Monitoring

III Marsz Równości przeszedł ulicami Sanoka pod hasłem „Łączy nas miłość, łączy nas Sanok”

2024/09/15

Sanok stał się miejscem barwnego wydarzenia, jakim był III Marsz Równości. Mimo niesprzyjającej pogody rano, na czas marszu deszcz jakby celowo ustąpił, dając uczestnikom trzy godziny suchej aury. Pod hasłem „Łączy nas miłość, łączy nas Sanok” maszerowali zwolennicy równości, tolerancji i walki o prawa mniejszości.

Organizatorzy wydarzenia przypomnieli o swojej walce o równość i przedstawili szereg postulatów, które uznają za kluczowe dla stworzenia bardziej sprawiedliwego i otwartego społeczeństwa. Wśród nich znalazły się m.in. postulaty dotyczące:

  • Ochrony przed dyskryminacją – Żądanie wprowadzenia aktywnej polityki antydyskryminacyjnej wobec wszystkich mniejszości.
  • Praw osób transpłciowych – Organizatorzy domagają się uproszczenia procesu potwierdzenia płci w dokumentach bez zbędnych procesów sądowych.
  • Wzmocnienia ochrony przed mową nienawiści – W postulatach pojawił się apel o regulacje prawne chroniące osoby LGBTQ+ przed przestępstwami z nienawiści.
  • Równości małżeńskiej – Żądanie wprowadzenia równości małżeńskiej z prawem do adopcji oraz regulacji dotyczących związków partnerskich.
  • Przestrzeni publicznej bez barier – Organizatorzy zwrócili uwagę na konieczność inkluzywnej przestrzeni miejskiej dla wszystkich, w tym osób z niepełnosprawnościami, rodziców z dziećmi i seniorów.
  • Przyjaznej polityki dla uchodźców – Apel o skrócenie procedur wizowych i poprawienie warunków dla osób ubiegających się o azyl.

Wspieranie społeczności LGBTQ+ to nie tylko kwestia solidarności, ale także obrona podstawowych praw człowieka – prawa do równości, miłości, akceptacji i życia bez dyskryminacji. W Polsce, gdzie osoby LGBTQ+ wciąż spotykają się z nietolerancją, ważne jest, aby ich głos był słyszalny. Obecność na marszach równości pokazuje, że nie są same, że mają wsparcie i że razem możemy budować społeczeństwo oparte na wzajemnym szacunku i otwartości. Widoczność osób LGBTQ+ i ich sojuszników to potężne narzędzie w walce z uprzedzeniami i stygmatyzacją.

Źródło: korsosanockie.pl

„To nie jest oskarżenie”. Joanna Talewicz o sytuacji Romów w Polsce

2024/09/11

— Dzieci trzeba edukować tak, żeby konflikty w najmłodszych klasach nie łamały ich życia. Nie niszczyły poczucia własnej wartości. To ma ogromny wpływ na dalszą drogę takiego dziecka, często na niższą samoocenę, brak pewności siebie, a nawet niechęć do nawiązywania kontaktów społecznych czy depresję — mówi w rozmowie z Onetem Joanna Talewicz. Założycielka Fundacji W Stronę Dialogu od lat walczy o zmianę, m.in. tego, jak w Polsce odbierane są Romki i Romowie. Od tego roku będzie robić to w ramach powołanego przez Ministerstwa Edukacji Narodowej Zespołu do spraw Integracji Edukacyjnej Dzieci będących Obywatelami Ukrainy.

Aniela Bocheńska: Jest pani jedną z ekspertek w nowopowołanym Zespole do spraw Integracji Edukacyjnej Dzieci będących Obywatelami Ukrainy powołanym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Jednocześnie od dawna zajmuje się pani aktywistyczną pomocą osobom romskiego pochodzenia. W jaki sposób to się łączy?

Joanna Talewicz, prezeska Fundacji W Stronę Dialogu: W tym roku Ministerstwo Edukacji Narodowej podjęło działania, które mają wesprzeć nie tylko rodziców i dzieci uchodźcze, ale też polską szkołę.

Do tej pory w Polsce nie było odpowiedzi na społeczną różnorodność w postaci programów wspierających nauczycieli i nauczycielki, którzy potrzebują narzędzi pozwalających im pracować w wielokulturowym środowisku szkolnym.

My wykorzystujemy ten moment, bo wreszcie mamy w MEN-ie partnerów do zmiany. Ministra Joanna Mucha zajmuje się integracją dzieci uchodźczych. Ona jest pierwszą osobą w polskim rządzie, która usłyszała nasze komunikaty, prośby i postulaty. Czujemy, że skupia się na rozwiązaniach, korzysta z naszych doświadczeń i ekspertyzy. Stworzyliśmy wspólnie z MEN kampanię informacyjną skierowaną do rodziców romskich, która dotyczyła obowiązku edukacyjnego dzieci i młodzieży w wieku szkolnym.

W szkołach będzie więcej asystentów i asystentek międzykulturowych. W tym romskich. Naszym celem jest wyszkolenie wyspecjalizowanej kadry, która będzie w tych szkołach pracować. Nad tym pracujemy wspólnie z innymi organizacjami pozarządowymi i oczywiście z MEN-em.

Na stronie Ministerstwa przeczytałam, że jednym z waszych celów jest „dzielenie się dobrymi praktykami”. Czym one są? Na czym ma polegać dobra inkluzja?

Chodzi o podejście edukacyjne, którego celem jest zapewnienie każdemu uczniowi i uczennicy, bez względu na jego zdolności, pochodzenie, stan zdrowia czy inne cechy, równego dostępu do nauki oraz pełnego uczestnictwa w życiu szkolnym. Oznacza to, że szkoły starają się dostosować program nauczania, metody pracy, a także środowisko edukacyjne, do potrzeb wszystkich uczniów i uczennic.

Korzystanie z dobrych praktyk polega na wykorzystaniu doświadczeń, wiedzy i ekspertyzy organizacji społecznych w tym naszej. Ważne w tym wszystkim jest zrozumienie i wsłuchanie się w głos społeczności, do której adresowane są dane działania.

Chodzi o to, żeby włączyć te osoby w ich współtworzenie, bo to oni dostarczą nam wiedzy o tym, co się nie sprawdziło i co może mieć korzystny wpływ na sytuację np. dzieci romskich i ich rodziców.

Cały wywiad w Onecie

5. Polsko-Niemiecki Marsz Równości w Słubicach i Frankfurcie nad Odrą

2024/09/10

Już po raz piąty ulicami Słubic i Frankfurtu nad Odrą przejdzie Polsko-Niemiecki Marsz Równości. Tym razem wydarzeniu będzie przyświecać hasło „Razem na rzecz różnorodności i tolerancji”.

Organizatorem wydarzenia są mieszkańcy i mieszkanki obu miast, skupieni wokół grupy Słubice-Frankfurt PRIDE, która powstała w 2020 roku. – Pod hasłem „High Five!” manifestujemy z całą siłą na rzecz społeczności LGBTQIA+ i współpracy transgranicznej między Niemcami a Polską – zapowiadają.

Jak sami przekonują, ich marsz jest symbolem przyjaźni i współpracy między miastami. – W czasach, gdy dyskryminacja i nietolerancja ponownie rosną w siłę, tym ważniejsze jest, aby wspólnie, głośno i wyraźnie bronić praw wszystkich ludzi – podkreślają w zapowiedzi wydarzenia.

Marsz odbędzie się 14 września. Początek tradycyjnie zaplanowano po polskiej stronie. Uczestnicy spotkają się o godz. 12:00 na pl. Bohaterów i stamtąd ruszą przez most graniczny w stronę Frankfurtu nad Odrą. Demonstracja zakończy się na terenie placu Mostowego, podczas odbywające się tam tego dnia Festiwalu Różnorodności.

W trakcie marszu i zaplanowanych przemówień organizatorzy zapowiadają poruszenia kilku ważnych dla nich tematów, m.in. ustawy o związkach partnerskich w Polsce, zbliżających się wyborach krajowych w Brandenburgii oraz prawie do decydowania o własnym ciele.

Źródło: slubice24.pl

Irakijczycy, wypchnięci 3 września na Białoruś na przejściu w Terespolu, zostali wpuszczeni do Polski

2024/09/10

Pochodząca z Iraku rodzina z czwórką dzieci, w tym z nastolatkiem z niepełnosprawnością, po raz drugi pojawiła się na przejściu granicznym w Terespolu z wnioskami o udzielenie ochrony międzynarodowej w Polsce. Tym razem Irakijczykom udało się złożyć wniosek. Zostali wpuszczeni do Polski.

Wpuszczenie do Polski nie jest równoznaczne z tym, że otrzymają status uchodźcy i będą mogli tu się osiedlić. Trafią oni do ośrodka dla cudzoziemców i będą oczekiwać, aż Urząd ds. Cudzoziemców rozpatrzy wniosek. Problemem było to, że 3 września Straż Graniczna na przejściu w Terespolu odmówiła przyjęcia wniosku o ochronę międzynarodową – czego nie ma prawa zrobić – i zmusiła Irakijczyków do powrotu na Białoruś.

Czteroosobowa rodzina z rejonu Basry w południowym Iraku uciekła po tym, gdy w walkach klanowych zginęło kilkoro ich bliskich. Początkowo ukrywali się w Bagdadzie. Gdy tam zaczęli dostawać groźby śmierci, zdecydowali się na lot do Rosji, a stamtąd na Białoruś. Tu bezskutecznie ubiegali się ochronę międzynarodową. Gdy to zawiodło, postarali się o wizę wyjazdową z Białorusi i udali się na przejście graniczne w Terespolu. Trzymali w dłoniach kartkę z napisem, że proszą o ochronę międzynarodową. Jak wynika z relacji rodziny, którą podali Małgorzacie Rycharskiej z inicjatywy Hope&Humanity Poland, Straż Graniczna nie pozwoliła Irakijczykom nawet wyjść z samochodu i złożyć wyjaśnienia.

– Cudzoziemcy nie zadeklarowali chęci złożenia wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. W związku z tym pouczono ich o obowiązku niezwłocznego opuszczenia terytorium kraju. Nie jest prawdą, jakoby „zostali wyrzuceni” – tłumaczył następnego dnia kpt. Dariusz Sienicki, rzecznik prasowy Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej.

Jak wyjaśnił Dariusz Sienicki, funkcjonariusze Straży Granicznej, prowadząc działania w zakresie kontroli ruchu granicznego, sprawdzają, czy osoby, które chcą przekroczyć granicę RP, są do tego uprawnione. Nie tylko sprawdzają dokumenty przedstawione do kontroli, ale weryfikują też celu wjazdu i pobytu cudzoziemca w Polsce. Wnioski o udzielenie ochrony na terytorium Polski są przyjmowane od cudzoziemców, którzy jasno deklarują i wyrażają chęć złożenia takiego wniosku.

Nie jest jednak jasne, czemu duża kartka z prośbą o ochronę międzynarodową nie została uznana za jasną deklarację złożenia wniosku o tę ochronę, podobnie jak dokumenty dostarczone do placówki SG przez pełnomocniczkę rodziny.

