Na czwartkowej (23 lutego) sesji rady miejskiej radni w Sosnowcu uchwalili Sosnowiecką Deklarację Równości i Szacunku dla Różnorodności. W głosowaniu nie wzięli udziału radni PiS.

Od pewnego czasu władze Sosnowca dość mocno wspierają działania środowisk zaangażowanych m.in. w obronę praw kobiet. Tak było w czasie protestów, które odbywały się po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, po których to w mieście rondo w centrum otrzymało nazwę Praw Kobiet, a w jego wyremontowanym przejściu otwarto galerię poświęconą prawom kobiet.

W czwartek, 23 lutego, na sesję przygotowano Sosnowiecką Deklarację Równości i Szacunku dla Różnorodności. Stała za tym Wiktoria Grelewicz, jedna z organizatorek protestów. Projekt aktywistki wsparł Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca. Na znak poparcia radni z KO przyszli na sesję ubrani w koszulki firmowane przez urząd miasta z napisem „Szacunek ponad wszystko” z symbolami tęczy, osób niepełnosprawnych czy wyznania żydowskiego.

– Uchwała o deklaracji to kolejny dowód na to, że Sosnowiec jest miastem otwartym, tolerancyjnym, otwartym na wszystkich obywateli świata. Każdy z nas ze względu na własną wyjątkowość należy do jakiejś mniejszości – mówił radny Michał Wcisło, deklarując, że projekt ma pełne poparcie radnych z klubu Lewicy.

Głos w sprawie zabrali radni PiS. – Na podstawie informacji od ojca, wujów wiem doskonale, że Sosnowiec był miastem różnorodnym przed wojną i wszyscy żyli w nim zgodnie. Ale zacytuję słowa, które już usłyszałam na dzisiejszej sesji: „wprowadzanie zapisów w sprawach oczywistych, podstawowych, tworzenie z nich przewodników, to kuriozum”. Wypowiedział je prezydent Chęciński. Nie trzeba czegoś podpisywać, tylko własnym życiem pokazywać, że jest się tolerancyjnym – przekonywała radna Renata Zmarzlińska- Kulik.

Wsparł ją klubowy kolega Jacek Dudek. – Taki dokument jak Sosnowiecka Deklaracja Równości i Szacunku dla Różnorodności powinien być poddany konsultacjom. Nie zostałem do nich zaproszony, nikt mi nie powiedział, że takowe trwają. Czuję się więc wykluczony i dyskryminowany. Do materiałów na sesję został po prostu dołączony druk, który wcześniej nie pojawił się na żadnej komisji – wskazał.

Więcej w Wyborczej