Czy Radio Maryja i jego słuchacze – wrogi liberalnej demokracji i duchowi tolerancji nurt polskiego katolicyzmu, spajający politykę z wiarą w nierozerwalną jedność – to szeroki i groźny ruch społeczny czy tylko niegodny uwagi margines?

Czy Radio Maryja i jego słuchacze – wrogi liberalnej demokracji i duchowi tolerancji nurt polskiego katolicyzmu, spajający politykę z wiarą w nierozerwalną jedność – to szeroki i groźny ruch społeczny czy tylko niegodny uwagi margines?

 

Po co pisać, skoro nikogo nie przekonam? Każdy wie swoje i choćby mu piekłem grożono, zdania nie zmieni. W oczach liberalnej inteligencji – także katolików, ale tych, którzy chętniej czytają „Tygodnik Powszechny” niż „Niedzielę” – ojciec Tadeusz Rydzyk należy do tego samego antypatycznego, acz marginalnego nurtu co ksiądz Jankowski, Wojciech Cejrowski czy Zygmunt Wrzodak. Z drugiej strony, dla licznych swych wielbicieli Radio Maryja jest jedyną rozgłośnią godną zaufania, bo prawdziwie polską, katolicką i patriotyczną; każde jej słowo to święta prawda, każdy głos krytyki świadczy – i to jak najgorzej – o samym krytykującym. Szanse na kompromis są mniej więcej takie jak między smakowitym podróżnikiem i wyposzczonym ludożercą.

 

Jeśli mimo wszystko nie ograniczam się do stwierdzenia stanu rzeczy, który teoretycy dyskursu nazywają „nieprzekładalnością perspektyw”, to z jednego, głównego powodu. Ojciec Rydzyk, owszem, zyskał niejaką sławę, ale poza gronem swych zwolenników Radio Maryja pozostaje fenomenem w znacznej mierze nieznanym. Tymczasem wokół toruńskiej rozgłośni powstał szeroki, organizujący się głównie w parafiach, ruch, wspólnota intensywnej wiary i tyleż intensywnego zaangażowania w sprawy Polski i świata, głosząca i praktykująca katolicyzm integrystyczny. Wbrew obiegowym opiniom Rodzina Radia Maryja nie ogranicza się do gromadki dewocyjnych emerytek, jest też bardzo różnorodna pod względem składu społecznego. W rozmowach prowadzonych na antenie uczestniczą ludzie starzy i młodzi, mieszkańcy prowincji i wielkich miast, często dzwonią osoby wykształcone, posługujące się bogatą polszczyzną.

 

Kto sądzi, że ma do czynienia z nie wartym zachodu zaściankiem narodowo-katolickiego ekstremizmu, popełnia poważny błąd. Kto ma wątpliwości, niech sam posłucha toruńskiego radia – dociera ono prawie wszędzie w Polsce i nawet za granicę: satelitarna ambona ojca Rydzyka ma zasięg od Uralu po Góry Skaliste. Dzwonią spragnieni kontaktu z polskością słuchacze z Niemiec, Szwecji, Belgii i Stanów Zjednoczonych. Patriotyzm i antykomunizm tych wygnańców jest zwykle najżarliwszy. Chciałoby się zawołać: wracajcie, Polska jest już wolna! Niestety, ostrzega Radio Maryja, trudno o gorszą omyłkę.

 

Eksplozja chaosu


Ci, którzy „idą na układ z siłami liberalnymi”, mówią, „że już jesteśmy wolni, mamy demokrację. Nie w tym kierunku droga, to nie tak”. Od roku 1989 źle się dzieje w państwie polskim, gorzej niż w najczarniejszych latach stalinizmu. Dzwoni rozgoryczona słuchaczka: „Pan Balcerowicz na wiecu powiedział, że żeby coś zyskać, trzeba coś stracić. Pytam się, co żeśmy zyskali? Zyskaliśmy (…) to, że zostały zamknięte nasze zakłady pracy, fabryki, pegeery (…) co jeszcze mamy stracić, żeby zyskać? No chyba, że wiarę, naszą tożsamość, prawo naturalne (…) Bo tyle żeśmy stracili, że to się nie da opowiedzieć i opisać”. Istotnie, różnica między obecnymi czasami a PRL-em jest nie do opisania. Żal zwłaszcza pegeerów.

 

W ramach podziału pracy zło ekonomiczne realizuje Leszek Balcerowicz; zło moralne pozostaje domeną; Tadeusza Mazowieckiego – autora najpierw „grubej kreski”, a teraz „bezbożnej” preambuły do konstytucji.

 

Komentując zamknięcie Stoczni Gdańskiej, ksiądz Henryk Jankowski stwierdza: „W naszych czasach jesteśmy świadkami rozkładu struktur społeczno-moralnych, przesileń ideowych i eksplozji chaosu. Jest to sygnał rodzącego się niebezpieczeństwa, odczłowieczenia relacji międzyludzkich, zaniku wspólnot i ducha osobowości jednostek”. Rozkład, chaos, degeneracja. Znany z ascezy ksiądz prałat martwi się o los ofiar lokautu i o dehumanizację pracy w dzisiejszej Polsce: „Czyżby warunkiem sprawnego działania w sferze materialnej miało być sprowadzenie każdego robotnika do bezmyślnej, bezfunkcjonalnej części zamiennej? Kółka obracającego się niezmordowanie, lecz i na ślepo w machinie, na której organizację, nie mówiąc już o celach i efektach finalnych, nie ma on żadnego wpływu? Nie, najmilsi”.