Więcej w oko.press

Hanna Gronkiewicz-Waltz i Jerzy Owsiak triumfują. Jest wyrok za „Plastusie” w TVP

2024/09/09

Warszawski sąd skazał osoby odpowiedzialne za wyemitowanie w Telewizji Polskiej „Plastusiów”, czyli animacji uderzającej w szefa WOŚP Jerzego Owsiaka oraz byłą prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz. Michał Rachoń, Krystian Krawiel oraz Barbara Piela usłyszeli wyrok pięciu miesięcy prac społecznych w wymiarze 20 godzin miesięcznie i zostali zobowiązani do wpłacenia 25 tys. zł na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Wyrok nie jest prawomocny.

„Pamiętacie zły film, gdzie ja, Jurek Owsiak, i Hanna Gronkiewicz-Waltz, ulepieni z plasteliny, kradliśmy pieniądze ze zbiórki Fundacji? Autorami przedsięwzięcia byli Michał Rachoń, Krystian Krawiel i Barbara Piela. Cała trójka została dzisiaj skazana wyrokiem sądu” — poinformował w piątek szef WOŚP Jerzy Owsiak na Facebooku.

Chodzi o satyryczną animację z plastelinowymi figurkami, wyemitowaną przez Telewizję Polską w programie „Minęła 20” w styczniu 2019 r., na trzy dni przed finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Ówczesny pracownik TVP (obecnie w Telewizji Republika) Michał Rachoń prowadził program, a jego wydawcą był Krystian Krawiel. Animację stworzyła Barbara Piela. Prywatny akt oskarżenia złożyła w tej sprawie była prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Każde z trojga oskarżonych zostało skazane na pięć miesięcy prac społecznych po 20 godzin miesięcznie oraz nawiązkę na rzecz WOŚP w wysokości 25 tys. zł. „Emitując materiał animowany, dopuścili się przestępstwa zniesławienia na szkodę osoby pokrzywdzonej. Czyn ten sprowadzał się do przedstawienia oskarżycielki jako kradnącej, zagrabiającej pieniądze zebrane w wyniku publicznej zbiórki pieniędzy, konkretnie w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy” — czytamy w uzasadnieniu. Wyrok nie jest prawomocny.

Więcej w Onecie

„Homoseksualiści nie pójdą do nieba”. Około 5 tys. osób na Marszu Równości w Katowicach. I grupa protestujących

2024/09/08

Przez Katowice przeszedł kolorowy i roztańczony Marsz Równości. Uczestniczyło w nim około 5 tys. osób. „Domagamy się zapowiadanej ustawy o związkach partnerskich. I mówimy teraz dość! Mamy dość czekania” – mówili organizatorzy. Zjawiła się także grupa protestujących.

Z Parku Powstańców Śląskich w sobotę po południu wyruszył 8. Marsz Równości w Katowicach. Po raz pierwszy marsz zyskał patronat honorowy prezydenta miasta, Marcin Krupy. Ze sceny do zgromadzonych przemówił jednak nie on, a wiceprezydent Katowic, Jarosław Makowski.

– Wiele rzeczy udało się do tej pory zrobić, ale nie będziemy zadowoleni, dopóki nawet jedna osoba będzie wykluczana przez to, jaka jest, przez swoją orientację seksualną, przez swoje poglądy. Równe prawa dla wszystkich i stop mowie nienawiści! – mówił Jarosław Makowski.

Na scenie jak co roku pojawił się też burmistrz Kolonii, Andreas Wolter, który od kilku lat odwiedza Katowice właśnie ze względu na marsz. – Czekam jednak na ten moment, kiedy na tej scenie stanę ramię w ramię z prezydentem Marcinem Krupą. Panie prezydencie, niech nadejdzie ten moment – apelował. 

Przemysław Walas, prezes stowarzyszenia Tęczówka (głównego organizatora Marszu Równości) podziękował wszystkim za przybycie, ale podkreślił, że prawa człowieka wciąż w Polsce nie są przestrzegane. – Czekamy już 20 lat. Domagamy się zapowiadanej ustawy o związkach partnerskich. I mówimy teraz dość! Mamy dość czekania – mówił. 

Zwrócił się też do grupy protestujących, którzy, mimo że oddzieleni od uczestników marszu kordonem policji, wystawili swoje plakaty antyaborcyjne oraz informujące o tym, że homoseksualiści nie pójdą do nieba. Mieli też transparenty z wizerunkiem dwóch kobiet i dziecka i podpisem: dwie lesbijki zabiły pięciolatka. Grupa osób modliła się też na różańcu, jak mówili, w przebłaganiu za dewiacje i za masonów.

Więcej w Wyborczej

Izrael zrównany z nazistami na zdjęciach z łódzkiego getta. 'Nowe oblicze antysemityzmu’

2024/09/05

Fotografie upamiętniające ofiary Holocaustu umieszczono na Starym Rynku w związku z 80. rocznicą likwidacji łódzkiego getta. Na jednej z instalacji ktoś umieścił naklejkę z napisem: „Izrael jest nazistowskim państwem”.

– To jest po prostu haniebne. Brakuje słów, aby to opisać – komentuje dr Adam Sitarek, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego.

Wystawa „Nieobecni. Getto łódzkie 1940-1944″, której otwarcie zainaugurowało obchody 80. rocznicy likwidacji łódzkiego getta, miała na celu upamiętnienie ofiar Holocaustu poprzez wielkoformatowe fotografie jego mieszkańców, wyeksponowane w przestrzeni Starego Rynku w Łodzi.

Na jednej z instalacji, która przedstawia m.in. mapę łódzkiego getta, ktoś umieścił naklejkę z napisem: „Izrael jest nazistowskim państwem”. Naklejka nie powstała spontanicznie, lecz wydrukowana, co może sugerować, że jest ich więcej. I mogą się pojawić w jeszcze innych miejscach w Łodzi. Pod drukiem, już długopisem narysowano, gwiazdę Dawida i zrównano ją z nazistowską swastyką.

Pan Jarosław, przechadzający się w okolicy z psem, nie dowierza w pierwszej chwili, gdy pytam go o naklejkę. – Szczeniactwo, jeszcze bez znajomości historii. Albo po prostu skończony kretyn. Innego rozwiązania nie widzę – mówi krótko.

– To, co się dzieje w Palestynie, jest okropne i rzeczywiście wymaga potępienia – zauważa łodzianka Barbara, którą również spotykam na Starym Rynku. – Jednakże rząd Izraela a ofiary Holocaustu to dwie różne opowieści, których nie powinno się mieszać. Moim zdaniem zrobił to ktoś, komu brakuje wiedzy i świadomości.

– Najbardziej przerażające jest dla mnie to, że na zdjęciach z getta łódzkiego – niejako na żydowskich grobach i miejscu pamięci tragedii – gwiazdę Dawida zrównywano ze swastyką – mówi dr Sitarek.

Według niego wcale nie chodzi tu o konflikt izraelsko-palestyński. – Stał się on raczej kamuflażem dla ukrytego antysemityzmu, który teraz po prostu jest łatwiej wyrażać. Bo, oczywiście, można nie zgadzać się z polityką Izraela i we współczesnym świecie mamy mnóstwo możliwości na eksponowanie tej niezgody – tłumaczy. – Ale umieszczanie z premedytacją takiego symbolu, który zrównuje Izrael z nazistami, na wystawie poświęconej rocznicy likwidacji łódzkiego getta, gdzie są zdjęcia ofiar Holocaustu, to nie jest żadna krytyka rządu Izraela. To kolejna forma antysemityzmu, z którą zmagamy się od końca XIX wieku, a która przybiera różne formy. Zawsze bowiem szukano pretekstu, aby usprawiedliwiać swoją nienawiść do Żydów: najpierw Protokoły Mędrców Syjonu, potem proces Bejlisa, dyskusja o Jedwabnym, itd. Teraz wykorzystuje się konflikt na Bliskim Wschodzie jako iskrę wyzwalającą dawne, lecz cały czas obecne w społeczeństwach na całym świecie, sentymenty antysemickie.

Więcej w Wyborczej

Policja weszła do domu Roberta Bąkiewicza. Chodzi o przestępstwa na Marszu Niepodległości

2024/09/04

Wśrodę 4 września rano policja weszła do domu Roberta Bąkiewicza. „Robią Rewizję” – poinformował nacjonalista. Przeszukanie zleciła Prokuratura Okręgowa na Pradze w Warszawie.

„Policja weszła do mnie do domu i robią rewizję” – w środę przed godz. 8 rano taki komunikat pojawił się na platformie X, prowadzonej przez Roberta Bąkiewicza. 

Wyborcza dowiedziała się, że przeszukanie lidera Marszu Niepodległości zleciła Prokuratura Okręgowa Warszawa Praga. – To wznowione śledztwo, które dotyczy gróźb karalnych oraz haseł, które były wykrzykiwane przez uczestników i organizatorów Marszu Niepodległości, który odbywał się 11 listopada 2018 w Warszawie – mówi Norbert Wolińskim, rzecznik prokuratury na warszawskiej Pradze.

Przeszukanie zostało wykonane w ramach śledztwa. – W toku postępowania ujawniono nagranie, na którym jeden z uczestników marszu kieruje groźbę karalną wobec innych osób. Zachowania tej osoby wskazują, na to, że należała ona do straży marszu niepodległości. Wizerunek tej osoby okazano świadkom i przewodniczącemu organizacji, jednak oni zeznali, że nie rozpoznają sprawcy. Nie udostępniono nam listy członków straży marszu. Zeznano, że stowarzyszenie nie gromadziło danych na temat członków straży – tłumaczy prokurator. 

Marsz równości w Toruniu. Na ulice wyszło kilkaset osób

2024/09/01

„Gorzko, gorzko” – pod takim hasłem odbył się w sobotę w Toruniu „Marsz równości”. Uczestnicy przeszli z Bulwaru Filadelfijskiego przez centrum miasta, promując równość i prawa osób LGBT. Było głośno i kolorowo. Kilkaset osób przemaszerowało ulicami Torunia, aby promować równość i wolność osób LGBT. 

Walczymy o to, aby w końcu została wprowadzona czy to równość małżeńska, czy związki małżeńskie, czy ułatwienie procesu korekty płci – mówił Mateusz Orzechowski, z Młodej Lewicy, współorganizator marszu.

W trakcie marszu odbyła się także kontrmanifestacja. Nad spokojnym przebiegiem zgromadzenia czuwały jednak patrole policji.

Źródło: TVP Bydgoszcz

„Idziemy, bo możemy! To też nasze miasto”. Przez Częstochowę przeszedł VI Marsz Równości

2024/09/01

Choć poseł KO Marcin Józefaciuk liczył na spotkanie z lewicowym prezydentem Częstochowy, to na sobotnim Marszu Równości do tego nie nie doszło. Kolorowemu, rozśpiewanemu i roztańczonemu marszowi towarzyszyły nienawistne hasła kiboli oraz modlitwy obrońców życia i Jasnej Góry.

Szósty raz ulicami Częstochowy przeszedł Marsz Równości. W tym roku termin wydarzenia zbiegł się z dożynkami na Jasnej Górze i wystawą rolniczą.

Organizatorzy marszu po raz pierwszy wystąpili do prezydenta miasta o honorowy patronat, ale otrzymali odpowiedź odmowną.

