygaduje takie rzeczy, mówi jednocześnie, że w Polsce nie ma wolności. To absurd. Chciałbym zwrócić uwagę, że wolność ma dwa przeciwstawienia całkowicie różne, kontrastowe. Przeciwieństwem wolności jest niewola czy zniewolenie, ale przeciwieństwem wolności jest także anarchia, która polega na nieodpowiedzialnym użyciu słów i nieliczeniu się z tym, co one robią i do czego prowadzą. Między słowami a rzeczywistością istnieją naturalne związki. Gdyby ich nie było, mówienie byłoby pozbawione sensu.
W ostatnich dniach padły następujące słowa: zimna wojna, pełzający pucz, rokosz, walka o wolność. Kiedy ostatnio te słowa z taką intensywnością były w języku polskim używane?
Myślę, że za okupacji hitlerowskiej.
To w dość ekstremalnych okolicznościach.
W ekstremalnych okolicznościach, bo mi się wydaje, że to nie był język opozycji demokratycznej, która się ukształtowała w Polsce Ludowej. Tam takich ekstremistycznych wypowiedzi nie było. Oczywiście upominano się o wolność, upominano się o swobodę, walczono o nią. Ale jednak takich najwyżej nasyconych emocjami słów nie używano. Choćby dlatego, że zdawano sobie sprawę z realiów politycznych. Tymczasem tutaj jest pełna swoboda i pan prezes uważa, że może powiedzieć absolutnie wszystko.
Co Pana zdaniem ma na myśli Jarosław Kaczyński mówiąc, że trzeba walczyć o wolność.
Wydaje mi się, że prezes Kaczyński rozumie wolność w sposób egotyczno – partyjny. Wolność jest wtedy, kiedy on rządzi. Podobnie z demokracją. Muszę powiedzieć, że nie życzyłbym sobie żyć w wolności i demokracji zaprojektowanej w ten sposób i przez kogoś takiego.
Czy język, który pojawił się w kwietniu 2010 roku może Pan nazwać smoleńską nowomową?
Nie. Nowomowa to był specyficzny język wytworzony w czasach komunizmu, fundamentem nowomowy jest cenzura. Natomiast w Polsce cenzury na szczęście nie ma.
Zależy kogo Pan zapyta.
Ja bym nie mówił tu o nowomowie, tylko użyłbym określenia: mowa nienawiści.
Nawoływanie do fizycznej przemocy?
Czy tu nie ma takiego nawoływania? Kiedy zamordowano prezydenta Narutowicza też nie było, o ile wiem, wezwań: Zabijcie tego człowieka, który jest nam obcy ideowo, nie wiadomo czy jest Polakiem, popierają go mniejszości narodowe. Tam nie mówiło się: Zabijcie go. Tylko to co zrobił Eligiusz Niewiadomski wynikało z retoryki, i z języka nienawiści. Teraz język nienawiści nie musi odnosić się tylko do mniejszości narodowych, seksualnych czy jakichkolwiek innych. To w pewnym sensie jest kategoria uniwersalna. Muszę powiedzieć, że takiego języka nienawiści, który wytworzył się w związku z katastrofą smoleńską, od dawna nie było.
Jak ją powstrzymać? Prawnie?
W tych sprawach prawnych się nie orientuje. Uważam, że ta mowa powinna być nieustannie oceniana, demaskowana i pokazywana, jak jest fałszywa. Mówiący odwołują się na przykład do religii. Tymczasem ich mowa, to nie jest mowa ewangelii, to jest mowa anty-ewangelii.
Mamy w Polsce dwa narody. Każdy mówiący swoim językiem?
Chyba tak.
Jest szansa na ujednolicenie języka?
Myślę, że w państwie demokratycznym jest to niemożliwe i niepożądane. Każdy powinien mówić to, co myśli. Naturalną granicą jest przyzwoitość i racjonalność. Tych warunków mowa nienawiści w wersji posmoleńskiej absolutnie nie spełnia.
Jeżeli ludzie mówią do siebie różnymi językami, to czy mogą się dogadać?
Na tym polega wypracowywanie kompromisu czy konsensusu. Mimo różnych stanowisk, różnych języków znajdujemy wspólne tereny.
Czy Pana zdaniem słowa, których używają Tadeusz Mazowiecki, Aleksander Smolar, Donald Tusk, na opis sytuacji: pełzający pucz, rokosz, czy one opisują sytuację w Polsce.
Myślę, że z pewną przesadą, ale są trafne.
W jaki sposób w języku polskim, w literaturze funkcjonuje słowo „zdrada”
Jest bardzo ciekawa książka o tym, jak kategorią zdrady posługiwano się w XIX wieku, czyli w okresie zaborów. Było to jedno z najcięższych oskarżeń, słowo które padało bardzo rzadko. Bo zdrada oznaczała zdradę narodową. Dzisiaj jest to element dyskusji politycznej, a nie słowo opisujące realny bieg rzeczy.
Czy Pan się boi słów, które padają na ulicach?
Boję się. Boję się wszelkiej agresji.
Nawet językowej?
Oczywiście.
Jak szybko agresja językowa może przekształcić się w agresję fizyczną?
Przykład prezydenta Narutowicza i Niewiadomskiego pokazuje, że nie trzeba długo czekać. Agresja hitlerowska, ideologia działania Hitlera, też zaczęła się od agresji językowej.
Zależy od gruntu, na jaki słowa padają?
Między innymi. Muszę powiedzieć, że słowa z PiS służą ogłupianiu ludzi. Jeśli ktoś mówi, że w Polsce nie ma demokracji, to albo on chce, żeby ludzie nie wiedzieli, co to jest demokracja, albo ich po prostu oszukuje.
Jakim językiem można mowę nienawiści zatrzymać? Równie twardym?
Można zatrzymać meta językiem, czyli jakby językiem nad językiem. To język, którym komentuje się język. Język powinien być nieustannie krytykowany, analizowany. Powinno się pokazywać, jak on działa, jakie ma cele i co Ci, którzy się nim posługują chcą uzyskać.
Rozmawiał Tomasz Machała, 24 kwietnia 2012
Newsweek Polska 17/12 23.04.2012
STOWARZYSZENIE
OTWARTA RZECZPOSPOLITA
Krakowskie Przedmieście 16/18, 00-325 Warszawa
e-mail: otwarta@otwarta.org
tel: +48 22 828 11 21
Biuro czynne dla interesantów:
poniedziałek-piątek: 10.00 - 14.00
Chcesz być na bieżąco?