 

Przy tym zarówno ks. Jankowski, jak Radio Maryja wystrzegają się wszelkich wzmianek o dehumanizacji pracy w PRL, o ekonomicznej i duchowej nędzy realnego socjalizmu. „Komuniści” to ci, którzy kłamią, wyzyskują, bezczeszczą i plugawią tu i teraz. Publicyści rozgłośni unikają porównań – ich zasadniczym celem jest krytyka stanu obecnego. Słuchacz zbyt obszernie informowany o tym, jak wiodło się dawniej Polakom i Kościołowi, mógłby dojść do niesłusznego wniosku, że Okrągły Stół nie był może najgorszym pomysłem.

 

A oto końcowe słowa apelu do Matki Bożej, przekazane prosto z jasnogórskiego sanktuarium ojców Paulinów: „I prosimy, abyś nas coraz bardziej strzegła i broniła, bo coraz bardziej zalewa nas nieszczęście, nienawiść, kłamstwo, nieuczciwość. (…) Matko nasza i Królowo, odsuń od nas to bielmo, które zakrywa oczy niektórym, by zrozumieli, że wpadamy w niewolę gorszą od tej, w której tracimy wolność, bo ta niewola zatruwa życie i Naród (…) Matko nasza, błagamy Cię o pomoc (…) Nie chcemy, Matko, nie chcemy, by ciemności ogarnęły nasz Naród i nasze rodziny, nas samych. Chcemy światła, światła chcemy!”.

 

Dramatyczny język apelu odpowiada powadze zagrożenia. Albowiem z Zachodu nadciąga ciemność, a jej miejscowi poplecznicy podnoszą głowy. „Jakże to przypomina tych Szwedów, którzy szli na Jasną Górę, wtedy z armatami, z muszkietami, a dzisiaj to wszystko idzie nie zbrojnie, ale właśnie potęgą finansową, polityczną…”. Zło jest podstępne, skrywa się pod maską pięknych słów i obietnic, jego wyznawcy noszą polskie nazwiska, mówią po polsku. Jednak nie zwiodą tych, którzy potrafią patrzeć.

 

Przeor Jasnej Góry ojciec Szczepan Kośnik rozumie uniwersalny charakter zagrożenia, ostrzega więc: „Cały świat jest atakowany dzisiaj przez ludzi, którzy są wrogami Boga, którzy są nosicielami śmierci – zabijać dzieci nie narodzone jeszcze, zabijać ludzi starych, bo za dużo kosztują”; jak okiem sięgnąć widzimy ogrom „nadużyć, deptania godności człowieka. Możemy to nazwać, że to jest ta masoneria ukryta (…) ci ludzie pojawiają się wszędzie i te prądy przychodzą i konkretni ludzie, którzy (…) działają, żeby tylko to, co jest święte w człowieku, żeby podeptać, żeby zniszczyć”.

Wroga ideologia jest więc z natury destrukcyjna; buduje swój antyświat na zgliszczach, „na chwałę diabła, szatana, na chwałę ludzi, którzy się z nim związali – rozebrać, wszystko zrobić odwrotnie”. Jest nie tyle odmienną opcją, z którą można się nie zgadzać, ile nihilistycznym projektem na wskroś przenikniętym złem, propagującym antywartości i antykulturę.

 

Ta sama myśl przekazywana jest z różnych symbolicznych ośrodków polskiego katolicyzmu; toruńska rozgłośnia jest soczewką skupiającą szeroki i wielopostaciowy nurt myśli religijno-politycznej. „Módlmy się o to (…) żebyśmy mogli wołać o Boży ład w Ojczyźnie, o społeczeństwo, gdzie będzie uszanowana religia, o kraj, o państwo, o Naród, gdzie nie będzie się niszczyło młodego pokolenia, gdzie nie będzie miejsca dla tych, którzy przeciwko Bogu występują, i daj Boże, żebyśmy mogli zmyć z Polski tę hańbę, że na czele narodu stoi człowiek nie ochrzczony”. Powtórzmy: człowiek nie ochrzczony nie może reprezentować Polaków.

 

Codzienne rozmowy porekolekcyjne na antenie Radia Maryja. Słyszymy sygnał rozgłośni – melodię „Bogurodzicy” i słowa: „Katolicki głos w naszych domach”. Temat: prawda. Prawda jest jedna, ale kłamstwo też w istocie jedno, gdyż zawsze pochodzi z jednego źródła – jest nim ogólnoświatowa, antypolska i antyjezusowa konspiracja.