W marszu uczestniczyła Agata Wierny, pełnomocniczka Prezydenta Miasta Częstochowy ds. równych szans. To ona realizuje politykę samorządową w zakresie równego traktowania, w tym przeciwdziałania dyskryminacji, w szczególności ze względu na płeć, pochodzenie etniczne i narodowe, wiek, orientację seksualną, wyznanie lub bezwyznaniowość i światopogląd.

Pełnomocniczka zajmuje się również promowaniem, upowszechnianiem i propagowaniem zasad równego traktowania. Do jej obowiązków należy m.in. opracowywanie, we współpracy z wydziałami Urzędu Miasta Częstochowy oraz miejskimi jednostkami organizacyjnymi, strategii działań samorządu na rzecz równego traktowania.

– Jestem tu, bo Częstochowa jest specyficznym miastem. Chcemy pokazać, że każdy ma prawo tu mieszkać bez strachu – mówił łódzki poseł Marcin Józefaciuk, który objął patronatem częstochowski marsz. Wcześniej liczył, że prezydent Krzysztof Matyjaszczyk przyjdzie choć na chwilę i się przywita.

– Marsz równości w Częstochowie jest dla osób pragnących Polski otwartej i tolerancyjnej, wolnej od mowy nienawiści, ksenofobii, rasizmu, homofobii, Polski równości płci. Polski szanującej polskie kobiety. Polski dbającej o dzieci wymagające wsparcia. Polski szanującej prawa pacjenta i dającej wsparcie rodzinom z osobami niepełnosprawnymi. Polski z dostępem do edukacji seksualnej neutralnej światopoglądowo. Polski dla obywateli – równych wobec siebie – wyliczała Jolanta Urbańska, prezeska Stowarzyszenia Demokratyczna RP, odpowiedzialna za marsz w Częstochowie.

Więcej w częstochowskiej Wyborczej

Zrzutka.pl zablokowała zbiórkę pieniędzy dla neonazistów z Poznania. „Naruszenie regulaminu”

2024/09/01

Według opisu zbiórki neonaziści chcieli jedynie dialogu z „czerwoną władzą samorządową”, ściga ich skorumpowana prokuratura, a dziennikarz „Wyborczej” jest „czerwonym robakiem”.

Takie stwierdzenia znalazły się w opisie internetowej zbiórki pieniędzy na popularnym portalu Zrzutka.pl. Autor pisał o „nadmuchanej nagonce czerwonych mediów” na przedstawicieli Zjednoczenia Nacjonalistów Ojczyzny Polskiej. To samozwańcza organizacja Tomasza Kusiaka, 49-letniego neonazisty z Poznania. Nie ma po niej śladu w rejestrze stowarzyszeń.

Na początku sierpnia Tomasz Kusiak zignorował wydany przez urząd miasta zakaz zgromadzenia i przeprowadził przez centrum Poznania neonazistowski marsz. Razem z nim szło sześciu mężczyzn. Z głośników odtwarzali piosenkę neonazistowskiej kapeli Konkwista 88 o „jednym wodzu”, czyli Adolfie Hitlerze.

Dwa tygodnie później Kusiak w identycznym stroju przyszedł do urzędu miasta. Umówił się na rozmowę z Patrykiem Pawełczakiem, dyrektorem gabinetu prezydenta Poznania. Chciał się dowiedzieć, dlaczego prezydent Jaśkowiak nie objął honorowym patronatem neonazistowskiego zgromadzenia.

Do rozmowy nie doszło – dyrektor Pawełczak zawiadomił prokuraturę o propagowaniu neonazizmu i nienawiści na tle rasowym.

Kilka dni później na portalu Zrzutka.pl pojawiła się zbiórka dla neonazistów z Poznania. Z opisu wynikało, że założyła ją kobieta o nazwisku Kusiak, a zebrane pieniądze mają pójść na opłacenie prawnika. Neonaziści czują się pomówieni nazywaniem ich neonazistami i chcą podjąć kroki prawne. 

W opisie zbiórki znalazła się informacja o „nagonce nakręconej przez czerwonego robaka o nazwisku Żytnicki z Gazety Wyborczej, (…), od wielu lat opłacanego ze smarowania artykułów na zlecenie”. 

Według opisu neonaziści przyszli do urzędu miasta „w dobrej wierze dialogu z czerwoną władzą samorządową”. Byli nastawieni pokojowo, zostali niesłusznie pomówieni o neonazizm i rasizm.

„Skorumpowana poznańska prokuratura pod naciskami czerwonych robaków, na ich zlecenie usilnie szuka kwalifikacji karnej na postawienie zarzutów przedstawicielom ZNOP” – taki zarzut znalazł się w opisie zbiórki.

Więcej w Wyborczej

Raport o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej: „Działania Łukaszenki kierowane nie tylko przeciwko Polsce, ale przeciw UE”

2024/09/01

32 martwe osoby zostały odnalezione od lata 2021 roku na pograniczu polsko-białoruskim. Czym są wymuszone zaginięcia i dlaczego znikają migranci? Raport opublikowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka i przedstawiła rekomendacje, aby mu przeciwdziałać.

Analiza ta („Zaginieni na granicy polsko – białoruskiej. Pushbacki jako czynnik wymuszonych zaginięć”) zawiera wyniki rocznych badań oraz rekomendacje zmian koniecznych, aby w Polsce nie dochodziło do kolejnych zaginięć ludzi w drodze na pograniczu polsko – białoruskim, a także ich śmierci.

Raport stworzyli i stworzyły współpracujący z HFPC: profesorka prawa Grażyna Baranowska, prawnik Marcin Sośniak, socjolożki Katarzyna Czarnota i Olga Wanicka oraz adwokat Marcin Czachor.

Powstał on w sytuacji, kiedy obecnie w Polsce trwają prace nad nową polityką migracyjną oraz zapowiadana jest ratyfikacja Konwencji ONZ ds. wymuszonych zaginięć. W wyniku weryfikacji 374 informacji o zaginionych migrantkach i migrantach w związku z trwającym na granicy polsko – białoruskiej od trzech lat kryzysem humanitarnym, HFPC ustaliła, że w okresie od lata 2021 do 30 czerwca 2024 r.:

– 133 osoby zostały tu odnalezione żywe,

– 32 martwe,

– w przypadku 151 nie udało się potwierdzić aktualnego statusu,

– 32 osoby są uznane za „aktywnie zaginione”,

– 11 rodzin zdecydowało się na skorzystanie z darmowej opieki prawnej HFPC.

Osoby, których potwierdzono zaginięcie to obywatele Syrii, Kamerunu, Indii, Somalii i Afganistanu. Zgodnie z definicją wymuszonym zaginięciem jest „każda forma pozbawienia człowieka wolności, dokonana przez przedstawicieli państwa albo przez osoby działające z upoważnienia lub za zgodą państwa”. Drugim elementem wymuszonego zaginięcia jest „ukrywanie przez państwo informacji o losie i miejscu pobytu tej osoby”.

Autorki i autorzy raportu „analizują rolę i potencjalną odpowiedzialność funkcjonariuszy państwa, oraz konieczność wprowadzenia zmian, by Polska nie stała się (podobnie jak Białoruś i Rosja) krajem, w którym bez śladu giną ludzie”.

Więcej w Wyborczej

Proces przeciwko niemieckiemu pastorowi ewangelickiemu zakończony: 5 tysięcy euro na rzecz queerowego stowarzyszenia

2024/08/30

Postępowanie sądowe przeciwko pastorowi z Bremy oskarżonemu o mowę nienawiści zostało zakończone po jego przeprosinach i zobowiązaniu do zapłacenia 5 tysięcy euro na rzecz queerowej organizacji. Czy to wystarczy, by zamknąć sprawę?

W środę przed Bremer Landgericht zakończyło się postępowanie sądowe przeciwko Olafowi Latzelowi, pastorowi z Bremy oskarżonemu o szerzenie mowy nienawiści wobec osób LGBTQ+. Proces, który trwał kilka lat, zakończył się po tym, jak Latzel zgodził się na warunki ugody – przeprosił i zobowiązał się do wpłacenia 5 tysięcy euro na rzecz lokalnej organizacji queerowej „Rat&Tat-Zentrum für queeres Leben”.

Latzel, znany z kontrowersyjnych wypowiedzi, podczas jednego z seminariów w 2019 roku określił „gejowską aktywność” jako „grzech godny śmierci” i mówił o „diabelskim lobby homoseksualnym”. Jego wypowiedzi spotkały się z ostrą krytyką i doprowadziły do wszczęcia postępowania o znieważenie osób homoseksualnych.

Pierwszy wyrok zapadł w 2020 roku, kiedy to Sąd Rejonowy w Bremie uznał Latzela za winnego i skazał go na grzywnę w wysokości 8.100 euro. Pastor odwołał się od wyroku, argumentując, że jego wypowiedzi były objęte wolnością religii i słowa. W 2022 roku Sąd Krajowy w Bremie uniewinnił Latzela, jednak po odwołaniu prokuratury, Hanseatycki Sąd Apelacyjny nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy, podkreślając, że tam, gdzie w grę wchodzi godność ludzka, wolność religii ma swoje granice.

Decyzja o zakończeniu postępowania wywołała mieszane reakcje. Santos Blume z queerowego stowarzyszenia Queerlobby zwrócił uwagę, że Latzel w swojej „przeprosinowej” mowie użył obraźliwego terminu „Gendermenschen”, co zdaniem Blume’a nie jest szczerym wyrazem skruchy. Ponadto, Blume podkreślił, że brak prawomocnego wyroku utrudni kościelne postępowanie dyscyplinarne przeciwko Latzelowi, które zostało zawieszone do momentu zakończenia procesu sądowego.

Sprawa niemieckiego pastora stała się symbolem rosnącej polaryzacji w społeczeństwie i połączenia sił różnych konserwatywnych i queerofobicznych grup wspierających Latzela. Na poprzednich rozprawach obecni byli zarówno przedstawiciele ruchów narodowych, jak i islamskich grup ekstremistycznych.

Źródło: queer.pl

„Jest niezauważalny, ale widać, o co chodzi”. Wójt dostrzegł na muralu „podprogowy znak”

2024/08/30

Dyrektorka Gminnego Ośrodka Kultury w podlaskiej Czeremsze jest atakowana ksenofobicznymi, często wulgarnymi komentarzami: „Ty antypolska suko!”, „Ty k.. weź ich do siebie”. Ich autorom przeszkadza mural o wydźwięku społecznym.

Mural znajduje się na ścianie tutejszego ośrodka kultury. Za dwójką dzieciaków z irańskiej rodziny uchodźczej, która znalazła schronienie w Czeremsze (położonej nieopodal granicy z Białorusią), a które brały udział w malowaniu muralu, dzieci z Czeremchy wykrzykują: „Ciapaci!”. Ogródek przy domu tej rodziny został zdewastowany.

Pieczę nad powstawaniem wielokulturowego muralu na ścianie budynku GOK w Czeremsze sprawowała dyrektorka tej instytucji Barbara Kuzub-Samosiuk, a artystycznie jego tworzenie koordynowała Joy z Poznania, to uznana na świecie autorka murali o wydźwięku społecznym.

Do współpracy zaproszono mieszkańców i mieszkanki Czeremchy, w tym – za zgodą rodziców – dzieci uczestniczące w półkoloniach organizowanych przez GOK. W sumie pod muralem widnieje około 20 podpisów autorów.

