Antysemicki marsz w Kaliszu, do którego doszło 11 listopada, nie był ekscesem i odosobnionym przypadkiem. Mówi o tym w rozmowie z Onetem dr hab. Piotr Forecki z poznańskiego UAM, który zajmuje się polską pamięcią Zagłady oraz dyskursem antysemickim. Jego zdaniem marsz w Kaliszu wpisuje się w ciąg zdarzeń, czyli w polski antysemityzm, do którego rękę przykładają politycy Zjednoczonej Prawicy oraz część księży. Naukowiec podkreśla, że mimo obecności władz i policji nikt nie przerwał marszu, podczas którego spalono Statut Kaliski z XIII wieku.

Polscy nacjonaliści spod znaku Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego i inni cieszą się sympatią, uznaniem i wsparciem ze strony władz państwowych. Nie są otoczeni żadnym kordonem sanitarnym. Antysemityzm został objęty państwowym mecenatem. W wielu punktach treści głoszone przez te wszystkie organizacje uznawane za skrajne są podzielane przez rząd Zjednoczonej Prawicy – mówi dr hab. Piotr Forecki z UAM w Poznaniu.

Jako przykłady podaje dotacje z rządowego Funduszu Patriotycznego przyznane dla narodowców powiązanych z Robertem Bąkiewiczem, „upaństwowienie” Marszu Niepodległości, uczynienie z Romana Dmowskiego patrona Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej czy wprowadzenie do kanonu lektur szkolnych książki Zofii Kossak-Szczuckiej, która jest pełna uprzedzeń wobec Żydów.

Wydarzenia w Kaliszu były szokujące, a jednocześnie nasuwające szereg skojarzeń. Krótko po 11 listopada byłem w Berlinie w Muzeum Topografii Terroru. Zgromadzone tam fotografie z wieców nazistów, z nocy kryształowej, palenia książek – to wszystko wyglądało analogicznie. W Kaliszu, to nie był żaden kabaret, czy jakaś dziwaczna rekonstrukcja historyczna. To działo się naprawdę, całkiem na serio – dodaje Piotr Forecki.

Cały wywiad w serwisie onet.pl