 

Mówi słuchaczka z Krakowa, która widzi rzeczywistość równie przenikliwie jak przeor Kośnik: „I co postrzegam? Postrzegam potworną rzecz. Mianowicie działanie – i powiem w tej chwili słowa mocne (…) – po prostu w Polsce działa tak zwana, to jest pojęcie dawne, piąta kolumna (…) a piąta kolumna, no niestety, wywodzi się z mniejszości narodowej. Ja nie nawołuję do niczego, ja nawołuję tylko do modlitwy, po prostu o opamiętanie się (…) Zjednoczmy się wszyscy katolicy, przecież to tak wspaniała rzecz bycie katolikiem”. Prowadzący audycję ksiądz Grzegorz też do niczego nie nawołuje, ale jest najwyraźniej podobnego zdania: „Bóg zapłać, pozdrawiam serdecznie”, po czym podsumowuje: „Duszy nie stracić, nie zaprzedać jej – o to się należy lękać. Ale o prawdę należy też walczyć, nie bronią, nie karabinem, ale przede wszystkim walczyć w naszym sercu, bo diabeł też jest. Krąży jak lew ryczący, szukając, kogo by pożreć”.

 

Szatan ma trzy postacie. Jako lew ryczący (1. List św. Piotra, 5, 8) pożera dusze niejako indywidualnie i wbrew ich woli; jako Lewiatan, bibilijny symbol zła, a także wszechwładnego państwa, sięga po nie poprzez totalitarną organizację; jako wąż pradawny kusi je pięknym obliczem, by somnambulicznym krokiem ruszyły prosto w jego paszczę. Bądź czujny – nawet twój sąsiad, na pozór brat w Chrystusie, może okazać się podstępnym wrogiem Polaków.

W „Mszy za miasto Arras” Andrzej Szczypiorski pisał: „Bo gdzie tkwi zło, które toczy miasto? Piekarz Mehoune wywodził, że tkwi ono w Żydach. I nie przeczę temu. Ale powiedz Mehoune, miły mój bracie, czy wyrywając żydowskie zło, wyrywamy również te jego korzenie, które wrosły w chrześcijańskie dusze?”. Ilekroć słuchacze skarżą się na zło obcej proweniencji, które skaziło nasze życie zbiorowe, Radio Maryja powiada: nie przeczę temu, ale powiedz, czy sam dość uczyniłeś, by zażegnać niebezpieczeństwo? „Często słyszy się w Radiu Maryja narzekania na to wszystko, co nas otacza. Co oni zrobili, co oni powiedzieli w telewizji (…). Chciałoby się krzyczeć głośno: stop! Coś ty bracie zrobił? Coś ty siostro zrobiła? Czyś miał odwagę?”.

 

Co interesujące, od lat 70. i 80. polskie chrześcijańskie dusze przeszły osobliwą metamorfozę – albo też, co bardziej prawdopodobne, zmieniła się radykalnie retoryka narodowo-katolickiej prawicy. Przed 1989 r. prawicowa opozycja określająca się jako „niepodległościowa” zwykła wypowiadać się w imieniu przytłaczającej większości katolickiego narodu. Posługiwała się przy tym dość wyrafinowanym schematem poznawczym.

 

Jak wiadomo, naród realnie istniejący żył jak umiał w systemie realnego socjalizmu – chadzał raczej na pierwszo- niż trzeciomajowe pochody, zapisywał się częściej do PZPR, SD, ZSL i CRZZ, ba, do MO i ORMO niż do KPN i ROPCiO. Ale robiąc to wszystko, zarazem robił zgoła co innego. Dawał mianowicie świadectwo wartościom – nawet wtedy, kiedy nie miał pojęcia, że to właśnie czyni. Albowiem taka była, rozumowano, jego prawdziwa natura. (Identyczna konstrukcja myślowa stanowiła, zauważmy, osobliwość marksizmu-leninizmu, z jego teorią świadomości klasowej odmiennej od świadomości konkretnych jednostek).

 

Wizja przeciwstawiająca ułomną rzeczywistość ukrytej prawdzie poszukuje zwykle symbolicznej reprezentacji. Dziesięciomilionowa „Solidarność” lat 1980-81, będąca jakby alternatywną Rzecząpospolitą, ustanowiła swą stolicę w Gdańsku, w odróżnieniu od Warszawy, stolicy PRL. Podobnie dziś „to nie Warszawa, to nie Kraków – to Jasna Góra jest naszą stolicą, taką prawdziwą, stolicą polskiego ducha niezłomnego”.

 

Jakże zmienił się naród, odkąd „czerwoni” zawarli z „różowymi” niesławny kontrakt przy Okrągłym Stole. Zapanowało zło. W konsekwencji zmienił się też kierunek przekazu treści ideologicznych – już nie od narodu do niepodległościowych elit, których zadanie sprowadza się do upubliczniania owych treści, ale odwrotnie. Stwierdziwszy, że ogół głosuje niewłaściwie – na SLD lub, co gorsza, na Unię Wolności – elity te musiały przekształcić się z „tuby”, przez którą przemawia Naród, w „misjonarzy” propagujących prawdziwą wiarę w Jezusa i Polskę. Większość przestała być uzasadnieniem głoszonych przez nie prawd – pozostał jedynie niewzruszony fundament Dekalogu i „prawa naturalnego”.

