Gdy w Polsce świętowano Wielkanoc, w białostockim szpitalu klinicznym trwała walka o życie uchodźcy z Syrii. 58-letni mężczyzna spadł z pięcioipółmetrowego płotu na granicy z Białorusią. Ma poważne obrażenia, złamania, jest nieprzytomny. Jego stan wciąż jest bardzo ciężki.

Informację o rannym Syryjczyku, który doznał urazu wskutek upadku z zapory na granicy, aktywiści otrzymali od jego przyjaciela. Z naszych informacji wynika, że do wypadku doszło w nocy (po godz. 2) z 3 na 4 kwietnia na wysokości Masiewa w Puszczy Białowieskiej.

Aktywiści natychmiast odnaleźli rodzinę 58-letniego Syryjczyka. Skontaktowali się z jego córką, która mieszka w Niemczech. Wraz z mężem przyjechała do Białegostoku. Stan jej taty niestety się pogarsza.

W Poniedziałek Wielkanocny (10 kwietnia) kolektyw No Borders Team informuje, że leżący w szpitalu Syryjczyk jest zaintubowany, ma liczne obrażenia wewnętrzne, złamane obie nogi, przebitą tętnicę.

Dodaje, że początkowo lekarz nie chciał udzielić córce pacjenta żadnych informacji. „Na miejscu byli obecni funkcjonariusze straży granicznej. Dopiero po interwencji zastępcy rzecznika praw obywatelskich pozwolono kobiecie wejść do umierającego ojca” – przekazuje No Borders Team.

Stało się to dopiero po „dobiciu się” do gen. Andrzeja Jakubaszka, komendanta Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej. Zespół ds. Równego Traktowania z Biura RPO wystosował oczywiście standardowe pisma, ale w tym przypadku liczyły się minuty. W piątek do komendanta POSG dodzwonił się Maciej Grześkowiak z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Dzięki tej rozmowie córce pozwolono zobaczyć tatę.  

Więcej w Gazecie Wyborczej