Nie chcę gwiazdki z nieba, ale w XXI wieku mam prawo oczekiwać, że pociąg będzie miał podłogę równo z peronem. Że nie będę musiał skakać i prosić kolejnej osoby o pomoc, by na końcu usłyszeć odmowę. Że będę traktowany na równi z osobami pełnosprawnymi – mówi Łukasz Garczewski. Nie wsiadł do pociągu, bo „procedury”.

Łukasz Garczewski to poznański radny osiedlowy z Rataj. Od 38 lat cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Choroba nie przeszkadza mu jednak w miarę normalnie funkcjonować – jest aktywnym politykiem, aktywistą, działaczem społecznym, a zawodowo zajmuje się zarządzaniem i komunikacją, usprawnianiem procesów w biznesie i sferze publicznej. Często musi podróżować między Poznaniem, Warszawą a Wrocławiem i zazwyczaj wybiera pociąg.

Tym razem jednak podróż Garczewskiego zakończyła się jeszcze przed jej rozpoczęciem. Odmówiono mu bowiem udzielenia pomocy przy wejściu do pociągu. Radny ma bowiem problemy z poruszaniem się, a niemożliwością jest dla niego przekroczenie progu pociągu bez pomocy drugiej osoby. Całą historię omówił na swoim Twitterze i blogu, gdzie opisuje perypetie z koleją i niedostosowanie komunikacji publicznej dla osób z niepełnosprawnościami.

– Nie mogę samodzielnie wykonać kroku między krawędzią peronu a wagonem, nad przepaścią – opisuje zdarzenie. Poprosił o pomoc konduktora. – Odmówił mi jej udzielenia. Zapytał natomiast, czy zgłaszałem fakt przejazdu. Odpowiedziałem, że „nie”, bo jest to mój drugi pociąg, na pierwszy się spóźniłem. W związku z czym odpowiedział, że nie może mi pomóc – relacjonuje aktywista.

Garczewski zaproponował polubowne rozwiązanie, by zamiast konduktora pomogli mu wejść do wagonu inni podróżujący, którzy już zajęli miejsca w pociągu. – Pan konduktor, ku mojemu zdziwieniu, odmówił. Stwierdził, że nie ma prawa prosić pasażerów o pomoc w moim imieniu – opisuje Garczewski.

Więcej w Wyborczej