Mężczyzna usłyszał najpierw agresywnie zadane pytanie o to, co robi w Polsce, a potem został uderzony. Jego współpracownik, też o ciemnym kolorze skóry, dostał w twarz.

Do ataku doszło w pociągu jadącym z Poznania do Krakowa. Zaatakowany prezes firmy (prosi o niepodawanie jego personaliów) miał z Krakowa udać się w celach służbowych na Ukrainę. Od kilku lat kieruje jedyną w Polsce firmą produkującą bioniczne protezy ręki, które reagują na impulsy nerwowe, umożliwiają poruszanie mechanicznymi palcami. Firma dostarcza je weteranom w Ukrainie. – Polska nie była na początku naszym celem; była po prostu świetną bazą wypadową na całą Europę. Jednak kiedy przyjechaliśmy i zobaczyliśmy, jakie są tu możliwości, ile jest tu talentów, ilu świetnych inżynierów, ile grantów na rozwój projektów naukowych można tu otrzymać, postanowiliśmy zostać – opowiadał w jednym z wywiadów.

W sobotę 16 listopada podróżował koleją do Krakowa ze swoim współpracownikiem ze Stanów Zjednoczonych. Obu, jak zaznacza nasz rozmówca, wyróżniał ciemniejszy odcień skóry. – W pociągu był mężczyzna, który nie miał przydzielonego miejsca, więc krążył między wagonami. W pewnym momencie przysiadł się do mojego kolegi, zaczął go prowokować, mówić w sposób agresywny, że na pewno to nie są nasze miejsca i że mamy pokazać bilety. Pokazaliśmy mu je, udowadniając, że zajęliśmy właściwe miejsca — relacjonuje nasz rozmówca.

–  Początkowo rozmawialiśmy po angielsku. Potem on zaczął mówić do mnie po polsku. Wymieniłem z nim dwa, trzy zdania, na ile pozwalała mi moja znajomość języka polskiego. W końcu jednak przeprosiłem, że nie mówię dobrze po polsku i chciałem zakończyć dyskusję. Wtedy zrobił się bardzo agresywny i zaczął krzyczeć: „Co robicie w tym kraju?!”. Chciałem wstać i się przesiąść, ale gdy podnosiłem się, dostałem cios łokciem w twarz — opowiada pokrzywdzony mężczyzna.

Jak relacjonuje, zwrócił się o pomoc do współpasażerów, ale wszyscy byli zdezorientowani i nie wiedzieli, jak zareagować. Napastnik był cały czas pobudzony i agresywny. – Wstał, krzyczał, że mnie nie uderzył, potem wrócił i zaczął krzyczeć, żebym usiadł. Gdy pociąg zatrzymał się na stacji w Rawiczu, uderzył mojego kolegę w twarz. Ludzie zaczęli reagować, ale nie udało się go złapać, bo drzwi się otworzyły i uciekł — opowiada zaatakowany mężczyzna. Wezwał obsługę pociągu, skontaktował się ze swoim prawnikiem, wezwano policję. Funkcjonariusze mieli przyjechać najpierw na stację w Rawiczu, potem na dworzec we Wrocławiu, ale w ogóle nie dotarli w żadne z tych miejsc. 

Więcej w Wyborczej