 

Ten zwrot dostrzegamy w licznych wypowiedziach polityków, m.in. liderów ZChN i ROP: oto prawdziwych katolików jest już nie 95, ale co najwyżej 20-30 proc. Po upadku komunizmu procent prawdziwych Polaków w Polsce okazał się zastraszająco niski.

 

Co się stało z Tobą, Polsko?


Ojciec Rydzyk nie ma wątpliwości: zostaliśmy oszukani. „Polacy mają bardzo dużo serca. Polacy mają intuicję wiary, jeżeli nawet niepogłębioną (…) Są z natury uczciwi, są z natury gościnni”. Lecz bywają też łatwowierni. „Przyszli przeróżni politycy (…) rozpracowali naszą mentalność, naszą osobowość i zagrali na tym”. Naród polski, jak pramatka Ewa, dał się zwieść szatańskim podszeptom: „Nawet Ewa w wężu się zakochała, a wąż ma przeróżne oblicza (…), on pokazuje piękne twarze i wielkie obietnice, ale jest kłamstwem i śmiercią (…) I również w naszą Ojczyznę wszedł szatan, wąż o przeróżnych pięknych twarzach. I mówi ciągle piękne słowa”. Paralela między wizją religijną i polityczną powraca stale w argumentacji Radia Maryja. Przeciwnik polityczny jest, niczym szatan, złem wcielonym; naród, owszem, popełnił ciężki grzech, ale nie może być za to potępiony.

 

Ojciec Rydzyk ma niezrównany talent retoryczny. Woła w uniesieniu, głosem proroka upominającego lud Izraela: „Co się stało z tobą, Polsko? Dlaczego trzy lata temu w wolnych i demokratycznych wyborach wybraliście postkomunistów? Dlaczego chcecie wchodzić do Europy powtarzając wszystkie

błędy Europy? (…) Dlaczego jesteście tak naiwni? Dlaczego nie słuchacie Tego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem?”.

 

Dlaczego jesteśmy tak naiwni? Dlaczego z własnej woli chcemy wchodzić do Europy, tego postmodernistycznego Babilonu? Oficjalne argumenty liberalnych demokratów są znane: separując się od niej pozostaniemy cywilizacyjnym marginesem bez szansy na rozwój i awans, anachroniczną szarą strefą, obywatelami drugiej kategorii upokarzanymi na każdej europejskiej granicy. Jako kraj nie dostaniemy ulg i kredytów dostosowawczych, które swego czasu wydźwignęły z cywilizacyjnej zapaści Grecję i Portugalię. I tak dalej.

 

Prawda jest zgoła inna. Oto społeczeństwo (ale nie naród) podzieliło się na oszukanych i oszukujących. Pierwsi, jak wiemy, padli ofiarą własnej naiwności. Drugim chodzi wyłącznie o użycie, to jest życie wygodne, bez Boga i wartości. Chcą jak Urban pławić się w zbytku i dekadencji: „to są elity, ludzie, którzy są w sile wieku, którzy nie myślą o śmierci poważnie, a ponieważ mają duże pieniądze i chcą mieć jeszcze więcej, to nie chcą się też dzielić tymi pieniędzmi, więc trzeba ustalić prawo o eutanazji, bo po co utrzymywać ludzi starych, to kosztuje. Po co się mają dzieci nowe rodzić, to kosztuje, wychowanie dziecka, tyle lat trzeba czekać, żeby zaczął pracować”. Oto prawdziwe cele liberałów, wolnomyślicieli żyjących w permanentnym grzechu.

Mają oni i inne zamierzenia, równie złowieszcze. Za Radiem Maryja oddajmy raz jeszcze głos księdzu Jankowskiemu: „Głównym celem jest dechrystianizacja i wynarodowienie Polaków, uczynienie z nich tzw. Europejczyków, enigmatycznego zbiorowiska osobników poddanych biurokratycznym decyzjom komisarzy zjednoczonej Europy z Brukseli, a więc dokończenie tego, co przez 44 lata drążyli komuniści i do czego wracają dziś kierując rządem naszym (…) obserwujemy od kilku lat bardzo szeroko rozwijaną, niebywale perfidną ofensywę antywartości i antykultury, ośmieszania wiary, Kościoła, Papieża i miłości do Ojczyzny, patriotyzmu (…). W miejsce oczekiwanej wolności mamy na każdym kroku „luz” i „róbta co chceta”, jako swoiste symbole małości wzorców lansowanych przez najpopularniejsze, najbardziej wpływowe polskie mass media. Czy rzeczywiście polskie? Czy niemal w większości już opanowane przez zagraniczne koncerny oraz ośrodki jawnie wrogie wobec Kościoła i Polaków?” (z homilii wygłoszonej 15 marca br.).

