Obywatelka Tajlandii i jej mąż Szwed zostali zaatakowani w autobusie przez pijanych mężczyzn. – Wyzywali moją żonę od „żółtków”, „k…w”, mnie od „pedofilów”. Pobili mnie i żonę. Nie mogę zrozumieć tego, że policjanci puścili ich wolno – opowiada zaatakowany.

– Jesteśmy często w Polsce. Taka sytuacja zdarzyła nam się pierwszy raz, ale wiem, że ataki o podłożu rasistowskim nie są tu rzadkością. Jesteśmy wstrząśnięci tym, co się stało. Dopiero teraz ochłonęliśmy – mówi Markus (nazwisko do wiadomości redakcji). Urodził się w Polsce i zna polski – doskonale rozumiał rasistowskie wulgaryzmy, które padły pod adresem jego i żony – obywatelki Tajlandii.

Była niedziela 11 lipca, ok. godz. 19. Małżeństwo wracało zatłoczonym autobusem linii 116 ze spaceru na Starówce. Jechali na Żoliborz. – Weszło dwóch facetów, już niemłodych, ok. 40-letnich. Byli kompletnie pijani. Mieli w ręku butelkę wódki. Jeden próbował mnie nią częstować. Podziękowałem – wspomina pan Markus. – Po chwili zaczęli zaczepiać moją żonę, szturchali ją, łapali. Starałem się załagodzić sytuację i zachować zimną krew – relacjonuje mężczyzna. Napastnicy wyzywali kobietę: – To były straszne wulgaryzmy, ewidentnie o podłożu rasistowskim: „żółtek”, „żółta dz…a”, „żółta k…a”. Do mnie zapewne przez to, że żona jest drobnej postury i wygląda dużo młodziej niż na jej 43 lata, rzucili: „pedofil”.

Autobus dojechał na pl. Inwalidów. Markus relacjonuje, że kiedy wysiadali, mężczyźni ruszyli za nimi. Zaczęli łapać jego żonę, nie pozwalali jej wyjść. – Wskoczyłem z powrotem do autobusu. Uderzyłem jednego z napastników w twarz. Zapanował tumult, wrzaski, krzyki, żona się przewróciła. Przybiegł kierowca. Zobaczył dwóch bijących się facetów. Najpewniej nie widział, że to my byliśmy zaatakowani. Wbiegł z powrotem do kabiny. Krzyczałem, żeby wezwał policję. Gwałtownie ruszył. Ja poleciałem na kolana jakiejś kobiety. Kierowca otworzył drzwi autobusu. Wyszliśmy z żoną, a napastnicy za nami. Znowu wyzywali od „k…w”, „pedałów”. Z autobusu wyszedł świadek ataku, by nam pomóc.

Więcej w Wyborczej