– Nie bójmy się powiedzieć, że coś jest złe, jeśli jest złe. Korzystajmy z wolności słowa, ale   uważajmy, aby nasza mowa nie raniła innych – mówiła w Famie Paula Sawicka ze Stowarzyszenia Otwarta Rzeczypospolita.

Sawicka była gościem debaty „Wielokulturowość: bogactwo czy balast”, zorganizowanej przez Białostocki Ośrodek Kultury w ramach trwającego właśnie w mieście festiwalu „Inny Wymiar”. Do wspólnej dyskusji zaproszeni zostali też inni wybitni specjaliści, praktycy, którzy na co dzień stykają się z kwestią wielonarodowego społeczeństwa: Elżbieta Ficowska ze Stowarzyszenia „Dzieci Holokaustu”, Anna Grudzińska z Forum na Rzecz Różnorodności, Paweł Winiarski z Uniwersytetu Powszechnego im. Lipskiego w Teremiskach.

 

Prowadzący spotkanie Dominik Sołowiej pytał: – Ostatnie wydarzenia, do jakich doszło na Podlasiu na tle mniejszościowym: malowanie swastyk na synagodze w Orli czy pomniku w Jedwabnym, podpalenie Centrum Kultury Muzułmańskiej i inne – stawiają pytania, czy w ogóle potrafimy obok siebie żyć?

 

Paula Sawicka: – Podlasie nie jest w tej kwestii szczególnym wyjątkiem. Dostało trochę niezasłużoną palmę pierwszeństwa. Nasze stowarzyszenie monitoruje takie haniebne zachowania. I powiem tylko tyle, że jest ich mnóstwo, właściwie wszędzie: we Wrocławiu, Łodzi, Lublinie. Naszym zadaniem jest, by sprawcy takich zachowań nie czuli się swobodnie. Im więcej przyzwolenia, tym więcej złego dzieje się wokół. Dziś już nie zamawia się pięciu piw, ale jawnie podnosi rękę do góry i wykonuje znak „sieg heil”. Marek Edelman swego czasu mówił: – Nie można dopuszczać do takich zachowań, bo inaczej zło nie wiadomo kiedy się rozrośnie. No i ono właśnie się rozrasta. Ale my możemy coś z tym zrobić.

 

Zdaniem Sawickiej wielkie zadanie ma też w tej mierze kościół. – Wielokrotnie mógłby zło powstrzymać. Przedstawiciele hierarchii kościelnej to jednak przedstawiciele społeczeństwa, i tak jak w społeczeństwie – są ludźmi, mają w sobie mnóstwo stereotypów, a co za tym idzie – i ksenofobii. Demokracja przyniosła nam wolność słowa, ale to nie znaczy, że tą wolnością słowa trzeba kogoś krzywdzić. Mamy skłonność do używania słowa Polak w narodowym znaczeniu. I to jest niewłaściwe. W Stanach spokojnie można być człowiekiem innej narodowości i jednocześnie być dumnym Amerykaninem. Z kolei we Francji czymś nadrzędnym jest obywatelskość, stąd też biorą się tam takie problemy. Podam przykład związany z nazewnictwem. W gazetach co i rusz, często w jednym wydaniu znajduję takie przykłady: w tekście ekonomicznym – zamiast po prostu: klienci banków – są Polacy. Zamiast przyszli emeryci: Polacy. W tekstach socjologicznych: Polacy zdradzają żony. W efekcie dochodzi do absurdów. Moja rozmówczyni, Ukrainka, stwierdziła żartobliwie: – uff, to dobrze, że wśród tych zdradzających są tylko Polacy. Ja jestem fanką inicjatyw oddolnych. Dlatego uważam, że: po pierwsze – uważajmy na język, jakiego używamy. Uważajmy, aby nasza mowa nie raniła innych. Po drugie: nie bójmy się powiedzieć, że coś jest złe, jeśli jest złe. Tu posłużę się trochę drastycznym przykładem. Pamiętam, jak po śmierci Bronisława Geremka w trakcie mszy w jego intencji stało kilka osób z transparentem: „Dzięki ci Boże, że go zabrałeś”. To było skandaliczne, próbowałam interweniować u księdza, by coś powiedział z ambony, by sobie poszli, że to grzech takie słowa. Ktoś mi mówił: – Zostaw ich, to wariaci, ledwie kilkanaście osób. No właśnie – stało ich tam 12, bo gdyby już stało 14 to byłoby nielegalne zgromadzenie i policja musiałaby interweniować… Po trzecie wreszcie: nie bójmy się odezwać, gdy ktoś rzuca obelgi na innych. Może takim działaniami już coś zmienimy.

 

Cały artykuł Moniki Żmijewskiej „Podlasie dostało niezasłużoną palmę pierwszeństwa” na portalu Gazeta.pl Białystok

 

Bogaty Inny Wymiar. Przyjdź, nie daj się prosić