 

Określenie „komisarze zjednoczonej Europy” sugeruje, że obecna dominacja Zachodu niewiele się różni od dawnej dominacji Moskwy. (Podobnie twierdzili w latach 70. zachodnioeuropejscy trockiści porównujący dwa imperializmy – amerykański i radziecki). Zbliżona teza pojawia się w komentarzu nt. konstytucji Arkadiusza Robaczewskiego, wykładowcy Instytutu Edukacji Narodowej przy Radiu Maryja: kiedyś mieliśmy konstytucję przywiezioną z Moskwy, teraz mamy – przywiezioną ze Strasburga. Tezę tę uzupełnia wątek kontynuacji: oto dziś Europa zamierza „dokończyć” dzieło Stalina i jego następców.

 

Zmierzch Europy


Przywódcy świata zachodniego są sługami zła. Ojciec Rydzyk mówi: „Prezydent wielkiego mocarstwa, zanim został prezydentem – narkoman. Zrobili mu operację plastyczną i ma piękną twarz. Kłamca, wąż starodawny, morderca człowieka od początku, wszedł w nasze życie i zbieramy konsekwencje, a będą jeszcze większe”.

 

Ku czemu wiodą Polskę euroentuzjaści i konspiratorzy spod znaku fartuszka i kielni, widać najlepiej z perspektywy stolicy jednoczącej się Europy. „Zobaczyliśmy wielką, ogromną, odnowioną rzeźbę św. Michała Archanioła, symbol Brukseli, ale ten symbol taki bardzo niechciany, zapomniany, bo jako symbol Brukseli obrali sobie fontannę, małego chłopca – może to i ładne dla turystów”. Bruksela to miejsce, „gdzie łączy się Europa, ale nie w duchu chrześcijańskim (…) łączy się w duchu liberalnym, masońskim (…) Michale Archaniele, zacznijże wreszcie działać, jeżeli jesteś tym przywódcą Zastępów Niebańskich, to nie zostawiaj ani Europy, ani świata, ani Brukseli, ani Polski bez pomocy”. (Ciekawe, swoją drogą, czy ojciec redaktor wie, jak wielką rolę odegrali masoni w dziele stworzenia i przeforsowania Konstytucji 3 maja?).

 

Typowy podróżnik po Utopii zwiedza ją najczęściej w towarzystwie miejscowego przewodnika, który objaśnia mu różne społeczne i polityczne rozwiązania. Ze zdumieniem stwierdza, że acz dziwne, są one całkiem niezłe. Dwaj polscy księża – jeden zasiedziały misjonarz, drugi nowicjusz – zwiedzają Belgię z odmiennym skutkiem. Piękny to kraj, ale „kiedy wczoraj, z księdzem Krzysztofem (…) jechaliśmy do Brukseli, przejeżdżaliśmy tutaj przez teren jego parafii i mówił: tutaj siedziba masońska, tutaj siedziba masońska, a tutaj umierał członek masonerii, który przed śmiercią prosił o pojednanie z Bogiem i z Kościołem”.

 

Dojechali na miejsce. „Piękne uliczki, fantastyczne kawiarenki (…) dla turystów to jest raj (…) serce rośnie, wysoka kultura”. Wchodzą do jednego z lokali. A tam „zamiast blatów stołów – wieka od trumny, zamiast baru, lady sprzedawców – katafalk. Wieka od trumny rozwieszone na ścianach, taka muzyka (…) jakaś taka quasi-pogrzebowa (…) i okazuje się, że jeszcze ludzie pili z takich kubków podobnych do ludzkich głów, czaszek (…) Oto do czego może doprowadzić człowieka oderwanie z jakiegokolwiek sacrum, z jakiejkolwiek świętości”.

 

Oto do czego zmierza Polska. Czaszki i trumny, dekadencka kultura śmierci i wyuzdania. Co bowiem prócz aborcji i eutanazji ma do zaproponowania polski Sejm? „Ano właśnie to, że od 15. roku życia dzieci będą mogły być używane do produkcji pornografii. Tak! Jedna pani jest zdziwiona. Polski parlament, polski Sejm taką ustawę przyjął”. Potem przyjdą inne ustawy. Legalizacja narkotyków? Śluby homoseksualistów, śluby lesbijek? Inżynieria genetyczna? Czemu nie. Skoro Boga nie ma, wszystko jest dozwolone. Jeżeli nie sprzeciwimy się spiskowi, wkrótce podzielimy smutny los Zachodu – blichtr, wyuzdana konsumpcja, a wokół duchowa pustynia, po której stąpa Zły. Tam już wyburza się świątynie, bo trzeba zbudować nowy supermarket, stację metra lub klub dla degeneratów pijących z ludzkich czaszek. Ale brukselski Archanioł Michał nie śpi – on czeka, aż się przebudzimy, bowiem decyzją Stwórcy człowiek, również Belg i Polak, jest wolny.

 

Na pozór diagnoza jest prosta: Zachód utracił wiarę i stąd całe zło. Jednak zachodnie społeczeństwo także „doświadczyło wielu Krzyży, wiele bólu dostarczonego przez tych, którzy nie na Chrystusie budują”. I Radio Maryja nie pragnie izolacji Polski. Chce ponad granicami budować Kościół uniwersalny. Sprzeciwia się nie samej idei unifikacji, tylko temu, że – przypomnijmy – Europa łączy się „w duchu liberalnym, masońskim”. Międzynarodowe kontakty Radia Maryja nie ograniczają się do polskiej diaspory, na jego antenie goszczą duchowni i świeccy z różnych krajów. Ks. Rydzyk powołuje się z uznaniem na francuskiego dziennikarza Bernarda Margueritte’a, który powiedział: „W Sierpniu ’80. zrozumiałem, że Polska to kraj, w którym przeciętni ludzie są bardziej wartościowi niż elity”. Więcej takich cudzoziemców – a z wdzięcznością i bez słowa protestu przyjmiemy europejskie zaproszenie.