Praca propaguje szacunek i tolerancję wobec ludzi o innym niż biały kolorze skóry, osób innych narodowości, wyznań czy orientacji seksualnej. Nawiązywać ma też do trwającego na granicy od trzech lat kryzysu migracyjnego, a w związku z nim także humanitarnego.

Centralny plan obrazu stanowi „wielokulturowy stół z regionalnymi potrawami”, przy którym siedzą m.in. dwaj ciemnoskórzy mężczyźni oraz dziewczyna w tęczowej bluzce. W tle trzy osoby udzielają w lesie pomocy mężczyźnie, który niesiony jest na rękach. Poniżej kobieta w kamizelce z krzyżem (podobnym do logo PCK) opatruje rannemu nogę.

Na muralu pojawiła się też scena nawiązująca do obrazu Anny Grzymały z 2021 r. pt. „Zdejmij mundur, przeproś matkę” – to hasło było od czasu rządów PiS adresowane do agresywnie zachowujących się przedstawicieli służb mundurowych, nie tylko tych, którzy patrolowali granicę.

Jak już pisaliśmy, mural od początku wywołał oburzenie środowisk narodowych, w tym Inicjatywy Ochrony Mieszkańców Pogranicza, która organizuje „spontaniczne” patrole na granicy polsko-białoruskiej w poszukiwaniu uchodźców. Za inicjatywą stoi przede wszystkim Dawid Poleszuk, lider Narodowej Hajnówki. Przeciwko pojawieniu się tego obrazu w przestrzeni publicznej protestowali też przedstawiciele podlaskiej Konfederacji.

17 sierpnia oświadczenie w sprawie muralu wydał na Facebooku wójt Czeremchy Jerzy Wasiluk. Oznajmił:

W związku z powstaniem na ścianie GOK Czeremcha kontrowersyjnego muralu, który dzieli mieszkańców i wzbudza niepotrzebne negatywne emocje, informuję, że nie konsultowano ze mną treści umieszczonych na ww. muralu.

I dalej: „Jako Wójt Gminy Czeremcha zawsze wspierałem i wspieram służby mundurowe. Poczyniłem kroki w kwestii usunięcia wszystkich kontrowersyjnych treści z muralu. Sprawa zostanie poruszona na najbliższej Komisji i Sesji Rady Gminy. Dodatkowo informuję, że zawnioskowałem o stosowne wyjaśnienia od Dyrektora GOK odnośnie powstania muralu. GOK powinien łączyć lokalną społeczność nie dzielić, jak niestety się stało za sprawą muralu. Proszę o wyrozumiałość i trochę cierpliwości w kwestii wyjaśnienia całej sprawy”.

Więcej w Wyborczej

Student z Baku pobity do nieprzytomności przed sklepem w centrum Warszawy. Mówili: „Polska dla Polaków”

2024/08/29

„Je**any cza**uch” – krzyczeli do Rashada z Azerbejdżanu młodzi mężczyźni, którzy zaatakowali go na ulicy. To miał być miły ostatni weekend, jaki obcokrajowiec przed powrotem do ojczyzny spędził w stolicy.

Kiedy spotykamy się w kawiarni, Rashad Aliyev pije kawę lewą stroną ust. Prawą część wargi wciąż ma w szwach, a jego policzek jest opuchnięty i siny. Nie spodziewał się, że ostatni dzień pobytu w Warszawie – wyjeżdża w środę 28 sierpnia wieczorem – spędzi na rozmowie o tym, jak w polskiej stolicy został pobity.

Do Warszawy przyjechał z Baku, stolicy Azerbejdżanu. Dwa lata temu zaczął studia magisterskie z informatyki na Politechnice Warszawskiej. W czerwcu dostał dyplom, ale został w Polsce na wakacje.

W minioną sobotę, która miała być ostatnią przed powrotem do Azerbejdżanu, razem z kolegą z Ukrainy wyszli do miasta. Czas spędzili w Śródmieściu. Wieczór mijał w sympatycznej atmosferze. Do czasu. O tym, co dokładnie wydarzyło się potem, wiemy dzięki nagraniu z monitoringu. 

Niedługo po północy, Rashad i jego kolega weszli do całodobowego sklepu przy ul. Pięknej w Śródmieściu. Azer kupował wodę, Ukrainiec piwo. W środku było tłoczno. Przed dwójką obcokrajowców, zakupy robiła grupa młodych mężczyzn i kobieta. – Byłem odwrócony do nich plecami, gdy zaczęli między sobą wymieniać rasistowskie żarty na mój temat. Mówili „Polska dla Polaków”, a mnie nazywali „je*anym cza**uchem” – wspomina Rashad.

Napięcie w sklepie rosło. Jeden z młodych mężczyzn podszedł do Rashada i powiedział: „Chodź pod sklep cza**uchu, to się policzymy”. Polacy wyszli ze sklepu i w większej grupie, już 10-osobowej, czekali na obcokrajowców. Wszyscy byli ubrani w modne ubrania, niektórzy w koszulkach z logotypami drogich marek. Na nagraniu widać ich twarze – my je na potrzeby tej publikacji zamazaliśmy.

– Gdy płaciłem w sklepie, oni z zewnątrz machali do mnie rękami i krzyczeli „fuc**ng muslim” [je**any muzułmaninie – red.]. Dla mnie, jako ateisty, było to jeszcze bardziej absurdalne – wspomina nasz rozmówca.

Mimo tych zaczepek cały czas był dobrej myśli. Przez dwa lata pobytu w Polsce podobne groźby słyszał już wielokrotnie. I prawie zawsze kończyły się tylko na słowach. Dlatego nie ukrywał się w sklepie, nie szukał pomocy. Wyszedł na ulicę. W tym momencie Rashad zniknął z kadru, a młodzi Polacy poszli za nim.

– Jeden z nich zaatakował mnie od tyłu. Dostałem w głowę czymś twardym, ale nie potrafię powiedzieć, czy była to pięść, czy butelka. Upadłem na ziemię i chyba od razu straciłem przytomność. Zaczęli mnie bić rękoma i kopać – opowiada napadnięty Azer.

Jego kolega z Ukrainy nie był w stanie samodzielnie nic zrobić, stał jak sparaliżowany. Bandyci okładali Rashada przez około minutę. Najcięższe ciosy dostał w twarz, ucho, potylicę i ramię. Po wszystkim napastnicy odeszli, zostawiając swoją ofiarę na ziemi. Rannym mężczyzną zainteresował się przypadkowy przechodzień i sprzedawca z pobliskiego sklepu. Udało im się zatrzymać karetkę, która przejeżdżała akurat w okolicy.

Ratownicy zabrali Azera do szpitala MSWiA, gdzie lekarze zszyli mu wargę i ucho. – Głowa bolała mnie tak, że nie przespałem nawet minuty – wspomina.

Ze szpitala został wypisany rankiem następnego dnia. Od razu postanowił zawiadomić o napaści policję. Najpierw pojechał na komendę na Ursynowie, skąd został skierowany na ul. Wilczą, czyli do komendy, która obejmuje okolicę, gdzie doszło do ataku. – W trakcie rozmowy policjant zapytał mnie, jak długo będę jeszcze w Polsce. Gdy powiedziałem, że wyjeżdżam za trzy dni, zasugerował, że jeśli złożę zawiadomienie o przestępstwie, powinienem zostać jeszcze przez miesiąc. W dobie internetu i maili, wydało mi się to całkowicie absurdalne – jeszcze dziś denerwuje się Rashad.

Wyszedł z komendy z postanowieniem znalezienia prawnika, który go w tej sprawie wspomoże. Ale koszty zatrudnienia adwokata go przerosły. Najniższa cena, jaką dostał w odwiedzanych kancelariach, to 2 tys. zł za towarzyszenie na komendzie i 10 tys. zł za dalsze pełnomocnictwo. Złożył więc zawiadomienie samodzielnie. Do nagrania z monitoringu dotarł sam.

Więcej w Wyborczej

„Żydzi na kasę” i „dusigrosze” na jarmarku w klasztorze w Wigrach. „To jakaś prowokacja”

2024/08/27

Magnesy z wizerunkiem Żydów „dusigroszy” od dawna sprzedawane są jako rodzaj amuletu lub talizmanu i powielają antysemicki stereotyp Żyda – wyzyskiwacza bogacącego się na innych. Teraz pojawiły się na jarmarku w pokamedulskim klasztorze w Wigrach.

O „prześmiewczych magnesach z wizerunkami Żydów na terenie pokamedulskiego klasztoru w podlaskich Wigrach (diecezja ełcka) poinformował Gazetę Wyborczą oburzony czytelnik, który odwiedził stragany rozstawione z okazji Jarmarku Kamedulskiego pod hasłem „Na styku kultur”. Imprezy została dofinansowana m.in. z programu „Niepodległa” Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz z budżetu samorządu województwa podlaskiego.

Na magnesach sprzedawanych w czasie jarmarku na jednym ze straganów widniały wizerunki Żydów z dopiskiem: „Żyd na kasę” oraz „Oby kasa w domu była i się nigdy nie skończyła. Żyda w domu trzeba mieć. On pieniędzy będzie strzec”. Pod spodem zaś napis: „Wigry”. Oferowano je po 12 zł, o złotówkę taniej niż magnesy z kolorowymi aniołkami i po samej cenie jak z żaglówkami.

Głównym organizatorem jarmarku była Fundacja Wigry Pro, która opiekuje się pokamedulskim zespołem klasztornym, od lat atrakcją wypoczynkowo-turystyczną Suwalszczyzny. To tutaj w czerwcu 1999 roku w czasie pielgrzymki do Polski wypoczywał papież Jan Paweł II.

Prezesem Fundacji Wigry Pro jest ks. Jacek Nogowski, proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w Wigrach. Zapytany przez „Wyborczą”, czy uważa za stosowane handlowanie takimi magnesami, i to na terenie pokamedulskiego klasztoru, ks. Nogowski odparł: – Pierwszy raz słyszę. Nie widziałem tych magnesów, trudno mi się do sprawy odnieść.

Odesłał nas do pracownika fundacji Dariusza Saweliewa, który bezpośrednio odpowiadał za organizację jarmarku, w tym za kontakty z właścicielami straganów. Także on stwierdził, że tych magnesów nie widział. Nie krył jednak zdziwienia.

– To na pewno nie była prowokacja, jakaś antyżydowska akcja – tłumaczył. – Kupcy, przesyłając zgłoszenia do udziału w jarmarku, nie musieli szczegółowo opisywać asortymentu jaki sprzedają. Jeden z nich poinformował, że będzie sprzedawał magnesy, ale do głowy mi nie przyszło, że właśnie z takimi wizerunkami i napisami. Chodziłem po straganach z koleżanką, ale nie zauważyliśmy tego kretyństwa.

Kiedy opisaliśmy, co znajduje się na magnesach, oznajmił:

– Jeszcze nigdy nie było na naszych wydarzeniach czegoś takiego, żeby ktoś robił takie profanacje. W przyszłości będziemy musieli zwrócić baczniejszą uwagę na to, co jest na takich straganach. Ustalę, kto takimi magnesami handlował, i na pewno już się one nie pojawią.

