Sejm pracuje nad rządowym projektem ustawy o mowie nienawiści. Posłowie PiS i Konfederacji mylą gwarancję bezpieczeństwa dla osób LGBT z cenzurą. – Czy prezydent Trump mówiąc, że są dwie płcie, sieje mowę nienawiści? – dociekała na sejmowej komisji ds. dzieci i młodzieży posłanka PiS, Anna Gembicka.

Pod koniec ub. roku Sejm skierował do dalszych prac w komisjach rządowy projekt nowelizacji kodeksu karnego, nazywany „ustawą o mowie nienawiści”. Poszerza katalog przesłanek o cztery nowe: płeć, wiek, niepełnosprawność i orientację seksualną. To oznacza, że przestępstwa motywowane nienawiścią z tych powodów, byłyby ścigane z urzędu. Tak, jak są dziś ze względu na m.in. przynależność narodową, etniczną, rasową czy wyznaniową. Kodeks karny przewiduje za te przestępstwa kary od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.

Projekt popiera ministra ds. równości Katarzyna Kotula z Nowej Lewicy. – To ogromna potrzeba strony społecznej, która zwróciła się do nas z propozycją tych zmian i potraktowanie ich priorytetowo. Czas skończyć z językiem dehumanizacyjnym, jakim przez  osiem lat posługiwało się PiS – mówiła podczas podczas pierwszego czytania projektu w Sejmie. 

W środę nad projektem debatowała sejmowa komisja ds. dzieci i młodzieży, która dostała projekt do zaopiniowania. Nie obyło się bez burzliwej dyskusji. Zaczęło się od słownych przepychanek, kto wymyślił „moherowe berety” i „chciał dorżnąć watahę”, a kto wyzywał od „zdradzieckich mord”. Wiceprzewodnicząca komisji, posłanka PiS Anna Gembicka stwierdziła, że zakazać mowy nienawiści chcą dziś ci sami, którzy „wynieśli na sztandary ośmiogwiazdkowe hasła”. Marzena Machałek z PiS przemawiała: – To potworek prawny tworzony przez ludzi, którzy nakręcają przemysł pogardy, a teraz udają aniołków.  

Posłowie KO wypominali z kolei osiem lat szczucia na osoby LGBT w TVP. Ta ostatnia opinia ma zresztą poparcie w orzecznictwie; niedawno warszawski sąd okręgowy zobowiązał TVP do przeprosin i wypłaty zadośćuczynienie aktywiście Bartowi Staszewskiemu, za „zmasowany atak na jego osobę”. 

Wiceminister sprawiedliwości Arkadiusz Myrcha tłumaczył, że polskie prawo musi nadążać za rzeczywistością. I nie tylko dlatego, że dziś odstaje od wielu międzynarodowych przepisów.

– Czy wiek, płeć, niepełnosprawność lub orientacja, powinny być elementem wykluczającym? Mamy udawać, że złe zachowania skierowane w tak dużą grupę osób, nie istnieją?

Skoro jako społeczeństwo nie wyrażamy zgody na przestępstwa ze względu na przekonania religijne, nie ma też żadnych moralnych przeszkód, abyśmy nie godzili się na nie także ze względu na posiadane cechy – mówił na posiedzeniu sejmowej komisji. Powoływał się na na art. 32 konstytucji, który głosi, że „nikt nie może być dyskryminowany”. 

Więcej w Gazecie Wyborczej