 

Podajmy sobie ręce


„Kiedy się słucha wszystkich tych referatów, pani doktor Czuby, pana Łopuszańskiego czy Jaroszyńskiego, Jackowskiego, to jest przerażające, co może się stać, jeżeli mimo wszystko ta konstytucja w referendum by przeszła”. I stała się ta rzecz przerażająca. Zadecydowało paręset tysięcy głosów, a właściwie miliony tych, którzy zostali w domu albo głosowali „tak”. Zabrakło wiary i zrozumienia.

 

Jeszcze przed głosowaniem słuchacze Radia Maryja nie chcieli się pogodzić z takim losem, szukali rozwiązań. „Ja chciałam się spytać w kwestii tej konstytucji, czy nie istnieje jakaś możliwość zaskarżenia jej, skoro ona łamie wszystkie, właściwie nie gwarantuje żadnych praw, ani rodziny, ani człowieka w ogóle (…) jakiś sposób zaskarżenia jej do jakiegoś międzynarodowego po prostu forum czy w ogóle gdzieś, żeby ją z gruntu obalić?””

Niestety, nie. To właśnie europejskie elity realizują dalekosiężny plan ubezwłasnowolnienia polskiego narodu. Cytowany już ekspert Robaczewski wyjaśniał: „Autorami tej konstytucji są te same osoby, które zasiadają gdzieś tam w jakichś trybunałach praw człowieka czy konwencji praw człowieka, gdzieś tam w Hadze czy w Strasburgu. Tym osobom zależało właśnie na uchwaleniu takiej konstytucji, jaką mamy (…) nie ma szansy na zaskarżenie jej, trzeba ją po prostu odrzucić w referendum (…) to jest jedyna szansa, żeby jakoś ocalić Polskę”. Prowadzący audycję ksiądz Jan dodaje: „nie ma co się odwoływać od Lucyfera do Belzebuba”. Słyszymy pokrzepiającą melodię: „Płynie Wisła, płynie po polskiej krainie / A dopóki płynie, Polska nie zaginie”.

 

A jeśli zaginie? Przyjęta w referendum konstytucja jest najpoważniejszym od szwedzkiego potopu i rozbiorów zamachem na suwerenność Rzeczypospolitej. Eksperci Radia Maryja wyjaśniają: „Według art. 90 można będzie oddać niepodległość Polski przez 2/3 głosów w parlamencie przy obecności połowy parlamentarzystów”. Mało? „To tylko niewiele planów niszczenia naszej Ojczyzny. W tej sytuacji trzeba jeszcze bardziej kochać i dbać o naszą matkę, Polskę”. Jednak sama miłość nie wystarczy. Dostępne są broszury Instytutu Edukacji Narodowej przy Radiu Maryja: „By ocalić suwerenność”, cena 1,50 zł, „Wyprzedaż polskiej ziemi”, cena wyższa – 5 zł.

 

Radio Maryja głosi filozofię czynu. Każda akcja mobilizuje katolicką społeczność. Była sprawa koncesji dla rozgłośni ojca Rydzyka, była Stocznia Gdańska, była konstytucja. Siostry loretanki z podwarszawskiego Rembertowa drukowały ulotki, parafianie rozprowadzali. Trzeba było docierać do rodaków i mówić im, „dlaczego ta konstytucja jest wielkim złem, wielkim zagrożeniem dla naszego Narodu (…) dla Polski i dlaczego wszyscy musimy iść na to referendum (…) i koniecznie musimy odrzucić, powiedzieć „nie” komunistom i masonom, ponieważ oni chcą zniszczyć Polskę”. Ważne było „docieranie indywidualne, wieszajmy gdzie tylko się da. W tej bitwie o Polskę jest to, no, bardzo ważny etap i nie możemy go przegrać”.

 

Zdaniem wielu dzwoniących do Radia Maryja w ostatnich dniach, wyniki referendum, podobnie jak tamtego w 1946 r., zostały sfałszowane.

 

Działalność Radia Maryja nie ogranicza się, oczywiście, do polityki. W ramach codziennej audycji „Mogę, chcę pomóc” słuchacze dzwonią, by podzielić się z potrzebującymi – lodówka, telewizor, sukienka do komunii. „Moja wnuczka urodziła dziecko i ma bardzo dużo pokarmu. Oddamy każdego dnia pół litra matki mleka, oczywiście bezinteresownie”. Rodzina Radia Maryja chce być prawdziwą wspólnotą dzielącą się dobrami, szczęściem wiary, ideami politycznymi.

