Sąd w Ostrołęce wysłuchał mów końcowych w procesie, który powiat przasnyski wytoczył twórcom „Atlasu Nienawiści”. To pierwsza z siedmiu sądowych spraw przeciwko aktywistom. Pozwy za rzekome naruszenie ich dobrego imienia złożyły gminy i powiaty, wspierane przez Ordo Iuris. – Władze powiatu muszą słuchać głosu obywateli. Pozywanie za krytykę jest jedynie próbą jej tłumienia – argumentował przed sądem Jakub Gawron.

– Uchwały mają swój odpowiednik w przedwojennych nazistowskich Niemczech. To tabliczki z napisem „Juden sind hier unerwünscht” – czyli „Żydzi są tu niepożądani”. Nie były one kategorycznym zakazem wstępu. Ale sygnalizowały Żydom, że są niemile widziani – dowodził przed sądem Jakub Gawron, jeden z pozwanych. – Tabliczki przypominały im o statusie osób drugiej kategorii. Obecne uchwały przeciwko „ideologii LGBT” kierują taki sam przekaz do osób LGBTQ. Również nie zakazują im wstępu do określonych miejsc – ale dają im do zrozumienia, że są niechętnie widziane – napisał w swoim oświadczeniu dla sądu.

Pozwani aktywiści Atlasu Nienawiści domagają się oddalenia powództwa. Przekonują, że działają w interesie społecznym, a ich celem jest m.in. monitorowanie kroków wymierzonych w społeczność LGBT. – Oddalenie powództwa będzie wkładem w obronę społeczeństwa obywatelskiego przed represjami ze strony państwa – oświadczył przed sądem jeden z pozwanych, Jakub Gawron. – Władze powiatu muszą słuchać głosu obywateli. Także tego krytycznego – dodał w swoim oświadczeniu.

W przypadku Przasnysza chodzi o Samorządową Kartę Praw Rodzin (SKPR). Władze powiatu przekonują, że nie jest to dokument homofobiczny i dlatego – w ich ocenie – samorząd nie powinien się znaleźć na mapie Atlasu Nienawiści. Tyle, że zdaniem mecenas Karoliny Gierdal, bez wątpienia również karty – podobnie jak uchwały antyLGBT – są dyskryminujące. – Tylko trzeba się w nie dokładnie wczytać – mówi adwokatka. 

Więcej na TOK FM