Pokój musi być perspektywą tej wojny. Nie może to jednak oznaczać naiwnego wezwania do zamrożenia obecnej sytuacji ani powrotu do stanu sprzed 7 października 2023 r.

Mija rok od potwornej napaści Hamasu na południowy Izrael. Każdy Izraelczyk, którego napastnicy mogli dopaść, był mordowany – w tym sensie atak miał charakter ludobójczy. Terroryści zachowywali się okrutnie, kobiety bywały gwałcone, domy palone, a także plądrowane przez napastników z Gazy. Szczególnie ucierpiały kibuce w pobliżu strefy Gazy oraz uczestnicy festiwalu muzycznego Supernova – a przecież i jedni, i drudzy byli raczej pokojowo nastawieni, a wielu z nich było zaangażowanych w dążenie do pokoju, pojednania i współpracy z Palestyńczykami.

Zginęło wtedy ponad 1200 Izraelczyków, a ponad 250 zostało porywanych. Potem niektórych zwolniono w ramach wymiany jeńców, ale część porwanych jest nadal przetrzymywana w Gazie, zapewne w sławetnych tunelach. Grozi im mord, gdy pojawia się możliwość oswobodzenia przez wojsko izraelskie. Tak zginęli nawet uprowadzeni z kibucu starcy. Do tej pory została odkryta i zniszczona tylko część z setek kilometrów zbudowanych przez Hamas tuneli, używanych do celów wojennych; cywile nie mają do nich dostępu.

Izrael przeżył przed rokiem szok, który nie przeminął do dzisiaj. I odpowiedział inwazją, co było z pewnością założone przez organizatorów napaści, którzy przygotowywali się do ataku od dawna, a uderzyli w dniu szabatu i żydowskiej uroczystości kończącej Święto Szałasów. Jednym ze skutków, a prawdopodobnie też motywów, wybrania tego momentu było uniemożliwienie porozumień Izraela z Arabią Saudyjską i innymi państwami arabskimi. Do tych „porozumień Abrahamowych” było już bardzo blisko.

Walki wciąż trwają, choć wojskowa odpowiedź Izraela zdecydowanie osłabiła Hamas, który od 2006 r. rządzi w Gazie, eliminując przeciwników i rozszerzając swoje dyktatorskie rządy, oparte na skrajnej interpretacji islamu i chęci zniszczenia Izraela.

Cały tekst Stanisława Krajewskiego w Więzi