 

Prowadząca cytuje Alberta Schweitzera o bezinteresownej pomocy, słyszymy melodię Erica Claptona. Potem śpiewa zespół parafialny: „Abyśmy byli jedno, podajmy sobie ręce / abyśmy byli razem i jedno mieli serce / dzielmy się chlebem, dzielmy się niebem / niech się odmieni, niech się odmieni / oblicze ziemi, tej ziemi”. Pieśń zupełnie niewinna, stworzona z pewnością na inną okazję, jednak w kontekście publicystyki Radia Maryja dociera do nas przekaz, że różnorodność nie jest wartością. Wartością jest jedność serc i umysłów.

 

Jednak rewolucyjna przemiana oblicza ziemi, a choćby samej Polski, jeszcze nie nastąpiła. Nie ma upragnionej jedności, jest walka. W przededniu referendum dzwoni prosta kobieta z Siedleckiego: „My pójdziemy zagłosować >>nie<< temu wszystkiemu, bo to jest zło, dla nas i dla naszych bliskich, i dla naszych rodaków, dla Polaków. A to dlatego, że nam się tak to narzuca i tam po prostu, jak by nie przewrócił projekt tej konstytucji, prosto tak jest źle, z boku źle, z prawa źle, z lewa źle, do góry nogami też nic nie widać dobra dla Polski (…) kseruję ulotki dla dobra naszego, nie tylko dla mojego, dla Polski, aby Polska ocalała, bo tam jest to, że ma nie być Polski, tam wyraźnie pisze (…) jeździ nasz prezydent – po prostu prezydent, bo nie nasz, nie mój – ale jeździ, byle jak najszybciej porozrywać na kawałki [nasz kraj], jak to nie narodzone dzieciątko (…) róbmy swoje, tak jak wy nam [w Radiu Maryja] mówicie, tak jak nam dyktuje serce, nasze polskie, bo po co mamy słuchać wroga. To jest wrogie takie, ja to tak odbieram”.

 

Słuchaczka z Siedleckiego nie musi czytać projektu, o którym wie, że został narzucony przez określone siły. Sens sformułowań konstytucji określa to, kto je pisał. Dzwoni słuchacz z Warszawy. Wraz z gronem przyjaciół – m.in. Marianem Barańskim ze skrajnie prawicowego Stronnictwa Narodowego „Szczerbiec” i jego kolegami, którym za pośrednictwem Radia niniejszym dziękuje – starał się dotrzeć do „szefów tzw. prawicy”. Niestety, ci stwierdzili, że „nic na to nie poradzą”. Unikowa reakcja prawicowych polityków w obliczu najwyższego zagrożenia dla kraju dowodzi, że ma miejsce „infiltracja i manipulacja masonów i komunistów we wszystkich środowiskach – nie będę tutaj wymieniał żadnych nazwisk (…) bądźmy bardzo ostrożni. I tutaj tylko w jedności jest nasza siła”. Ksiądz prowadzący audycję traktuje zwolennika faszyzującej partii jako sojusznika, bojownika wspólnej sprawy.

 

Jednak istnieją nieprzekraczalne granice. W rozmowie nt. chrześcijańskiego sumienia krewki emeryt z Wrocławia stwierdza: „Taki Frasyniuk i wielu innych, co tutaj propagandę prowadzili w dniu 3 Maja, i ja chcę nazwać Unię Wolności – to nie jest Unia Wolności, tylko unia zdrady (…) Taki Mazowiecki, który raz zdradził, grubą kreską dał możliwości tym komunistom robić krecią robotę przez pięć lat, a teraz drugi raz dołożył swoje ręce do konstytucji takiej małachowskiej, to ja nie wiem. Ja tylko mam dwa życzenia – żeby oni wzięli i na suchej gałęzi i na drucie kolącym powiesili się, bo sznurek za delikatne narzędzie jest”.

 

Redaktor Radia Maryja oponuje: „To nie jest chrześcijańskie życzenie. (…) Nie, nie proszę pana, absolutnie nie tak. Żadnych gałęzi, żadnych sznurów (…) A druga sprawa, to również umiejętność pomocy tym ludziom, powiedzenia, co złego czynią, mówią i gdzie to zło widzimy, a więc pokazania źródeł jakiejś choroby, którą oni rozsiewają, czy też choroby, w której się znajdują, bo to jest po prostu choroba sumień”. Inny słuchacz prezentuje bardziej chrześcijańskie podejście, zabarwione jednak nutą rozgoryczenia: „Ja ich kocham, ja ich miłuję (…), ale oni mnie nienawidzą po prostu”.

 

Radio ojca Rydzyka jest miejscem, gdzie spotykają się i „podają sobie ręce” działacze Stronnictwa Narodowego i ZChN, ojcowie paulini z Jasnej Góry, redakcja „Niedzieli”, ksiądz Jankowski, Wojciech Cejrowski… Wszyscy zgodnie twierdzą, że są większością represjonowaną przez mniejszość. Ksiądz Jankowski powiada: „To władza poprzez organy prokuratury i gazetowe manipulacje chce określić, co wolno kapłanowi mówić, a czego nie. Już cenzuruje się homilie, ogranicza możliwości rozwoju radia (…). Księże Rydzyku, tobie czy mnie tu w Gdańsku ust nikt nie zamknie”.

