Straż Graniczna wciąż w tej sprawie milczy. Na miejscu pojawili się reprezentanci rzecznika praw obywatelskich, ale nie są pewni, czy kobiety z dziećmi znajdują się pod jurysdykcją RP.

Do wczesnego wieczora w niedzielę (28 maja) polskie służby nie wpuściły do Polski 26-osobowej grupy, w tym głównie kobiet i dzieci, jaka od wieczora poprzedniego dnia przebywa w polskim pasie, po drugiej stronie stalowego płotu na granicy polsko-białoruskiej (pas ten ma 1,2 metra szerokości).

Jak pisałem, osoby, które znalazły się w potrzasku przy zaporze granicznej, pochodzą z Syrii i Iraku. Jedna z kobiet – z Kongo. W sobotę białoruscy pogranicznicy zmusili ją do dołączenia do tej syryjsko-irackiej grupy, po tym jak napuścili na nią psy i została przez nie dotkliwie pogryziona. Miała stanowić przykład dla tych osób, że jeśli nie pójdą do Polski, zostaną podobnie potraktowani – zarówno dorośli, jak ich dzieci.

Uchodźcy przebywający teraz przy płocie chcą otrzymać azyl w Polsce (ochronę międzynarodową). Cały czas wspierają ich przebywający w pobliżu wolontariusze i wolontariuszki Grupy Granica. Aktywiści nie mogą podejść bliżej, bo obowiązuje zakaz zbliżania się do bariery nie bliżej niż na 15 metrów. Tym samym nie są w stanie przekazać im np. jedzenia. Jak wynika z informacji, kobieta z Kongo pogryziona przez psa wymaga opieki medycznej, podobnie jak mężczyzna, który został pobity przez białoruskich pograniczników.

Cały czas nad sytuacją czuwają patrole Straży Granicznej. Pilnują głównie, aby nikt nie zbliżał się do ogrodzenia. Sami przekazują przez płot uchodźcom wodę i jedzenie. Kilkanaście godzin spędził tu osobiście p.o. komendant placówki SG w Białowieży mjr SG Mirosław Jakimiuk.

W niedzielę przed godz. 10 odezwała się wreszcie rzeczniczka Podlaskiego Oddziału SG mjr Katarzyna Zdanowicz. Wcześniej nie odbierała telefonów, a rzeczniczka Komendy Głównej SG por. Anna Michalska tłumaczyła, że nie udziela w tę niedzielę informacji, bo „jest w podróży służbowej”. Major Zdanowicz poprosiła o maila. Tą drogą zapytałem o to, jakie działania w odniesieniu do tej grupy zamierzają podjąć funkcjonariusze. Odpowiedzi do chwili publikacji tego tekstu nie dostałem.

Cały tekst Macieja Chołodowskiego w Gazecie Wyborczej