Więcej w Gazecie Wyborczej

Na przejściu w Terespolu rodzina z Afganistanu, cofnięta z granicy, znów legalnie wystąpi o ochronę w Polsce

2024/08/26

Afgańska rodzina z dwójką małych dzieci zamierza ponownie prosić we wtorek rano (27 sierpnia) na przejściu granicznym w Terespolu o ochronę międzynarodową w Polsce. Przed blisko tygodniem nie została wpuszczona przez Straż Graniczną i odesłana z powrotem na Białoruś.

– Mówili strażnikom granicznym, że proszą o ochronę. Dokumenty i pełnomocnictwa zostały wcześniej wysłane do Straży Granicznej w Terespolu z informacją, że taka rodzina pojawi się na przejściu – przypomina Małgorzata Rycharska z inicjatywy Hope&Humanity Poland, współpracująca z Podlaskim Ochotniczym Pogotowiem Humanitarnym (niosącym pomoc ludziom w drodze przy granicy polsko-białoruskiej).

Pomimo tego funkcjonariusze nie pozwolili im na złożenie wniosku i rodzina została cofnięta na Białoruś. Jak relacjonuje Rycharska, podczas próby dostania się do Polski funkcjonariusze SG mieli użyć wobec ojca i matki siły.

Ojciec rodziny – Nasir Khan Shirzad – przez 10 lat był policjantem pracującym dla rządu Afganistanu wspieranego przez NATO. Przywoływał ten fakt już przy pierwszej, legalnej próbie dostania się do Polski (historia ta znana jest SG): – Kiedy Talibowie najechali Afganistan i zaczęli zabijać żołnierzy i innych funkcjonariuszy poprzedniego rządu, musiałem się ukrywać. Opuściłem nasz kraj z żoną Momeną Raoufi i dziećmi, dwuletnią Omrah i trzyletnim Abdulmatinem. Uciekliśmy najpierw do Iranu, ale i tu nie byliśmy bezpieczni. Dotarliśmy na Białoruś, gdzie byliśmy dziewięć miesięcy, z czego sześć spędziliśmy w obozie. Ostatecznie otrzymaliśmy nakaz opuszczenia Białorusi w ciągu 10 dni. Musieliśmy wyjechać, żeby uniknąć deportacji do Afganistanu. Dlatego prosimy Rzeczpospolitą Polską o schronienie dla mnie i mojej rodziny.

Małgorzata Rycharska podkreśla: – Zdecydowali się prosić o ochronę w Polsce w sposób legalny, dopełniając wszelkich formalności na jedynym otwartym przejściu granicznym. Wbrew wszelkim przepisom, z pogwałceniem Konwencji Genewskiej, zostali odepchnięci.

Była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, Hanna Machińska, zamieściła na portalu X wpis skierowany do ministra spraw wewnętrznych i administracji, Tomasza Siemoniaka: „Zwracam się do Ministra Siemoniaka o wyjaśnienie, dlaczego rodzina afgańska z dwojgiem malutkich dzieci została brutalnie, z użyciem siły, wyrzucona na legalnym przejściu w Terespolu, mimo że dysponowali ważnymi wizami i zgłosili wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej”.

Więcej w Wyborczej

Wiemy, kto odpowiada za antysemicki skandal w centrum Poznania. To współpracowniczka KUL

2024/08/23

Antysemickie zgromadzenie na Starym Rynku zorganizowała matka czwórki dzieci, przeciwniczka aborcji, wysoko postawiona działaczka Narodowego Odrodzenia Polski. Ostatnio gościła w Sejmie – ustaliła „Wyborcza”.

Stary Rynek jest mekką turystów odwiedzających Poznań. W niedzielę, 18 sierpnia, z przenośnego głośnika niosła się tu antysemicka piosenka „Sanhedryn” neonazistowskiego zespołu Honor. Padają w niej zdania o „śmierdzącym spisku żydokomuny” i „żydowskiej hienie”. To znieważanie i nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym, ale policja nie zareagowała, mimo że radiowóz stał tuż przy głośniku.

– Wyrażają swoje poglądy. My tego nie oceniamy – powiedział policjant zabezpieczające zgromadzenie. „Wyborcza” ma nagranie tego zdarzenia.

Ustaliliśmy, że niedzielne zgromadzenie zgłosiła w urzędzie miasta Marzena Dobner. Przewodniczyła zgromadzeniu, jej dane spisali również policjanci.

Według naszych ustaleń Dobner mieszka w Warszawie, a do Poznania przyjechała specjalnie na antysemickie zgromadzenie, które zorganizowała.

Ma wiele twarzy. Przedstawia się jako doktor filologii polskiej, absolwentka prawa i matka czterech synów. Jej dzieci nie chodzą do szkoły, uczy je sama w domu. Propaguje edukację domową.

Katolicki Uniwersytet Lubelski przedstawia ją jako współpracowniczkę Katedry Teorii i Antropologii Literatury.

Dobner to także działaczka antyaborcyjna. W tym roku przychodziła do Sejmu i zabierała głos podczas obrad komisji zajmującej się projektami liberalizacji prawa aborcyjnego.

Dobner ma też brunatną twarz. Zasiada w radzie wykonawczej Narodowego Odrodzenia Polski. To skrajnie prawicowa, antysemicka i ksenofobiczna organizacja, której członkowie uczestniczyli w rasistowskich napadach. Dobner jest jedyną kobietą we władzach NOP.

W lipcu 2014 roku przemawiała na demonstracji narodowców przed ambasadą Izraela w Warszawie: – Nasze wysiłki polityczne muszą stawiać sobie za cel doprowadzenie do likwidacji tego quasi-państwa.

Narodowcy skandowali: „Żydzi, Żydzi, cała Polska was się wstydzi”, „Wracajcie do Izraela”.

Na stronie NOP znajdujemy jej artykuł. Przekonuje w nim, że Żydzi zgodzili się na istnienie Polski w zamian za „zezwolenie na ingerowanie w nasze wewnętrzne sprawy”. Dowiadujemy się też, że Polska „pokornie wykonuje polecenia żydomasońskiej, lewackiej Unii Europejskiej i NATO”.

Więcej w Wyborczej

Afgańska rodzina starała się o ochronę w Polsce. Straż Graniczna zawróciła ją na Białoruś

2024/08/21

Rodzina z Afganistanu, z dwójką małych dzieci, nie została wpuszczona do Polski przez Straż Graniczną. – Stało się tak, choć deklarowała na przejściu w Terespolu, że chce być chroniona w naszym kraju – twierdzą osoby, które chciały im pomóc.

Afgańska rodzina (ojciec, matka oraz ich dwuletnia córka i trzyletni syn) pojechała na przejście graniczne Brześć – Terespol przed godz. 8 we wtorek (20 sierpnia), żeby prosić o ochronę w Polsce. Ojciec, jak twierdzi, był wojskowym w czasach poprzedniego afgańskiego rządu i grozi mu śmierć z rąk Talibów.

Przejście Terespolu (Lubelskie) to jedyne obecnie czynne przejście dla ruchu osobowego na granicy polsko-białoruskiej. – Przyjechali z wnioskami w ręku i z całym dobytkiem, wierząc, że uciekną z Białorusi na zawsze. I że będą w końcu bezpieczni – mówi Małgorzata Rycharska z inicjatywy Hope&Humanity Poland, współpracująca z Podlaskim Ochotniczym Pogotowiem Humanitarnym (niosącym pomoc ludziom w drodze przy granicy polsko-białoruskiej). – Straż Graniczna dostała ich historię, dokumenty, dowody na zagrożenie w kraju – chociaż to nie jest działka SG, żeby takie rzeczy analizować, tylko Urzędu ds. Cudzoziemców – i deklarację ubiegania się o ochronę z wyprzedzeniem. Prawniczka dzwoniła do placówki i usłyszała potwierdzenie, że wszystko otrzymali.

Rycharska kontynuuje: – Rodzinie udało się przejechać przez checkpoint na moście, gdzie poprosili o ochronę. Pokazali podpisaną deklarację ubiegania się o ochronę międzynarodową i udzielone pełnomocnictwa. Wszystko jeszcze wyglądało optymistycznie, aż dotarli do checkpointu na lądzie. I tam się zaczęło: straszenie, nakaz powrotu, pokrzykiwanie, wyrywanie telefonów.

Rycharska twierdzi, że o godz. 10.52 dostała od rodziny pierwszą wiadomość: – „Straszą nas i każą wracać”. O godz. 12 byli już wepchnięci na most, ale nadal w Polsce. Tam: szarpanina, wpychanie do samochodu na siłę, płacz dzieci – mówi. – Dostałam wiadomości głosowe z krzykami i płaczem dorosłych, że ich wyrzucają i żeby im pomóc. Po tym, jak jedno z dzieci upadło na ulicę przy wpychaniu do samochodu, a kobieta była szarpana przez funkcjonariusza, ojciec dzieci wyrwał z rozpaczy kluczyki ze stacyjki samochodu i wyrzucił je z mostu. Żeby ich nie wypychali. Żeby nie zostali zawróceni tam, gdzie grozi im niebezpieczeństwo. Samochód bez kluczyków nie mógł wracać. Straż Graniczna próbowała znaleźć klucze i kontynuować odpychanie. Ale już pół godziny później poradzili sobie inaczej: przyjechał wóz SG i rodzina została wepchnięta do niego.

Jeszcze we wtorek była zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich Hanna Machińska zamieściła na portalu X wpis skierowany do ministra spraw wewnętrznych i administracji Tomasza Siemoniaka: „Zwracam się do Ministra Siemoniaka o wyjaśnienie, dlaczego rodzina afgańska z dwojgiem malutkich dzieci została brutalnie, z użyciem siły, wyrzucona na legalnym przejściu w Terespolu, mimo że dysponowali ważnymi wizami i zgłosili wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej”.

Grupa LGBTQ+ zaatakowana na Święcie Ceramiki w Bolesławcu przez miejscowych kiboli. „Zaj…kur…!”

2024/08/21

„Wypier… kur…”, „Bolesławiec bez pedałów” – krzyczeli do osób LGBTQ+ z tęczowymi flagami kibole z Bolesławca na paradzie otwierającej Święto Ceramiki. Potem rzucali w nich butelkami.

Coroczna parada z okazji Święta Ceramiki w Bolesławcu. Pierwszy raz idą w niej przedstawiciele LGBT+. Niektórzy z nich są półnadzy, wymazani gliną, jak zresztą wielu uczestników tej i poprzednich parad. Machają tęczowymi flagami, na których widnieją napisy „Wszyscy jesteśmy z tej samej gliny”. Krzyczą: „Miłość, równość, Bolesławiec”.

Po drugiej stronie ulicy stoją kibole mężczyźni w pomarańczowych koszulkach. Unoszą do góry pięści, skandują hasła: „Bolesławiec bez pedałów”, „wypier…”!

Policji nigdzie nie widać. Bo to nie typowy marsz równości i kontrdemonstracja. Parada maszeruje do głównej sceny, za chwilę oficjalnie otwarte zostanie Święto Ceramiki. Jednak zanim do tego dojdzie, jeszcze kilka osób zostanie zwyzywanych, kilka osób będzie obawiało się o swoje zdrowie i życie, a jedna zostanie odwieziona na SOR.

