Słyszałem słowa prezydenta Andrzeja Dudy, że w Polsce nie ma miejsca na antysemityzm. A jednak, nawet przy tym „braku miejsca” jakoś potrafił się on wcisnąć i dać o sobie znać.

Zbliża się 80. rocznica powstania w getcie warszawskim. Kiedy wybuchło, miałem cztery lata i pozostawałem nieświadomy grozy chwili. Nie zdawałem sobie nawet sprawy ze swojego pochodzenia, żyjąc, można powiedzieć, „bezpiecznie i spokojnie” po stronie aryjskiej w podwarszawskich Włochach, nie wiedząc, że nazwisko, jakie nosiłem, nie jest naprawdę moje. Nie musiałem uciekać ani się ukrywać, nie zaznałem strachu łownej zwierzyny. O wszystkim i o swoim żydowskim pochodzeniu dowiedziałem się już po wojnie.

Tak, miałem łatwe życie w porównaniu z dziećmi w getcie. I mam moralny obowiązek pamiętać o nich, o ich gehennie i o zrywie tych, którzy powstali, by zginąć godnie, kiedy już nie było najmniejszej szansy na ratunek skądkolwiek.

Wiele dowiedziałem się o codziennym życiu w getcie z historycznych dziś listów Halinki Szwambaum, pisanych bez patosu i przemycanych zza muru, adresowanych do mojej Matki, jej ukochanej nauczycielki z przedwojennego Liceum Gaczeńskiej i Kacprowskiej, opublikowanych w kwartalniku „Karta” (nr 63/2010). Podobno swoje młode życie zakończyła w bunkrze, gdzie do końca mieścił się sztab Żydowskiej Organizacji Bojowej.

Duże emocje wywołuje u mnie wiersz Władysława Broniewskiego „Żydom polskim”, zwłaszcza, jak się okazało, utopijne przesłanie ostatniej zwrotki:

Wspólne zaświeci nam niebo ponad zburzoną Warszawą,
Gdy zakończyły zwycięstwem krwawy nasz trud wieloletni.
Każdy otrzyma wolność, kęs chleba i prawo
I jedna powstanie rasa, najwyższa, ludzie szlachetni.

Słyszałem słowa prezydenta Andrzeja Dudy, że w Polsce nie ma miejsca na antysemityzm. A jednak, nawet przy tym „braku miejsca”, jakoś potrafił się on wcisnąć i dać o sobie znać. Znany dziennikarz pozwala sobie na używanie słów takich, jak „parchy”. Na dorocznym „Marszu Niepodległości” osiłki skandują rasistowskie hasła i niosą antysemickie transparenty, a organizator tych marszów otrzymuje milionowe dotacje od rządu. W Kaliszu urządza się antyżydowskie widowisko uliczne, symbolicznie „anulując” statuty kaliskie, które niegdyś dały Żydom w Polsce możliwość życia w spokoju. Wreszcie, przywódca Konfederacji Sławomir Mentzen kusi młodych ludzi zniesieniem podatków, ale w pakiecie ze swoją „piątką”, czyli Polską wolną od Żydów, LGBT, Unii, aborcji i wspominanych podatków.

Nie powstała więc, jak pragnął Broniewski, „jedna rasa”, a hekatomba Żydów na polskiej ziemi nie zmieniła tych, którzy antysemityzm mylą z patriotyzmem. Przez pewną grupę ludzi jest on nadal pielęgnowany.

Cały tekst Witolda Lilientala (Kanadyjski działacz polonijny. Odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej, medalem „Pro Memoria”, odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej. Autor książki „Polska jest dla wszystkich, dla mnie też”) w Gazecie Wyborczej