 

Ojciec Rydzyk uzupełnia: „Różni mają te cyrki – telewizję, radio. Nie dostają Polacy radia i telewizji. Sami wiecie, jak Radio Maryja boryka się, a podobno w ministerstwach są Polacy, a podobno w Krajowej Radzie są Polacy, oni wszyscy mówią tak pięknie po polsku. A może to tylko tubylcy polskojęzyczni? A może najemnicy?”. Woła: „Błagamy was o pomoc, bo ten rząd zdradził (…), bo ten rząd jest przeciwko polskiej racji stanu!”.

 

W wielogodzinnym programie z udziałem słuchaczy, prowadzonym przez samego ojca redaktora, wystąpił Wojciech Cejrowski. Zapytany, jak idzie organizacja kolejnego „zlotu ciemnogrodu” w Osieku, odpowiedział: „Jak to idzie? Przed wojną się mówiło: idzie jak wesz po Żydzie”. Słuchacz śmieje się, mówi: „Szczęść Boże. O-szo-łom!”, na to Cejrowski: „Sza-lom!”.

 

Margines?


W grudniu roku 1937 młody Mircea Eliade, jeden z najwybitniejszych intelektualistów naszego stulecia, a podówczas zwolennik faszystowskiego Legionu Archanioła Michała, pisał: „W imię tej Rumunii, która powstała przed tysiącami lat i przetrwa do czasu Apokalipsy, reformy społeczne zostaną przeprowadzone w sposób brutalny, każdy zakątek naszych prowincji rojących się dziś od obcokrajowców będzie ponownie skolonizowany, wszyscy zdrajcy zostaną ukarani, mit naszego Państwa rozgłoszony będzie po całym kraju, a wieść o naszej potędze obiegnie świat”. Rumuński prawosławno-nacjonalistyczny Legion wsławił się bezprzykładnym okrucieństwem wobec Żydów.

 

Fakt, że i dziś na podobne poglądy można natrafić w najlepszym towarzystwie, budzi nieustanne zdumienie liberalnych elit. Poglądy mogą być wyrażane również przez zaniechanie. Wiadomo, że obok Zygmunta Wrzodaka, wygłaszającego rocznicowe przemówienie o „polskojęzycznych różowych hienach z KOR”, na jednej trybunie stali Prymas Polski i przewodniczący ROP. Żaden z nich nie był łaskaw sprzeciwić się retoryce solidarnościowego lidera.

Jak widać, niektóre wątki europejskiej kultury politycznej – nietolerancja, antysemityzm, ksenofobia, religijny fundamentalizm – powracają z zaskakującą regularnością. I ilekroć powracają, ci, których obowiązkiem jest im się sprzeciwić, minimalizują zagrożenie. Powiadają: to jest margines, którym nie warto się zajmować.

 

Niektórzy negują zagrożenie z pozycji naukowych. Socjolog Tomasz Żukowski pisał w „Życiu”: „Nie widać zagrożenia faszyzmem tam, gdzie szuka go większość „bijących na alarm” publicystów – na prawicy. Największe partie z tej części sceny: Akcja Wyborcza Solidarność i Ruch Odbudowy Polski, akceptują demokratyczne reguły gry w nie mniejszym stopniu niż stronnictwa lewicowe”. Nie ma zagrożenia, bowiem „kryterium uznania kogoś za ewentualnego zwolennika faszyzmu – chęć zastąpienia demokracji dyktaturą – spełnia w Polsce nie więcej niż 20-25 proc. potencjalnych wyborców prawicy (oraz podobny odsetek lewicowców)”. Dla jasności powtórzmy – zdaniem socjologa Tomasza Żukowskiego, wicedyrektora OBOP, tak duży odsetek Polaków, będących potencjalnymi zwolennikami dyktatury, to pomijalny margines.

 

Moja rekonstrukcja ideologii politycznej Radia Maryja nie wnosi nic nowego do wiedzy o katolickim integryzmie i filozofii odwołujących się do religii nacjonalistów. I to jest właśnie najbardziej przerażające. Mimo tylu historycznych doświadczeń raz po raz powracają te same, znane argumenty.

Gdyby nawet – wyobraźmy sobie – Ojciec Święty spowodował odwołanie ojca Rydzyka, nie przestanie istnieć Rodzina Radia Maryja – szeroki, z gruntu wrogi liberalnej demokracji i duchowi tolerancji nurt polskiego katolicyzmu, spajający politykę z wiarą w nierozerwalną jedność. Jego zwolennicy nie mają wątpliwości, wołają: „Jeśli przyjdzie zwycięstwo, będzie to zwycięstwo Maryi. Amen”. Nie jest na szczęście pewne, czy Opatrzność zaplanowała zwycięstwo ojca Rydzyka.

 

* Sergiusz Kowalski – dr socjologii, pracownik Instytutu Studiów Politycznych PAN, tłumacz z języka angielskiego. Wydał m.in. książki: „Krytyka solidarnościowego rozumu” i „Narodziny III Rzeczypospolitej”.