Po raz pierwszy w corocznej paradzie udział postanowili wziąć przedstawiciele Homokomanda. Choć już w poprzednich latach członkowie grupy przychodzili na bolesławiecką imprezę, to tym razem nieśli ze sobą tęczowe flagi i transparenty. 

– Zobaczyliśmy, że na paradę zaproszeni są kibice FC Bolesławiec. Mieli być z rodzinami i dziećmi, ale wśród nich byli też agresywni mężczyźni – relacjonuje jedna z uczestniczek parady. – Ustawialiśmy się w rzędach, ale kibice, kiedy zobaczyli, że w marszu ustawiają się osoby z tęczową flagą, byli wobec tych osób agresywni.

Kiedy awanturującym się została zwrócona uwaga, grupa oddaliła się i zajęła miejsce około 30 metrów za członkami społeczności LGBTQ+. Niebawem jednak zapalili flary gazowe. Kiedy powtórnie usłyszeli, że ich zachowanie jest nieakceptowalne, zdecydowali, że wyjdą z marszu.

– Szliśmy jako blok w paradzie i nagle zobaczyliśmy w tłumie grupę jakichś ludzi ubranych w te same koszulki, którzy zaczęli skandować „wypier…” i inne hejterskie hasła. Z tego, co zrozumiałem od lokalsów, to byli kibice FC Bolesławiec – mówi Linus Lewandowski, członek zarządu stowarzyszenia Homokomando.

Potem, tuż obok Linusa przeleciała butelka z wodą, która rozbiła się o chodnik. Ktoś z maszerujących został oblany. Jeden z rzuconych ciężkich przedmiotów upadł niedaleko dziecka, które stało w tłumie.

Więcej w Wyborczej

 

Trzy lata więzienia za pomoc w tranzycji. Sejmowe komisje zajmą się pomysłem Ordo Iuris

2024/08/21

Ordo Iuris chce chronić dzieci przed „presją kulturową” oraz „modą” i zakazać im tranzycji. Domaga się też kar dla lekarzy. – Tranzycja ratuje życie – mówi Kinga Tarkiewicz, mama transpłciowej córki.

Fundamentaliści z Ordo Iuris chcą zakazać dzieciom i nastolatkom tranzycji. To cały proces, który może im umożliwić funkcjonowanie w zgodzie z ich tożsamością płciową. Ale w oczach aktywistów to „okaleczanie” i tak zatytułowali swoją petycję: „Stop okaleczaniu dzieci”.

Wykładają w niej swoje pomysły na to, jak te kwestie uregulować prawnie. Wszystko po to, by – jak tłumaczą – zatrzymać „lawinowy, epidemiczny wręcz wzrost liczby małoletnich, deklarujących identyfikację z płcią odmienną od biologicznej”. W Polsce i na całym świecie miałby to być wzrost „nawet o tysiące procent”. Z obserwacji Ordo Iuris wynika także, że w równie szaleńczym tempie rośnie liczba osób żałujących swojej decyzji. Prezes tej organizacji Jerzy Kwaśniewski widzi to tak: młode osoby zostały poddane „presji kulturowej” i padły ofiarami „mody”. Dlatego Ordo Iuris chce je „pełniej ochronić”, do czego przekonuje w obszernym uzasadnieniu swojego projektu.

Czytamy w nim, że chodzi tu przecież o zmiany nieodwracalne, rzutujące na całe życie, okaleczające. W dodatku „zbędne”, bo „odrzucenie własnej płci ma charakter przejściowy”. A młodzi ludzie – jak objaśniał na sejmowej komisji ds. petycji Rafał Dorosiński z zarządu Ordo Iuris – „ze względu na swoją niedojrzałość nie są w stanie podjąć takiej decyzji”. Porównywał proces tranzycji do kupna piwa w sklepie – skoro zabrania się tego ludziom do 18 roku życia, to co dopiero „dawać im do ręki narzędzia, które zniszczą im życie”. 

– Rzekoma troska o bezpieczeństwo dzieci i ich ochronę to stały i dominujący element propagandy antytrans, znany także z innych krajów oraz wcześniej z homofobicznych nagonek. Kiedyś dzieci trzeba było chronić przed „seksualizacją”, teraz przed rzekomą „modą na bycie trans” – komentuje Maja Heban, aktywistka i autorka książki o osobach transpłciowych pt. „Godność, proszę”.

Więcej w Wyborczej

Neonaziści weszli do urzędu miasta w Poznaniu. Glany na glanc, przerwane spotkanie i wyzwiska

2024/08/20

Nie wyzywaj mnie, bezczelny chamie, od neonazistów – grzmiał do reportera „Wyborczej” neonazista Tomasz Kusiak. Urząd miasta o propagowaniu nazizmu zawiadamia prokuraturę

We wtorek, 20 sierpnia, do urzędu miasta w Poznaniu wkroczyło dwóch identycznie ubranych, ogolonych na łyso mężczyzn. Założyli białe koszulki z krzyżem celtyckim (symbol dominacji białej rasy), krzyżem żelaznym (odznaczenie Wehrmachtu) i liczbą 1488 (dwie ósemki to zakamuflowane pozdrowienie dla Adolfa Hitlera). Nogawki czarnych spodni wepchnęli częściowo do wypastowanych na glanc wysokich glanów z białymi sznurówkami.

Strażnik miejski wydał im przepustkę, która otworzyła elektroniczną bramkę. Neonaziści wkroczyli do urzędu.

Tomasz Kusiak, 49-letni neonazista, przyszedł z młodszym kompanem. Na początku nie był rozmowny. Szliśmy za nim po korytarzu, zadając pytania, które w takiej sytuacji trzeba zadać:

– Co pana fascynuje w Adolfie Hitlerze? Dlaczego używa pan dwóch ósemek – pozdrowienia dla Hitlera?

W 1939 roku po której stronie by pan stał? Czy nie wstyd panu być neonazistą w kraju doświadczonym drugą wojną światową?

Kusiak milczał. Dopiero potem przemówił. Oświadczył, że nie zgadza się na publikację w mediach wizerunku, imienia ani nazwiska (redakcja „Wyborczej” zdecydowała, że nie uwzględni tego żądania).

Kusiak przyszedł do urzędu miasta na spotkanie z Patrykiem Pawełczakiem, dyrektorem gabinetu prezydenta Poznania. Chciał się dowiedzieć, dlaczego prezydent Jacek Jaśkowiak nie objął honorowym patronatem jego neonazistowskiego zgromadzenia (oficjalnie miały być to obchody święta nacjonalizmu).

Dyrektor Pawełczak umówił się na rozmowę z neonazistą, tłumacząc, że ma obowiązek spotkać się z każdym mieszkańcem Poznania, który o to poprosi.

Decyzję Pawełczaka skrytykował prof. Rafał Pankowski, socjolog z Collegium Civitas i antyrasistowskiego stowarzyszenia Nigdy Więcej. – Zapraszanie neonazisty na specjalne spotkanie z dyrektorem to nie tylko hańbienie urzędu, ale też plucie w twarz obywatelom, którzy nie zgadzają się na promocję nazizmu – mówił „Wyborczej”.

Spotkanie zaczęło się po godz. 13 i trwało ok. minuty. Dziennikarzy nie wpuszczono do sali. Dostępu do niej strzegli strażnicy miejscy.

Po opuszczeniu sali neonaziści poszli z jednym z urzędników (miał protokołować spotkanie) do gabinetu, prawdopodobnie po to, by złożyć skargę.

Więcej w Wyborczej

Bułgaria: Prezydent zatwierdził nowe prawo anty-LGBTI, wbrew apelowi Rady Europy

2024/08/20

Prezydent Bułgarii Rumen Radew nie zawetował nowej ustawy anty-LGBTI, ignorując apele Rady Europy i działaczy społeczeństwa obywatelskiego. Zakazuje ona jakichkolwiek programów edukacyjnych na temat „nietradycyjnej orientacji seksualnej” w bułgarskich szkołach.

Poprawki do prawa oświatowego zostały zainicjowane przez radykalną prorosyjską partię Odrodzenie i przyjęte w dwóch czytaniach w ciągu jednego dnia w zeszłym tygodniu z pomocą partii Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB) i prorosyjskiej lewicowej Bułgarskiej Partii Socjalistycznej. Przepisy zostały opublikowane w Dzienniku Ustaw w piątek (16 sierpnia). Po uzyskaniu zgody prezydenta mogą one wejść w życie.

Zgodnie z nowymi poprawkami, każdy program edukacyjny w szkołach związany z „nietradycyjną orientacją seksualną” będzie określany jako „propaganda”.

Jeszcze przed zgodą prezydenta ustawa spotkała się ze sprzeciwem. Oprócz petycji, podpisanej obecnie przez ponad 6000 osób, wzywającej prezydenta do zawetowania tekstu i protestu, Rada Europy wezwała bułgarskiego prezydenta, by nie wyrażał zgody na przyjęcie ustawy.

– Jestem głęboko zaniepokojony niedawnym przyjęciem przez bułgarski parlament ustawy zakazującej tak zwanej „propagandy” LGBTI w szkołach. Wzywam prezydenta Radewa, by jej nie podpisywał. Władze powinny zająć się dyskryminacją i wrogą retoryką wobec osób LGBTI  w okresie poprzedzającym wybory – napisał Komisarz Praw Człowieka Rady Europy Michael O’Flaherty na platformie X.

– Bułgarski parlament przyjął właśnie ustawę zakazującą wyrażania tożsamości osób LGBTI w szkołach. Wzywam bułgarskie władze do zapobiegania i zwalczania mowy nienawiści, dyskryminacji i przemocy wobec osób LGBTI, zapewnienia dostępu do informacji i natychmiastowego uchylenia ustawy – napisała na swoich social mediach Béatrice Fresko-Rolfo, członkini Komisji Równości Rady Europy w Zgromadzeniu Parlamentarnym.

Krytyka została również wyrażona przez Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka (UNHCHR).

– Jesteśmy głęboko zaniepokojeni przyjęciem w Bułgarii poprawki zakazującej dyskusji na temat orientacji seksualnej i tożsamości płciowej w szkołach i wzywamy do przeglądu prawa zgodnie z międzynarodowymi zobowiązaniami kraju w zakresie praw człowieka – powiedziała rzeczniczka UNHCHR Liz Trossell w oświadczeniu opublikowanym w piątek.

13 lipca unijna komisarz ds. równości Helena Dalli ogłosiła, że rozpocznie dochodzenie w sprawie tego, czy ustawa anty-LGBTI narusza prawo UE. Daly wysłała list do bułgarskiego ministra edukacji Galina Cokowa, który ma czas do końca sierpnia, by wyjaśnić, co dokładnie oznacza nowe prawo, do jakich sankcji doprowadzi i w jaki sposób zostanie wdrożone.

„Komisja Europejska jest zaniepokojona wszelkimi zmianami, które mogą zagrozić skutecznemu wdrażaniu prawodawstwa europejskiego, w tym przestrzeganiu praw podstawowych zapisanych w Karcie Praw Podstawowych UE” – napisała Dalli do bułgarskiego ministra.

