Ostatnio toczy się w mediach pełna emocji dyskusja na temat zgłoszonej przez Ministra Edukacji propozycji zestawu lektur szkolnych. Nie chcę jednak podejmować dyskusji nad zawartością zestawu. Chcę natomiast uzasadnić dlaczego nie taką dyskusję winniśmy w obliczu tego faktu porowadzić.

Ostatnio toczy się w mediach pełna emocji dyskusja na temat zgłoszonej przez Ministra Edukacji propozycji zestawu lektur szkolnych. Nie chcę jednak podejmować dyskusji nad zawartością zestawu. Chcę natomiast uzasadnić dlaczego nie taką dyskusję winniśmy w obliczu tego faktu porowadzić. Ogromną satysfakcję sprawiła mi lektura krótkiego, acz bardzo treściwego, oświadczenia polskiego PEN Clubu. Zawiera ono bowiem dwie kluczowe myśli – negując sposób działania władzy wykonawczej stwierdza wynikający z tego bezsens dyskusji publicznej nad wadliwie przygotowanym projektem. Piszę te uwagi jako były minister edukacji, tj. ktoś, komu znane są kompetencje ministra i kto wie, jaka jest jego odpowiedzialność za podjęte w ich ramach decyzje. Bowiem w tej sprawie (i zapewne nie tylko tej) dyskusja powinna się toczyć wokół sposobu sprawowania władzy przez organ administracji, czyli ministra.

 

Prawdą jest, że minister ma upoważnienie ustawowe do ustalania w drodze rozporządzenia koniecznej zawartości wszystkich stosowanych w szkołach programów nauczania (podstaw programowych kształcenia ogólnego), w tym listy lektur obowiązkowych. Otóż urzędnik, wszystko jedno jak wysokiego szczebla, nie może wprowadzać do powszechnych i obowiązkowych programów nauczania swoich własnych upodobań i preferencji. Czy ja, jako minister, z wykształcenia fizyk i nauczyciel fizyki z dwudziestoletnim stażem, miałem prawo wprowadzić do obowiązkowych programów szkolnych teorię względności zamiast np. fizyki ciała stałego, bo uważałem, że jest ważniejsza dla kształtowania obrazu świata materialnego? Czy miałem prawo podobnie, jak dziś to jest czynione, buszować po kanonie lektur wprowadzając do niego swoje preferencje literackie, ideowe i wychowawcze, np. „Fizyków” Dürrenmatta, lub „Zwierzęta nie zwierzęta” Vercorsa ze względu na fizykę i biologię? Na pewno nie, gdyż byłoby to przekroczeniem mojego upoważnienia ustawowego, bo ustawa nie daje mi prawa uczynienia konia senatorem. Przecież ustawa nie upoważnia mnie do tego, że zasiądę w gabinecie i w samotności, w skupionej ciszy, ustalę co jest niezbędne w nauczaniu fizyki czy historii literatury, a może jeszcze będę miał ambicję w ten sam sposób potraktować biologię, języki obce oraz pozostałe przedmioty szkolne. Czy minister – biolog ma prawo zastąpić, ze względu na swoje zainteresowania, np. zoologię wykładem z genetyki? Program nauczania nie może być odzwierciedleniem osobistych upodobań ministra – urzędnika.

 

Minister, wykonujący swoje zadania ustawowe, ma obowiązek zaprojektowania takich procedur tworzenia i ustalania obowiązkowej zawartości programów nauczania, które umożliwią pokazanie uczniom historii literatury czy obrazu i struktury fizyki. Z całą pokorą wynikającą z wiedzy, że możliwe i dobre są różne sposoby nauczania, że kształtowanie pożądanych postaw wśród uczniów jest możliwe na przykładzie różnych dzieł literackich, bo postawy kształtuje nie sama lektura, lecz rozmowa wokół niej. Zaś na to nakłada się osobowość nauczyciela i wychowawcy, który przecież może zasadnie pokazywać mocne i słabe strony dzieł Sienkiewicza, a tym nie da się zarządzać administracyjnie. Musi być zatem określony zakres autonomii nauczyciela – wychowawcy, także w doborze lektur. Kanon lektur obowiązkowych powinien być tak kształtowany, by uwzględniał możliwie wszystkie istotne zjawiska zachodzące w historii literatury, obrazujące rozwój ludzkiego odczuwania świata i ewolucję postaw człowieka wobec świata. Musi być tak sformułowany, by nauczyciel miał obowiązek wprowadzania do niego wybranych znaczących pozycji spośród dzieł współczesnych, których kanon nie uwzględnia ze względu na czas ich ukazania się. Taki właśnie sposób myślenia o zadaniach urzędu ministra w zakresie tworzenia programów, w tym listy lektur obowiązkowych, przyjęło ministerstwo edukacji w wolnej demokratycznej Polsce po 89. roku, wprowadzając odpowiednie procedury. Kanon spełniający te warunki mogą zaprojektować tylko znawcy historii literatury, umiejący wyjść poza swoje upodobania literackie, którzy potrafią w dodatku uwzględnić konieczną autonomię nauczyciela – wychowawcy. Obowiązkowy kanon powinien być minimalny, pozostawiając nauczycielowi wybór pozycji lektury uzupełniającej spośród autorów piszących w poszczególnych epokach, bowiem tylko oni ogarniają całość wiedzy literackiej; podobnie w przypadkach fizyki czy biologii. Nie można tego ustalać, ani w drodze jednoosobowej decyzji, ani w drodze demokratycznego głosowania, referendum czy dyskusji publicznej. Bowiem ta ważna sprawa zamieniłaby się wówczas w nierozstrzygalny spór pomiędzy osobistymi , dotyczącymi poszczególnych pozycji, upodobaniami uczestników głosowania bądź dyskusji. Taki, czysto emocjonalny i nieszkodliwy spór toczył się i będzie się toczyć zawsze. Natomiast pod publiczną kontrolę powinny być poddane procedury kształtowania programów nauczania oraz zgodność ich ustalania z przyjętymi procedurami.

 

Dlatego widzę sens szerokiej publicznej dyskusji nad sposobem działania władzy wykonawczej i jednocześnie nie widzę sensu dyskusji publicznej nad poszczególnymi pozycjami projektu kanonu lektur zaprezentowanego przez pana Ministra R. Giertycha.
Mirosław Sawicki
Warszawa, 1 czerwca 2007 r.


OŚWIADCZENIE POLSKIEGO PEN CLUBU

 

Przedstawiony oficjalnie przez MEN projekt zmian kanonu lektur szkolnych pod pretekstem wprowadzenia czterech powieści Sienkiewicza i trzech Jana Dobraczyńskiego zakłada usunięcie z listy lektur obowiązkowych m.in. dzieł Goethego, Dostojewskiego, Kafki, Conrada, St. I. Witkiewicza, Gombrowicza oraz Herlinga-Grudzińskiego.

 

W ten sposób z zakresu powszechnego nauczania konsekwentnie eliminuje się nie poszczególne utwory, lecz cały obraz literatury nowoczesnej z właściwą jej krytyką przesłanek totalitaryzmu. Po raz pierwszy od upadku PRL rękoma władzy wykonawczej dokonuje się tak głębokiej manipulacji światopoglądowej. Podjęcie dyskusji nad tą propozycją MEN oznaczałoby usankcjonowanie samej zasady za cenę drobnych korekt. W naszym pojęciu ten ideologiczny projekt kwalifikuje się wyłącznie do odrzucenia w całości.

Polski PEN Club