Ten marsz po swoje – do takiej Polski, w której „obcy” boi się wyjść z domu – odbywa się nie tylko 1 sierpnia czy 11 listopada. Oni idą każdego dnia. Zatrzymać ich mogą tylko mobilizacja i przedefiniowanie kilku pojęć. „Zjednoczona opozycja” musi być zjednoczona w obronie praw słabszych. Rytualna krytyka „symetryzmu” musi stawić czoła symetryzowaniu ofiar i oprawców. Niestety, jest zupełnie inaczej.

Gdy opozycyjny polityk mówi o „aktach wandalizmu” i znieważeniu pomników tęczową flagą, to tchórzliwie robi krok w tył. A faszysta – wprzód, z pieśnią na ustach.

Gdy dziennikarz pisze, że obrona praw mniejszości to „temat zastępczy”, robi kolejny krok w tył, a faszysta prze naprzód.

Gdy ktoś inny twierdzi, że pokojowe tęczowe disco pod Pałacem to prowokacja i nie należy dostarczać amunicji PiS-owi, znów się cofa. A faszysta prze naprzód.

Na końcu tej drogi jest wiadukt, na którym – otoczony i sparaliżowany ze strachu – nie masz już gdzie uciec. A oni krzyczą triumfalnie: „Hemos pasado!”. Przeszliśmy.

Tekst Michała Wilgockiego w Gazecie Wyborczej