Pomagaliśmy, bo nie było innego wyjścia. Trudno tu mówić o wyborze: albo się człowieka zostawia w lesie na pewną śmierć, albo się go bierze do domu – mówi mieszkaniec strefy stanu wyjątkowego na Podlasiu.
Nie chce podać imienia ani nazwiska, choć nie robi niczego nielegalnego. Ale boi się, że i on, i jego partnerka mogliby zostać oskarżeni o przemyt ludzi, były już takie przypadki. A poza tym Straż Graniczna i policja wzięłyby ich pod lupę, nie mogliby pomagać ludziom z granicy, jak się tutaj nazywa uchodźców. A wciąż są im potrzebni.
W ostatnich tygodniach ludzi z granicy znowu jest więcej, przecinają płot z zasiekami z drutu, robią podkopy, próbując się przedostać do Polski i dalej, na Zachód. – Polacy są teraz zajęci straszną wojną na Ukrainie, ale na polsko-białoruskiej granicy też trwa dramat, wcale się nie skończył – tłumaczy mężczyzna.
Prosi, żeby podkreślić, że nie byli jedynymi, którzy przyjmowali uchodźców do swoich domów. Jakiś czas temu zadzwoniła znajoma z Michałowa i powiedziała, że trzyma w piwnicy cztery osoby. – Dokładnie tak jak Polacy ukrywali Żydów w czasie wojny. Wprawdzie rozstrzelanie za to nie grozi, ale i tak robimy to w atmosferze strachu. W jakim świecie my żyjemy? – wzdycha.
Pierwsza trafiła do nich babcia, tak ją wszyscy nazywali. Potem okazało się, że jest jezydką z Iraku, ma ponad 60 lat. Początek grudnia, zima i śnieg, a ona przeszła z grupą uchodźców przez granicę. Młodsi i silniejsi poszli dalej, a ją zostawili w lesie, bo za nimi nie nadążała. Utknęła na bagnach. Na szczęście to było już niedaleko zabudowań, więc ktoś ją znalazł, wyciągnął z bagna i zaprowadził do znajomej, która mieszka na skraju wsi. Tam babcia spędziła pierwszą noc. Potem trzeba było ją przerzucić dalej, bo tamto miejsce nie było bezpieczne.
– Zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli trafi na pograniczników, to zostanie wywieziona na płot na granicy. A jak wróci na ten płot, to już tam prawdopodobnie zostanie i umrze. Nie było wyboru, naprawdę. Gdybyśmy postąpili inaczej, mielibyśmy ją na sumieniu. Że nie wyciągnęliśmy do niej ręki i przez nas zmarła. Ona była w takim złym stanie, że ledwie chodziła. Nogi miała spuchnięte, dreptała kilkadziesiąt metrów i koniec – opowiada mieszkaniec Podlasia.
Cały artykuł w Newsweeku
STOWARZYSZENIE
OTWARTA RZECZPOSPOLITA
Krakowskie Przedmieście 16/18, 00-325 Warszawa
e-mail: otwarta@otwarta.org
tel: +48 22 828 11 21
Biuro czynne dla interesantów:
poniedziałek-piątek: 10.00 - 14.00
Chcesz być na bieżąco?