Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie ma szansę stać się przełomowym dla losów edukacji antydyskryminacyjnej w Polsce. Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych Warszawy i Mazowsza chciało dowieść, że nauczycielka Marta Konarzewska, prowadząc zajęcia antydyskryminacyjne, może doprowadzić do zmiany orientacji seksualnej uczniów.

To koniec sądowej batalii edukatorki antydyskryminacyjnej, scenarzystki i byłej już nauczycielki Marty Konarzewskiej. Jej nazwisko znalazło się w czterostronicowym liście wystosowanym w 2016 r. przez Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych Warszawy i Mazowsza do 20 tys. szkół. Rozpoczął on akcję atakującą nie tylko Konarzewską, ale również Agnieszkę Kozakoszczak z Fundacji na rzecz Różnorodności Społecznej i prof. Małgorzatę Fuszarę oraz trzy organizacje: Fundację na rzecz Różnorodności Społecznej (FRS), Kampanię przeciw Homofobii (KPH) oraz Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej (TEA).

List dotyczył prowadzonych w szkołach zajęć antydyskryminacyjnych. „Chcielibyśmy państwa ostrzec przed wprowadzeniem takiej edukacji i związanego z nią kodeksu równego traktowania” – alarmowało stowarzyszenie. „Pod szlachetnie brzmiącą nazwą edukacji antydyskryminacyjnej kryje się plan promowania w szkole zachowań i zwyczajów LGBTQ odrzucających wszelkie normy społeczne w sferze seksualności”.

Stowarzyszenie wysłało pismo o podobnej treści również do ówczesnej minister edukacji Anny Zalewskiej, a w sprawę zaangażowało się Ordo Iuris.

W wyroku zwrócono uwagę, że orientacja psychoseksualna jest wrodzona i nie ma możliwości, by zmienić ją działaniami edukacyjnymi. Sąd powołał się też na oświadczenie Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, w którym stwierdzono, że orientacje heteroseksualna, biseksualna i homoseksualna są sobie równe.

– Sąd potwierdził nasze stanowisko, że doszło do bezprawnego naruszenia czci powódki, a w debacie publicznej nie ma miejsca na sianie nienawiści. Sąd odwołał się do zakazu dyskryminacji wynikającego z Karty Praw Podstawowych i przypomniał stanowisko Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, że hetero-, homo- czy biseksualność są prawidłowymi i równymi orientacjami seksualnymi – skomentował radca prawny Jakub Turski, który prowadzi sprawę pro bono w ramach programu „Pro Bono dla równości” Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.

Więcej w Wyborczej