Nowe bułgarskie prawo stanowi, że „działania związane z propagandą, promocją lub podżeganiem w jakikolwiek sposób, bezpośrednio lub pośrednio, do idei i poglądów związanych z nietradycyjną orientacją seksualną i/lub określeniem tożsamości płciowej innej niż biologiczna są zabronione”.

„Nietradycyjna orientacja seksualna” jest zdefiniowana w ustawie jako „odmienna od ogólnie przyjętych i zapisanych w bułgarskiej tradycji prawnej pojęć emocjonalnego, romantycznego, seksualnego lub zmysłowego pociągu między osobami płci przeciwnej”.

Rosja była pierwszym krajem, który 11 lat temu przyjął ustawę zakazującą „propagandy homoseksualnej” skierowanej do nieletnich. Od czasu wybuchu wojny w Ukrainie rosyjskie prawo całkowicie zakazało „nietradycyjnych relacji seksualnych”, drastycznie ograniczając prawa osób LGBTI w Rosji.

Ustawa anty-LGBTI w Bułgarii została odrzucona przez poprzedni parlament, ale obecne Zgromadzenie Narodowe zdecydowało się ją przyjąć.

Po podpisaniu ustawy administracja prezydencka wydała oświadczenie, w którym stwierdziła, że „głowa państwa wyraziła swoje stanowisko w sprawie zmian w ustawie o edukacji przedszkolnej i szkolnej, podpisując dekret o jej ogłoszeniu”.

Źródło: euractiv.pl

Skandal w Poznaniu. Policjanci słuchali piosenki o „żydowskiej hienie” i nie reagowali

2024/08/19

Wyrażają swoje poglądy. My tego nie oceniamy – mówią na nagraniu policjanci. W tym czasie po Starym Rynku niesie się antysemicki ryk. Radiowóz stoi przy głośniku.

„Wyborcza” ma nagranie wykonane na płycie Starego Rynku, w okolicy ratusza i pręgierza. To mekka turystów odwiedzających Poznań. Zbierają się tu, by oglądać trykające się na wieży koziołki – symbol miasta.

W niedzielę, 18 sierpnia, w tym samym miejscu stoi ogrodowy namiot z banerem Narodowego Odrodzenia Polski i krzyżem celtyckim – symbolem dominacji białej rasy. Po drugiej stronie grafika z rysunkiem hulajnogi i homofobicznym hasłem „Polska bez pedałów”. Jest też baner z odezwą: „Śmierć wrogom ojczyzny”.

Jest godz. 13.45, słoneczna pogoda, ogródki restauracyjne wypełnione klientami. Z głośnika stojącego przy pręgierzu niesie się rockowa piosenka: „Człowieku prosty, nieświadomy swoich krzywd, codziennie gnący kark przed żydokomuny śmierdzącym spiskiem, we własnym kraju sam nędzarzem staniesz się, gdy liberalny trąd na miazgę twą rozgniecie przyszłość”.

To antysemicka piosenka „Sanhedryn” neonazistowskiego zespołu Honor.

Fani takiej muzyki dotychczas spotykali się na zamkniętych koncertach. Organizowano je potajemnie w obawie przed zarzutami propagowania nazizmu i nienawiści na tle rasowym.

W niedzielę antysemicka piosenka niesie się jednak w sercu półmilionowego miasta. W kraju doświadczonym nazistowskimi zbrodniami w czasie drugiej wojny światowej.

Na nagraniu ze Starego Rynku słychać też refren: „Sanhedryn zła, co prawem żydowskiej hieny pluje ci w twarz. Bez więzień i krat na łańcuchu demokracji. Ratuj ten kraj. O twoje i moje życie toczy się gra”.

Autorka nagrania (przejeżdżała przez rynek rowerem) podchodzi do radiowozu zaparkowanego na płycie Starego Rynku.

– To jest chronione wydarzenie? W sensie – jest zarejestrowane? Z tym krzyżem celtyckim? Wie pan co to znaczy? Że to jest neonazistowskie? – pyta.

– Mają zgłoszone zgromadzenie i wyrażają swoje poglądy. My im tego nie oceniamy – odpowiada przez otwarte okno policjant. Z radiowozu nawet nie wysiada.

– Jeżeli została pani urażona przez ten symbol, może pani przyjść na al. Marcinkowskiego 31, komisariat, i złożyć zawiadomienie – dodaje.

Policjant pomija informację, że propagowanie systemów totalitarnych, nawoływanie do nienawiści i znieważanie z powodu różnic narodowościowych i rasowych to przestępstwa ścigane z urzędu.

Obywatel nie musi składać zawiadomienia, nie musi też poczuć się urażony. Policja ma obowiązek sama ścigać sprawców.

Gdy kobieta rozmawia z policjantem, z głośnika wciąż płynie piosenka o „żydowskiej hienie”. Radiowóz stoi kilka metrów od głośnika. Boczna szyba jest opuszczona, więc policjanci doskonale słyszą antysemicki paszkwil. Nie reagują.

Więcej w Wyborczej

„Wolność, równość, akceptacja”. Ulicami Bydgoszczy przeszedł III Marsz Równości

2024/08/18

Spod pomnika Kazimierza Wielkiego wyruszył Bydgoski Marsz Równości. W pochodzie przedstawicieli LGBTQ szli działacze społeczni na rzecz równego traktowania. Parada odbyła się pod przewodnictwem Temidy69, a w manifie szli też urzędnicy ratusza, urzędu wojewódzkiego i, między innymi poseł Marcin Józefaciuk.

– Jesteśmy dzisiaj w Bydgoszczy. To trzeci już Marsz Równości. Mamy tutaj pełno młodych ludzi. Ja, ze strony Parlamentu RP objąłem patronatem ten marsz. Jest naprawdę fajnie – mówił poseł Marcin Józefaciuk, który był wśród osób oczekujących na wyruszenie parady spod pomnika Kazimierza Wielkiego.

Przed godziną 15 na placu znajdowało się już kilkadziesiąt osób ubranych w najróżniejsze, kolorowe stroje, machających tęczowymi flagami i proporcami. Miktrofon trzymała Temida69, jedna z najbardziej rozpoznawanych w Polsce draq queen. Zagrzewała uczestników okrzykami i zachęcała do dobrej zabawy.

– W tym roku jest około czterdziestu marszów równości w Polsce. To dużo, bo trzy lata temu było około dziesięciu. To pokazuje, że tęczowa społeczność i jej sojusznicy nie odpuszczają. Chcemy równych praw i nie odpuścimy, dopóki ich nie dostaniemy – mówił ze sceny urządzonej pod samym pomnikiem organizator marszu.

– Chodzi o to, by czuć się bezpiecznie we własnym mieście, pokonać bariery, pokonać stereotypy, pokazać się. I poprzez te wartości równości, inkluzywności budować naszą wspólnotę – słyszymy od jednej z uczestniczek manifestacji. – Chodzi nam o ustawę o związkach partnerskich i równości małżeńskiej, która nadal nie została procedowana przez Sejm. Ważna jest również regulacja dotycząca tożsamości orientacji seksualnej i tożsamości płciowej. Jako obywatele naszego kraju możemy wywierać presję na rządzących.

– Czego chcemy? Równych praw. Jakich praw nie mamy? – słychać było z głośników.

Wydarzenie stanowi część szerszej serii marszów, organizowanych latem i wczesną jesienią w różnych miastach i krajach. Są one okazją do refleksji nad równym traktowaniem osób z społeczności LGBTIQ oraz wspierania ich praw i widoczności w społeczeństwie. – Bydgoszcz to miasto otwartości i życzliwości, a nasza różnorodność to nasza siła. Zależy nam na budowie wspólnoty tolerancyjnych, życzliwych i dobrych ludzi. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że osoby LGBTIQ szczególnie potrzebują wsparcia. Przez kilka ostatnich lat mierzyły się z falą często zorganizowanego hejtu, do którego wykorzystywana też media publiczne. Jestem przekonana, że te czasy nie wrócą. Każdy zasługuje na szacunek, każdy ma prawo kochać – mówi zastępczyni prezydenta Bydgoszczy Anna Mackiewicz, która również uczestniczyła w wydarzeniu.

Więcej na pomorska.pl

Obywatel Bangladeszu powiadomił policję, że na ulicy grożono mu śmiercią

2024/08/17

Policjanci z Czechowic-Dziedzic zatrzymali 35-latka, który w środku dnia, w miejscu publicznym, groził pozbawieniem życia 29-letniemu obywatelowi Bangladeszu i znieważył go.

W centrum Czechowic-Dziedzic 35-letni mężczyzna, widząc idącego obcokrajowca, podszedł do niego i publicznie znieważył go oraz groził, że go zabije. Powodem tego zachowania był rasizm.

29-letni obywatel Bangladeszu zawiadomił policjantów, którzy ustalili miejsce zamieszkania i personalia mężczyzny. Sprawca został zatrzymany i doprowadzony na Komisariat Policji w Czechowicach-Dziedzicach. Prokuratura Rejonowa w Pszczynie zastosowała wobec podejrzanego środek zapobiegawczy w postaci dozoru policyjnego oraz zakaz zbliżania się do pokrzywdzonego.

Źródło: wyborcza.pl

Dr Gliszczyńska-Grabias: Obecne prawo też pozwala skutecznie karać za mowę nienawiści

2024/08/14

Poszerzenie katalogu grup wrażliwych, których dotyczyć mogą przestępstwa motywowane nienawiścią, to dobra zmiana. Ale nawet, gdy nie jest ona jeszcze uchwalona, można i należy ścigać mowę nienawiści z powodu niepełnosprawności, wieku, płci, orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej – mówi dr Aleksandra Gliszczyńska-Grabias, przewodnicząca zespołu doradców Prokuratora Generalnego ds. przeciwdziałania mowie nienawiści i przestępstwom motywowanym uprzedzeniami.

Krzysztof Sobczak: Prokurator Generalny powołał Zespół doradców ds. przeciwdziałania mowie nienawiści i przestępstwom motywowanym uprzedzeniami. Według Adama Bodnara jednym z pierwszych jego zadań powinna być aktualizacja wytycznych, które zostały przyjęte za czasów Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta. Tymczasem trwają prace nad zmianami w kodeksie karnym – to dwa niezależne działania, czy powinny być skoordynowane?

Aleksandra Gliszczyńska-Grabias: To niezależne działania, ale związane ze sobą. Nasz zespół oczywiście śledzi prace legislacyjne zmierzające do zmian w kodeksie karnym dotyczące mowy nienawiści. Ponadto, prace nad tym projektem trwają już od dość dawna, bo zainicjowane zostały przez wiceministra sprawiedliwości Krzysztofa Śmiszka, zanim został wybrany do Parlamentu Europejskiego.
Może bez przesady z tym długim czasem, bo mówimy o obecnej kadencji rządu, który pracuje od połowy grudnia ubiegłego roku. No i na pewno Pani pamięta, od kiedy mówi się potrzebie takich zmian.

„Od zawsze”, czyli od wielu, wielu lat.

No więc w zderzeniu z tym „od zawsze” te kilka miesięcy, w czasie których powstał rządowy projekt i został skierowany do konsultacji, to jeszcze nie tak długo.

