Pochodzący z Wietnamu piłkarz został pobity przez nieznanych sprawców. Nieprzytomnego, ze zmasakrowaną twarzą, znaleziono go w Ogrodzie Saskim. Według władz klubu było to pobicie na tle rasistowskim. Policja zaprzecza, wskazując, że poszkodowany nic nie pamięta.

Klub piłkarski AKS Zły gra dopiero w 7. klasie rozgrywkowej. Ma jednak w Warszawie spore grono fanów. Wśród innych klubów wyróżnia się bowiem swoim otwarcie antyfaszystowskim i lewicowym profilem, co przyciąga ludzi zniechęconych do współczesnego futbolu.

Najwięcej spotkań w męskiej drużynie „Złego” – 130 – rozegrał Minh Pham Duc, Polak wietnamskiego pochodzenia, który w klubie gra od jego założenia w 2016 roku, często zakładając opaskę kapitana. Udzielał się społecznie, m.in. prowadząc zajęcia z piłki dla dzieci uchodźczych. Środowiskiem klubowym wstrząsnęła wiadomość, że w nocy z 3 na 4 września Duc został ciężko pobity.

Znaleziono go nad ranem w Ogrodzie Saskim nieprzytomnego, ze zmasakrowaną twarzą. Mężczyzna ocknął się dopiero w szpitalu. Diagnoza – złamane kości twarzoczaszki i szereg pomniejszych obrażeń. Władze klubu poinformowały o pobiciu dopiero teraz. Jak tłumaczy koordynator sekcji piłkarskiej, Piotr Nowak, chodziło o dobrostan piłkarza, który do 6-tygodniowej rehabilitacji potrzebował spokoju. A było wiadomo, że sprawa szybko przyciągnie media.

Powodem jest podejrzenie, że atak miał podłoże rasistowskie. To jednak na razie tylko przypuszczenie, bo Duc samego ataku nie pamięta. – Ostatnie, co sobie przypomina, to jak wychodził z baru przy ul. Mazowieckiej, ale wątpię, by po prostu aż tak się upił. Nigdy nie widziałem go pijanego, prowadził zdrowy tryb życia, a na dodatek trwa sezon piłkarski. Amnezja musi być wynikiem uderzeń w głowę – mówi Nowak. Jego zdaniem za takim motywem przemawia również to, że nie skradziono mu telefonu ani portfela: – Trudno mi uwierzyć też, że sam się wdał w awanturę, to jest bardzo łagodny człowiek, który nigdy nie odpowiada na zaczepki.

Więcej w Wyborczej