Napadli w autobusie geja, pobili i częściowo rozebrali, a potem się śmiali. Kibole Lecha Poznań idą do więzienia, choć ofiara próbowała ich przed tym uratować.
Pokrzywdzony nie chciał z nami rozmawiać, ale w sądzie przeczytaliśmy jego zeznania. Opis bandyckiego napadu na poznańskiej Wildzie szokuje.
28 czerwca 2024 roku mężczyzna wsiadł ze swoim partnerem i znajomymi do autobusu linii nr 171. Miał białą koszulkę z tęczowym paskiem i serduszkiem. Rozmawiali o serialach Netfliksa, gdy podeszło do nich dwóch napastników.
– Zaczęli krzyczeć: „Ty pedale, ściągaj tę szmatę, bo cię zaj…”. Zobaczyłem, że kierują w moją stronę zaciśniętą pięść. Miałem ją przy twarzy – zeznał pokrzywdzony.
Wyjaśnił, że zaczął ściągać koszulkę, bo bał się pobicia: – Nie potrafię się bić. Jestem wątłej postury.
Napastnicy nie chcieli czekać, aż sam ściągnie koszulkę, więc zaczęli ją z niego zrywać.
– Usłyszałem, jak się rozdziera. Szarpali ją. Dusiła mnie, bo utknęła na mojej szyi – relacjonował potem.
Stwierdził, że nie wdawał się z nimi w dyskusję, a na wulgarne wyzwiska odpowiadał jednym słowem: „Dobrze”. Jego partner próbował powstrzymać bandytów. Mówił do nich: „Spokojnie panowie”. Ale oni się nie uspokoili.
Zrywając z mężczyzny koszulkę, ściągnęli mu z ręki także zegarek. Jeden z napastników podniósł go i schował do kieszeni. Wtedy dołączył trzeci napastnik. Uderzył pokrzywdzonego otwartą dłonią w tym głowy. Zwyzywał i kazał „wyp… z autobusu”.
Pokrzywdzony wraz z partnerem i znajomymi wysiadł na następnym przystanku. Do domu wrócił półnagi. – Czułem się poniżony – powiedział na przesłuchaniu.
Autobus jechał z Wildy do centrum, gdzie odbywały się obchody rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956 roku. Pobity mężczyzna podejrzewał, że napastnicy jechali na te uroczystości. Ubrał się i też pojechał. Dostrzegł jednego z bandytów i zgłosił to policjantom, którzy pilnowali uroczystości. Bandytę zatrzymano.
Kilka dni później pokrzywdzony zobaczył na Facebooku zdjęcie skradzionej koszulki. Wisiała na płocie do góry nogami razem z tęczowymi flagami skradzionymi przed marszem równości. Na drugim zdjęciu koszulka i flagi płonęły.
Poznańska policja w ciągu kilku dni wyłapała wszystkich sprawców homofobicznego rozboju w miejskim autobusie. To kibole Lecha Poznań.
Koszulkę z tęczowym paskiem zerwali z pokrzywdzonego Marcin Olejnik-Rutka, ps. „Kolejowy”, i Przemysław Müller, ps. „Świrek”.
Olejnik-Rutka to recydywista, który siedział w więzieniu za rozbój. Na koncie miał też zakaz stadionowy.
Müller jest z kolei zawodnikiem MMA. Na piersi wytatuował sobie herb Lecha Poznań. Uczestniczył też w galach slapfightingu – to pseudosport, w którym zawodnicy stoją naprzeciwko siebie i na przemian uderzają się po twarzach z otwartej dłoni.
Trzecim bandytą, który dołączył do napaści już po zerwaniu koszulki, był Dawid Malinowski, ps. „Malina”, czołowa postać Wildeckich Fanatyków.
Prokuratura szybko zakończyła śledztwo w sprawie homofobicznego rozboju w miejskim autobusie. Sąd potwierdził, że kibole Lecha Poznań już na przystanku zwrócili uwagę na mężczyznę w koszulce z tęczowym paskiem. Zaatakowali go, gdy tylko autobus ruszył. Byli głośni, agresywni i wulgarni.
Według sądu doprowadzili pokrzywdzonego do stanu bezbronności poprzez kierowanie gróźb pozbawienia zdrowia i życiu oraz zamarkowanie uderzenia pięścią. Ukradli też koszulkę i zegarek.
Sąd uznał ten rozbój za czyn chuligański: popełniony publicznie, z oczywiście błahego powodu, dowodzący rażący lekceważenia porządku prawnego. Taka kwalifikacja wpływa na zaostrzenie kary.
Marcin Olejnik-Rutka najpierw nie przyznał się do winy. Twierdził, że bronił pokrzywdzonego przed atakiem innego mężczyzny. Zmienił zdanie, gdy okazało się, że rozbój zarejestrowała kamera monitoringu w miejskim autobusie.
W sądzie tłumaczył, że nie myślał racjonalnie. Zdenerwował się, bo pokrzywdzony miał porównać rocznicę Poznańskiego Czerwca 1956 roku do marszu równości. Potwierdził, że złapał go za koszulkę i szarpnął, bo chciał go zmusić do opuszczenia autobusu. Przekonywał, że nie chciał jej zabrać. Sąd w te wyjaśnienia nie uwierzył.
Przemysław Müller twierdził, że nie pamięta zdarzenia. Tłumaczył, że gdy się zdenerwuje, wpada w amok. Pamiętał jedynie, że gdy pokrzywdzony zaczął zdejmować koszulkę, zerwał ją z niego. Nie pamiętał, co z nią później zrobił. Twierdził też, że nie wie, jak zegarek pokrzywdzonego znalazł się w jego kieszeni. Zorientował się, że go ma, gdy wrócił do domu.
Sąd stwierdził, że wszyscy napastnicy dobrze się znali, a po pobiciu pokrzywdzonego byli w bardzo dobrych humorach. Rozmawiali ze sobą i się śmiali.
Za rozbój sąd skazał Marcina Olejnika-Rutkę na trzy i pół roku więzienia, a Przemysława Müllera – na trzy lata.
Dawid Malinowski, który nie uczestniczył w rozboju, dostał rok i cztery miesiące więzienia za uderzenie pokrzywdzonego w głowę i kierowanie gróźb.
„Takie przestępstwa stanowią poważne zagrożenie, cechują się wysokim stopniem społecznej szkodliwości” stwierdził sąd w uzasadnieniu wyroku.
Dodał, że tylko odpowiednio surowe potraktowanie sprawców zadośćuczyni społecznemu poczuciu sprawiedliwości.
Obrońcy oskarżonych zaskarżyli wyrok. Przekonywali, że sąd powinien nadzwyczajnie złagodzić kary, bo rozbój był wypadkiem mniejszej wagi.
Więcej w Wyborczej
STOWARZYSZENIE
OTWARTA RZECZPOSPOLITA
Biuro czynne dla interesantów:
poniedziałek-piątek: 10.00 - 14.00
Chcesz być na bieżąco?