Racja i trzeba mieć nadzieję, że w równie szybkim tempie przebiegać będą dalsze prace legislacyjne, aż do uchwalenia ustawy. Trzeba się cieszyć, że do tych zmian przystąpiono. Natomiast, my jako zespół, dostaliśmy dwa zasadnicze zadania. Pierwsze to przygotowanie nowej wersji wytycznych, które powstały ponad 10 lat temu.
Potem przez wiele lat chyba nie były uznawane za dokument, którym prokuratorzy mieliby się kierować.

Podczas rządów Zjednoczonej Prawicy i Zbigniewa Ziobro jako prokuratora generalnego o sposobie zakończenia wielu spraw tego rodzaju przesądzała raczej wola polityczna niż fachowe zalecenia. A do tego w tym czasie „zmienił się świat”, szczególnie jeśli chodzi o przestępstwa popełniane w internecie. Wytyczne w sprawie przestępstw motywowanych uprzedzeniami muszą być dostosowane do tej nowej rzeczywistości.

A drugie zadanie?

To przygotowanie szkoleń przede wszystkim dla prokuratorów, ale także dla sędziów i policji.

Co powinny zawierać wytyczne dla prokuratorów, zanim zmiany w kodeksie karnym zostaną uchwalone? Bo przecież muszą oni działać na podstawie obecnie obowiązującego prawa.

Oczywiście, obowiązuje to prawo, które jest obecnie zapisane w kodeksie karnym. Ale na dziś najważniejszą wytyczną powinno być uczciwe opieranie się na tych obowiązujących przepisach i interpretowanie ich w sposób inny, niż miało to miejsce w ostatnich latach, kiedy to raczej unikano wyciągania konsekwencji wobec sprawców przestępstw z nienawiści. Przecież widzieliśmy przez te lata, w jaki sposób organy ścigania podchodziły do tego rodzaju przestępczości.

Cały wywiad w serwisie prawo.pl




Alarmujące dane z Francji. Chodzi o społeczność żydowską

2024/08/10

Liczba aktów antysemickich wzrosła w pierwszym kwartale 2024 r. do 887, wobec 304 w tym samym okresie rok wcześniej. — Antysemityzm istniał zawsze, ale przestał się kryć — przekazał szef MSW Francji Gerald Darmanin.

Słowa te padły podczas uroczystości w rocznicę zamachu z 9 sierpnia 1982 r. przy ul. des Rosiers w Paryżu, w historycznej dzielnicy żydowskiej Marais. Wówczas zamachowcy z organizacji Abu Nidala (właśc. Hassana Sabri al Banny) zaatakowali restaurację Goldenberg, zabijając sześć osób. Później ujęty został jeden ze sprawców.

— Antysemityzm, który istniał zawsze, przestał się kryć. Jest zniewagą dla tych, którzy w naszej historii ginęli, odnosili rany i upokorzenia — powiedział Gerald Darmanin. Zapewnił o wsparciu władz państwowych dla francuskiej społeczności żydowskiej. Mówił też o „słowach, które podsycają antysemityzm”.

Jak dodał, nie wie, „czemu politycy mogą dziś uważać, że antysemityzm jest szczątkowy”, co było nawiązaniem do opinii wygłoszonej przez Jean-Luca Melenchona, lidera skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej (LFI). Krytycy tej partii zarzucają jej instrumentalizowanie konfliktu w Strefie Gazy i wywołanych nim negatywnych nastrojów wobec Izraela w celu zdobycia głosów wyborców, którym bliska jest sprawa palestyńska.

O wzroście aktów antysemickich we Francji w 2023 r., w tym w okresie po ataku Hamasu na Izrael i wybuchu konfliktu w Strefie Gazy, informowała w styczniu agencja AFP, powołując się na dane Rady Przedstawicielskiej Żydowskich Instytucji Francji (Crif).

Francja jest domem zarówno dla największej społeczności żydowskiej w Europie, jak i najliczniejszej grupy muzułmanów. Są to jedynie dane szacunkowe, ponieważ w czasie spisów powszechnych we Francji nie odnotowuje się tożsamości religijnej.

Źródło: onet.pl

Tęczowi katolicy wygrywają w sądzie. Nieudana krucjata Zbigniewa Ziobry

2024/08/09

Reformowany Kościół Katolicki, który udziela małżeństw parom osób tej samej płci, może działać w Polsce bez przeszkód jako pełnoprawny kościół – wynika z wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego.

O sprawie pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej” kilkukrotnie. Reformowany Kościół Katolicki wpis do rejestru uzyskał w styczniu 2020 roku, co było zwieńczeniem starań, trwających od 2016 roku. Wpis do rejestru oznacza dostęp do preferencji, jakimi obdarzone są w Polsce wyznania religijne.

Jak zauważyła jako pierwsza „Rzeczpospolita”, RKK jest prawdopodobnie jedynym kościołem chrześcijańskim w Polsce, błogosławiącym pary jednopłciowe. Ks. Tomasz Puchalski, duszpasterz Kościoła, tłumaczył wówczas na naszych łamach, że dotąd takich ślubów było zaledwie kilka, bo Kościół przyjmuje zasadę nieudzielania małżeństw osobom spoza wspólnoty. Mimo to do gry wkroczył Zbigniew Ziobro. Po naszym artykule, występując jako prokurator generalny, wniósł sprzeciw wobec rejestracji, czego skutkiem była decyzja szefa MSWiA o wykreśleniu Kościoła z rejestru.

Jak pisał Wiktor Ferfecki, przedstawiciele rządu PiS nie ukrywali, że powodem tak zdecydowanych działań są właśnie małżeństwa jednopłciowe. Np. MSWiA wyjaśniało, że na etapie rejestracji było przekonane, iż w Kościele udzielane są wyłącznie śluby związkom złożonym z kobiety i mężczyzny. Gdy zorientowało się, że dopuszczalne są też małżeństwa jednopłciowe, uznało, że jest to sprzeczne z przepisami ustaw chroniącymi bezpieczeństwo i porządek publiczny, zdrowie, moralność, władzę rodzicielską oraz podstawowe prawa i wolności innych osób.

Reformowani katolicy się nie poddali. Złożyli wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy, a po kolejnej negatywnej decyzji MSWiA poszli do sądu. Wsparł ich ówczesny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, który zgłosił udział w postępowaniu.

NSA podniósł również min., iż Sąd I instancji słusznie zauważył, iż małżeństwa zawierane w RKK nie powodują skutków cywilnoprawnych, a obrządek (stanowiący sakrament dla RKK) ma charakter stricte religijny oraz podzielił pogląd Sądu I instancji, że sam fakt, iż Kościół w kwestii małżeństwa posługuje się tożsamą nomenklaturą jak Konstytucja RP czy Kodeks rodzinny i opiekuńczy, nie stanowi rażącego naruszenia prawa, w szczególności gdy przyjęcie w RKK tego sakramentu, nie wywołuje w świetle prawa cywilnego żadnego skutku.

Mając powyższe na uwadze NSA stwierdził, iż skarga kasacyjna MSWiA nie zasługuje na uwzględnienie i tym samym ją oddalił a wobec skutecznego cofnięcia skargi przez Prokuratora Prokuratury Krajowej postępowanie kasacyjne wywołane wniesieniem tej skargi zostało umorzone.

Zaangażowana w sprawę Helsińska Fundacja Praw Człowieka podkreśla, że wyrok „ma istotne znaczenie dla wszystkich kościołów i związków wyznaniowych w Polsce, w szczególności w zakresie pewności wpisu do Rejestru kościołów i innych związków wyznaniowych”.

Więcej w Rzeczpospolitej

TVP za Kurskiego dyskryminowała na tle orientacji seksualnej. Były pracownik górą w sądzie

2024/08/02

Jakub Kwieciński, który w 2018 roku stracił pracę w TVP, wygrał w Sądzie Apelacyjnym proces z telewizją publiczną. Zgodnie z orzeczeniem Telewizja Polska, wówczas kierowana przez Jacka Kurskiego, nie przedłużając z nim umowy, dopuściła się dyskryminacji na tle orientacji seksualnej. Kwieciński ma otrzymać od TVP odszkodowanie i zadośćuczynienie. 

– Czekałem na ten dzień sześć lat – dziś w Sądzie Apelacyjnym zapadł prawomocny wyrok w mojej sprawie przeciw Telewizji Polskiej – napisał Kwieciński na profilu Jakub i Dawid na Facebooku, który prowadzi z partnerem Dawidem Myckiem. 

Decyzja sądu dotyczy sytuacji z końcówki 2017 roku. Kwieciński i Mycek, już wcześniej działający jako vlogerzy, zamieścili w mediach społecznościowych teledysk „Pokochaj nas w święta”, w którym wystąpiło siedem par homoseksualnych.

Dwa dni później Jakub Kwieciński, pracujący wówczas od 9 lat w redakcji oprawy Telewizji Polskiej, został usunięty z grafiku z dyżurami, a zaraz potem zawieszony. Spółka nie przedłużyła z nim umowy wygasającej z końcem grudnia, nie podając powodów. Przekazano mu jedynie, że postanowił tak dyrektor Piotr Kania.

– Do dziś pamiętam ten dzień sprzed sześciu lat. Miałem akurat wolne, następnego dnia miałem rozpocząć swój kolejny dyżur, a tu nagle telefon od mojego przełożonego ze słowami: „Kuba, widzieli twoje nagranie z Dawidem na YouTube. Kazali mi ciebie zawiesić. Nie mam wyboru”. Z dnia na dzień skończyła się moja praca dla TVP. Nie miałem do niego pretensji. Redakcję Autopromocji, w której pracowałem tworzyli fantastyczni ludzie. Wszyscy byliśmy ze sobą zżyci, przyjaźniliśmy się od lat, ale nie oczekiwałem od nikogo, że będzie ryzykował swoją karierą dla mnie. Był pomysł listu, były próby interwencji, ale każdy bał się, że straci pracę – napisał teraz Kwieciński. 

Kwieciński podjął kroki prawne, ponieważ miesiąc wcześniej miał otrzymać od dyrekcji zapewnienie, że jego umowa zostanie przedłużona. – Z dnia na dzień odebrano mi dyżury i podziękowano za dalszą współpracę. Polecenie do redakcji miało przyjść od dyrekcji. Zbieżność dat, jak i uzyskane przez nas informacje od współpracowników, pozwalają nam sądzić, że powodem tej decyzji była moja orientacja – mówił nam w przeszłości Kwieciński.  

– W jednej chwili przekreślono całe moje doświadczenie, wiedzę i zasługi, a wszystko dlatego, że kocham Dawida i nie wstydzę się o tym mówić. Na odchodne usłyszałem jeszcze o komentarzach, które miały paść przy podejmowaniu decyzji wobec mojej osoby: „i tak powinien się cieszyć, że tyle się tu uchował i dopiero po dwóch latach zorientowaliśmy się, że u nas pracuje” – dodał.

TVP zapewniała, że jego orientacja seksualna nie miała wpływu na zakończenie współpracy. – Prywatne życie jej pracowników nie jest kwestią braną pod uwagę przy decyzjach kadrowych. Umowa z firmą pana Kwiecińskiego wygasała 31.12.2017 r. i nie została przedłużona, podobnie jak miało to miejsce w kilku innych przypadkach. Żadne inne przesłanki niż merytoryczne nie były brane pod uwagę przy podejmowaniu tej decyzji – podkreślił nadawca.

Więcej na wirtualnemedia.pl