Kilkakrotnie brałem udział w poznańskich Marszach Równości. W tych pionierskich i tych ostatnich, już z epoki odgórnej kontrrewolucji kulturowej. Uczestniczę w nich po to, żeby wyrazić solidarność z ludźmi, którzy jak nikt inny są obiektem nienawistnej mowy. Z tymi, którzy są znieważani nie tylko na ulicy czy w internecie, ale także oficjalnie, z samych szczytów władzy państwowej i kościelnej. Niestety, nasz Kodeks karny chroni przed nienawiścią wyłącznie mniejszości rasowe, wyznaniowe, narodowe i etniczne (art. 256 KK), ale nie seksualne. Tymczasem Konstytucja RP słusznie uznaje, że „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych” (art. 30) oraz, że „Wszyscy są równi wobec prawa. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne” (art. 32.1). Wszyscy to wszyscy, a nie tylko heteroseksualni.

Nie ma jednego „słusznego” wzorca ani kobiety, ani mężczyzny

Jako socjolog rozumiem kulturowe i psychologiczne źródła uprzedzeń wobec tych, którzy kochają inaczej niż większość. Rozumieć, nie znaczy aprobować. Przecież nie wszystko co tradycyjne, jest rozsądne i szlachetne, tak samo, jak nie wszystko to co nowe, automatycznie zasługuje na zachwyt. Nie ma jednego „słusznego” wzorca ani kobiety, ani mężczyzny. Biblijna przypowieść o Sodomie i Gomorze jest raczej metaforą zła w ogóle, a nie „instrukcją”, jak traktować gejów i lesbijki. Złe jest to, co rani drugiego człowieka. Złem jest pedofilia, gwałt czy zdrada, a nie stosowanie prezerwatyw lub upodobanie do takiej czy innej pozycji seksualnej i części ciała. Nie widzę żadnego powodu, dla którego ludzie tej samej płci nie mogliby zalegalizować swojego związku w państwowym urzędzie. Zgoda, osoby homoseksualne są pewno statystycznie rzadziej „pożyteczne reprodukcyjnie”, ale to samo można powiedzieć o bezdzietnych małżeństwach, singlach, o klerze i zakonnicach nie wspominając. Czy lepiej, żeby niechciane dziecko zostało adoptowane, miało dom i było kochane przez dwóch ojców, czy też żeby pozostało w sierocińcu? Czy takie poglądy na homoseksualizm to jakieś „lewactwo”, jak uważają religijni radykałowie i „twardziele” z ONR? A może to po prostu zdrowy rozsądek?

W innych krajach manifestacje solidarności z osobami LGBT+ nazywają się otwarcie Gay Pride, paradami gejowskiej dumy, godności. W Polsce przyjęła się pełna hipokryzji nazwa „marsze równości”, tak jakby chodziło o wszelkie nierówności, nie tylko o równouprawnienie. Daje to homofobom pretekst do krytyki, bo przecież łatwo wykazać, że w marszu osoby z niepełnosprawnościami, bezdomni, bezrobotni czy biedni stanowią co najwyżej ułamek zgromadzonych. Protest socjalnie wykluczonych nie byłby zresztą karnawałem, lecz krzykiem rozpaczy i wściekłości. Formuła barwnej i radosnej fiesty pasuje za to do afirmacji ludzkiej różnorodności, której wyrazistym i uznanym symbolem jest właśnie tęcza.

Propozycja: Marsz Różnorodności zamiast Marszu Równości

Mimo niesprzyjającej atmosfery politycznej do Polski będzie przybywać coraz więcej obcokrajowców, także spoza Europy. Było ich zresztą słychać i widać na sobotnim marszu. Równość socjalna jest w Polsce wartością niemal powszechnie uznawaną, choć rzadko praktykowaną. Mamy za to jako wspólnota problem nawet z deklaratywną akceptacją wielokulturowości i wielości sposobów życia. Może zatem pora na Marsz Różnorodności?

Prof. Krzysztof Podemski – członek Zarządu Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, socjolog, pracuje na UAM

Źródło: poznan.wyborcza.pl