„Pokłosie” Władysława Pasikowskiego. Premiera 6 listopada 2012, pokaz dla nauczycieli i rozmowa o filmie – 13 listopada 2012. Kino Atlantic w Warszawie.

Wśród jakich ludzi żyjemy? – pytają internauci po przeczytaniu nienawistnych postów zamieszczanych w Internecie pod recenzją filmu „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego? Żyjemy w wolnym kraju i nie zapominajmy, że również wśród takich ludzi jak Władysław Pasikowski i takich jak on twórców. Wsłuchajmy się w głosy reżysera, aktorów, producenta. To, że powstał ten film ma dużo większe znaczenie, niż chore komentarze. Ich autorów nic nie poruszy, są zapewne również wyznawcami udziału trotylu w katastrofie smoleńskiej – przy tej okazji można się zastanowić skąd bierze się ten nienawistny ton u ludzi, którzy zapewne filmu jeszcze nie widzieli i nie planują go zobaczyć. Dlaczego temat natychmiast budzi upiorne stereotypy, pozbawione logiki racjonalizacje.

Wieloma widzami ten film wstrząśnie, zmusi do myślenia. I pewnie różnie sobie z tym poradzą, bo lokując akcję w polskich realiach Władysław Pasikowski postawił polskiego widza przed trudnym zadaniem. Dla mnie to nie tylko nie jest film o Żydach, co podkreślają jego twórcy – to nie musi być także film o Polakach. Podobny można by nakręcić o pogromie hugenotów we Francji, muzułmanów w byłej Jugosławii, Tutsi w Ruandzie – przykłady, niestety, można mnożyć. A wtedy, nam Polakom, łatwo byłoby dyskutować o przesłaniu filmu. To mocny i ważny film o ludzkiej naturze, narysowany grubą, wyraźną kreską, niczym klasyczny western pokazujący stronę dobra i zła oraz dotkliwą samotność bohatera opowiadającego się po stronie dobra. W tym konkretnym przypadku jest to film o mieszkańcach zapyziałej wsi na terenie Polski, gdzie „Ludzie ludziom zgotowali ten los”, a teraz, po kilkudziesięciu latach milczenia, są zmuszani, by wreszcie się z tym rozliczyć. Film dla nas, polskich widzów, bolesny, bo pozostające w tle pytanie o prawdę, o to, czy ta wieś była wyjątkowa – nie ułatwia odbioru. Ale właśnie dlatego nie pozwala widzowi, kiedy już wyjdzie z kina, na obojętność, domaga się odpowiedzi. To może wielu zmienić. Film powinien przynajmniej uświadomić widzowi jak nieużyteczne są stereotypy, że nikt z nas bez ich odrzucenia, bez zrezygnowania z lakierowanych laurek o szlachetnym Polaku i dobrym, miłującym bliźniego katoliku, ponurych pseudo-prawd o sprytnym i złym Żydzie, czy nieuprawnionych uogólnień o Polaku antysemicie, nie odróżni dobra od zła, nie będzie gotów do rachunku sumienia. Ci, którzy słyszeli jak mówią o sobie byli wieloletni współziomkowie z byłej Jugosławii, czy Hutu o Tutsi, jak odmawiają swoim ofiarom cech ludzi zasługujących na życie, albo wręcz ludzkich cech, zrozumieją to z łatwością. Dziś, kiedy dokonane w przeszłości zło już „tylko” zatruwa pamięć, a jego ofiary zniknęły, odeszły w nicość pozostawiając nam rozliczenie się z haniebnych czynów, musimy zrozumieć, że antysemityzm w kraju bez Żydów stał się sprawą wyłącznie polską, sprawą Polaków. Nie uwolnimy zatrutej pamięci, jeśli sąsiadując pustce, którą pozostawiły po sobie ofiary, mieszkając wciąż w ich domach, a często zasypiając na ich poduszkach, nie postawimy pytań o winę, o odpowiedzialność, o zadośćuczynienie. Na nas, którzyśmy to zrozumieli, ciąży obowiązek dążenia, by zrozumieli to inni. Z tego obowiązku twórcy filmu wywiązali się znakomicie.