„It’s my family, Kay. Not me”. Kiedy Michael Corleone (w tej roli doskonały Al Pacino) w pierwszej części trylogii „Ojciec chrzestny” przyprowadza swoją narzeczoną Kay Adams (Diane Keaton) na wesele siostry, Kay zostaje skonfrontowana z niepokojącą historią rodziny, do której wchodzi. Okazuje się, że rozwiązała ona pewien problem przez połączenie przemocy i korupcji. Gdy Michael zauważa, że Kay jest wstrząśnięta, próbuje ją uspokoić: „To moja rodzina, Kay. Nie ja”.

Izrael niszczy Gazę. Nazwijcie to czystką etniczną, nazwijcie wymazywaniem, nazwijcie ludobójstwem, jak chcecie. Nie mam wątpliwości, że Rafał Lemkin, żydowsko-polski prawnik, który ukuł pojęcie„ludobójstwo”, orzekłby ze łzami wstydu, że w Gazie państwo żydowskie właśnie ludobójstwa dokonuje. Izrael niszczy to miejsce i unicestwia grupę ludzi, która tam mieszka. Fizyczne niszczenie przestrzeni Gazy jest systematyczne – dom po domu, budynek publiczny po budynku, infrastruktura po infrastrukturze.

Pomyślcie o własnej dzielnicy – o takich miejscach jak szkoła waszych dzieci, przychodnia, centrum handlowe, plac zabaw, park, biurowce i budynki mieszkalne. Wyobraźcie sobie, że wszystko, absolutnie wszystko, zostaje zrównane z ziemią. Nie macie domu, nie macie dzielnicy, nie macie wspólnoty.

Taka jest sytuacja w Gazie.

Miejsce, które było domem dla ponad dwóch milionów ludzi, zamieniło się w jedno wielkie „ground zero”. Instytucje edukacyjne, kliniki, sklepy, infrastruktura energetyczna i wodno-kanalizacyjna, drogi i chodniki – wszystko obrócone w pył.

Zdjęcia lotnicze pokazują, że 70 procent budynków w Strefie Gazy zostało całkowicie zniszczonych lub uszkodzonych w stopniu uniemożliwiającym ich używanie, i to jeszcze przed operacją „Rydwany Gedeona 2″, a także zanim zrealizowana została obietnica ministra obrony złożona rabinom z ruchu syjonizmu religijnego, że „cała Gaza będzie wyglądała jak Bajt Hanun” [chodzi o miasto w Gazie Północnej zniszczone w atakach izraelskich].

Masowe zabijanie mieszkańców Gazy jest bardziej chaotyczne niż niszczenie przestrzeni fizycznej. Dokonywane jest poprzez nieukierunkowane ostrzały, nieproporcjonalne [w stosunku do potrzeb militarnych] bombardowania, niszczenie systemu opieki zdrowotnej, a co najbardziej przerażające – poprzez głodzenie; dopuszczanie do masowego głodu wywołanego przez świadome, celowe powstrzymywanie dostaw żywności i pomocy humanitarnej, łamanie międzynarodowego systemu, który dostarczał pomoc do setek punktów dystrybucji w całej Strefie, i zastąpienie ich zaledwie czterema-trzema na południu i jednym w centrum, ani jednego na północy.

Wszystko to po to, by zmusić mieszkańców Gazy do przesiedlenia się, tak jak wywabia się psy z domu na podwórze miską jedzenia. Liczba ludzi umierających z głodu jest niewyobrażalna. Obrazy mrożą krew w żyłach. Zatrzymują oddech. Izrael unicestwia Gazę.

Jak zatem można dalej żyć jako część kolektywu, który dokonuje eksterminacji ludzi? Jak wstać rano i spojrzeć w oczy sprzedawcy w sklepie, który właśnie wrócił z rezerwy, żołnierzowi siedzącemu w kawiarni czy sąsiadce, która powiesiła transparent: „Razem zwyciężymy”?

Najłatwiej spojrzeć na Ben-Gwira czy Smotricza [skrajnie prawicowi politycy izraelscy, ministrowie w rządzie Netanjahu] i poczuć, że to nas nie dotyczy. Najprościej pomyśleć o tych dwóch trzecioligowych faszystach, że w przeciwieństwie do tych włoskich i niemieckich nie mają w sobie ani klasy, ani estetyki, tylko dziką rasistowską nienawiść i sadystyczne okrucieństwo – i się uspokoić.

Najłatwiej wzruszyć ramionami, gdy Smotricz recytuje, że głodzenie dwóch milionów mieszkańców Gazy jest moralne i że nie szkoda poświęcić [izraelskich] zakładników. Najprościej pogardliwie prychnąć, gdy Ben-Gwir ekscytuje się ideą czystki etnicznej (której nadaje nazwę „zachęty do emigracji”) i powiedzieć sobie: – To nie nas on reprezentuje, to nie my.

Cały tekst Michaela Sfarda w Gazecie Wyborczej